[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- To pan dokonuje takiego porównania, nie ja - powiedziała Cat-
herine, spoglądając na ekran telewizora. Pokazywano właśnie nagrane
wcześniej sceny, ukazujące Labesse'a wsiadającego do samolotu i
towarzyszące temu owacje wielotysięcznego tiumu. Odwróciła się
znów do kamery. - Sądzę, iż ludzie w takich chwilach reagują
spontanicznie.
Bailey pochylił się do przodu, starając się teraz, by jego słowa
wywarły na rozmówczyni jak największe wrażenie.
- Jeśli zgodzi się pani, że moje porównanie jest uzasadnione, chociaż
może w trochę niepojęty sposób, to czy nie przychodzi pani na myśl, iż
krótko po Niedzieli Palmowej nastąpiło inne, tym razem straszliwe
wydarzenie na Kalwarii?
Na ułamek sekundy Catherine utraciła pewność siebie, po chwili
jednak uśmiechnęła się znowu.
281
- Wydaje mi się, że od tamtego czasu czegoś się nauczyliśmy. Chyba
pan też tak uważa, panie Bailey?
Reporter wolał nie odpowiadać. Zamiast tego podziękował swej
rozmówczyni i odwracając się do kamery zakończył wywiad.
Wyłączono reflektory i technicy rozpoczęli składanie sprzętu gotowi
do przenosin w inne miejsce.
Bailey nadal siedział w fotelu obok Catherine, która zapaliła pa-
pierosa.
- Czy zdaje sobie pani sprawę z tego, że wielu ludzi na całym świecie
widzi w nim kogoÅ› w rodzaju Mesjasza? Jest pani dziennikarkÄ…,
powinna pani być tego świadoma.
Catherine zaciągnęła się głęboko.
- To środki masowego przekazu wykreowały jego obraz. Wy... my...
jesteśmy w stanie sterować odczuciami ludzi. Potrafimy z
najdrobniejszego wydarzenia w ciągu kilku godzin, uczynić sprawę
światowej wagi. My już nie przekazujemy wiadomości. My je
tworzymy.
- Fenomen Labesse'a nie został wymyślony przez środki przekazu -
sprzeciwił się Bailey. - On sam rozpoczął to wszystko, powstając z
martwych. Watykan, niezależnie od tego, co mogą w tej chwili myśleć
kardynałowie i prałaci, wykreował go na "zmartwychwstałego
świętego". Labesse sam był autorem historyjki pod tytułem: "Byłem
gościem Pana Boga". To również sam Labesse oświadczył, że jedzie do
Rzymu, aby tutaj przekazać wszystkim swe "objawienie". Prasa i
telewizja tylko oparły się na tym, co już miało miejsce.
Miły kobiecy głos zapowiedział przez głośniki przylot samolotu linii
Pan Am.
- Właśnie tak - powiedziała Catherine, gdy ucichły już słowa
zapowiedzi. - Oparto się na tym, co zaistniało. Oparto się również na
innych oczywistych faktach. Dokonano porównań, które potem
rozdmuchano: ukrzyżowanie, zmartwychwstanie...
- Dodajmy jeszcze miejsce, gdzie to wszystko się stało - wtrącił Bailey.
- Jerozolima, Góra Oliwna. To wszystko było oczywiste od samego
początku. Chrześcijanie ze łzami w oczach myślą o powrocie
Mesjasza. Islam stał się znów agresywny. Na całym świecie zaczyna
panować anarchia. Ludzie chcą wierzyć, że na Ziemi przebywa Syn
Boży.
282
- A wy daliście ludziom to, czego chcieli. Pierre Labesse nigdy nie
powiedział o sobie, że jest Synem Bożym.
Bailey rozmyślał przez dłuższą chwilę, oglądając swe opalone dłonie.
- Wie pani, uczciwie przyznaję, iż gdy to wszystko się zaczęło, tam w
Jerozolimie, gdy pierwszy raz ujrzałem go i usłyszałem jak mówi,
uwierzyłem w to, że on naprawdę może być... Mesjaszem -Reporter
spojrzał w stronę Catherine, uśmiechając się słabo. - Naprawdę...
- Dlaczego więc zmienił pan zdanie? - zapytała. Bailey wzruszył
ramionami.
- Wydaje mi się, że po prostu miałem czas, by sobie wszystko
dokładnie przemyśleć, przewartościować... By spojrzeć na to realnie.
Wtedy byłem przemęczony po długiej podróży, nie myślałem
logicznie.
-1 od tamtej pory nie widział go pan więcej? - zagadnęła Catherine.
- Nie widział go nikt z zewnątrz, oprócz pani. Czy pani wierzy, że on
może być Mesjaszem? To brzmi zabawnie w naszych czasach, wiem o
tym, lecz przecież tysiące ludzi tak już uważa.
- Panie Bailey, wierzę, że jest on czymś... kimś tak ważnym dla
naszego zwariowanego świata popadającego w coraz większy chaos, że
wynosząc go na piedestał lub usiłując widzieć w nim kogoś, kim w
rzeczywistości nie jest, można podważyć jego wiarygodność, a nigdy
siÄ™ nie dowiemy, kim naprawdÄ™ jest.
- A kim jest?
- Nie wiem.
- Dlaczego nazywa go pani Mistrzem?
- Dlatego, że jest ponad nami. Jest nauczycielem, który wie to, co my
chcielibyśmy wiedzieć i czego na razie nie jesteśmy w stanie pojąć.
- Jak guru?
Catherine uśmiechnęła się.
- Och, daleko więcej! Bailey przysunął się do niej.
- Powiedziała pani przed chwilką: "usiłując widzieć w nim kogoś, kim
nie jest". Przecież nie wyklucza pani, że może on jednak być kimś
więcej niż ten, za kogo go uważamy.
283
Catherine spojrzała reporterowi prosto w oczy.
- Nie próbuję zastanawiać się nad tym. Ta myśl mnie przeraża. Jestem
z nim blisko. Znam go jako człowieka i myślenie o nim w jakichś...
szerszych granicach mogłoby doprowadzić mnie do szaleństwa. Nie
jestem na to przygotowana. Czy potrafi mnie pan zrozumieć?
- Stanąć twarzą twarz z Bogiem? Tak, potrafię to zrozumieć. Nikt z
nas nie jest na to przygotowany. Czy pamięta pani, co powiedział:
"Gdybyście stanęli w tej chwili przed Bogiem nie rozpoznalibyście Go,
gdyż nie wiedzielibyście w ogóle co widzicie"?
- Tak, w Jerozolimie.
- Wiele myślałem nad tym zdaniem i mam teraz swoją własną teorię
na temat tego, co miał na myśli, wypowiadając te słowa. Czy
rozpoznałaby pani obcego, innego człowieka, gdyby go pani nigdy
wcześniej nie widziała? Czy wiedziałaby pani kim on jest?
- Nie, oczywiście, że nie.
- Dlaczego?
- Dlatego, że nie znałabym go. Ponieważ byłby mi obcy.
- Skąd wiedziałaby pani, że to obcy?
- Dlatego, że bym go nie znała. To brzmi jak jakaś szarada -Catherine
roześmiała się.
- To jest szarada, zagadka - zgodził się Bailey. - Zagadka niemożliwa
do rozwiązania. Nie rozpoznałaby go pani, bo każdy z nas jest inny.
Wszyscy jesteśmy ludzmi. Mamy ręce, nogi i głowy ale równocześnie
wszyscy jesteśmy inni. Obcy, to ktoś, kogo nie znamy, chociaż jest
przecież tak jak i my człowiekiem.
Catherine była wyraznie zaciekawiona słowami Bailey'a.
- Cóż z tego wynika? - zapytała.
- Dokładnie nie wiem. Jedno wydaje się bardzo oczywiste. Gdybym
spotkał Boga idącego na przeciwko mnie pustą drogą i gdyby miał
postać człowieka, nieznajomego, to nawet przechodząc tuż obok
Niego, nie rozpoznałbym w Nim Boga. Kogo zobaczyła pani, gdy
pierwszy raz ujrzała pani Pierre'a Labesse'a?
- Nieznajomego.
- Nie znała go pani, lecz on zgodził się z panią spotkać?
- Wiedział, że przyjdę. Wydawało się, że mnie zna.
- SkÄ…d?
- Nie wiem, tak po prostu... 290
- Chrześcijanie wierzą, że Chrystus zna każdego z nas.
- Nie! - rzuciła Catherine, nagle rozgniewana. - Zostav^^y g0 kim jest.
- Wydaje mi się, że środki masowego przekazu mają piNawo Dv
starać się odgadnąć, kim może być Pierre Labesse. W tej d^wili ':est
on już własnością całego świata, nawet jeśli to my, dzien^^^g
doprowadziliśmy do tego.
Wdzięczny żeński głos znów odezwał się w głośnikach*.
- "Samolot El Al, lot numer 451 z Jerozolimy, podch^00-zj ^0
lÄ…dowania..."
Bailey poderwał się z fotela i ruszył biegiem w stronę dr^wj przed nim
wybiegali z poczekalni technicy ze sprzętem.
Catherine nie poruszyła się jednak, gdyż Labesse był j uz . . % w jej
wnętrzu. Poczuła, jak jego siła zaczyna przezwycięża stracn' kłębiący
się w jej duszy. "Mistrzu, boję się. Mogę nie mieć odwaei by stanąć
przy tobie." "Będziesz ją miała" - odpowiedział je: wewnętrzny głos.
Wysiadł w chwale z wielkiego, srebnego samolotu, u^,ranv w swój
prosty wełniany habit, lśniący teraz biało w świede hakowych
[ Pobierz całość w formacie PDF ]