[ Pobierz całość w formacie PDF ]
działo.
Przyjechali agenci DEA.
Renee dowiedziała się, że w obawie przed Gatesem Jim Colby rozkazał Johnsonowi, by dyskretnie ją
śledził. Podziękuje mu pózniej.
Teraz chciała już tylko odwiedzić Paula.
212
06:00
Gdy policja i śledczy Agencji Antynarkotykowej skończyli swoje przesłuchania, Jim zmusił Re-nee,
żeby odpoczęła i wreszcie się wyspała. Jej zeznania potwierdził zapis wideo z kamer ochrony, więc
nie było żadnego problemu z wiarygodnością. Johnson przywiózł jej nową zmianę odzieży. Po zmyciu
krwi zdrajcy pod prysznicem padła ze zmęczenia i położyła się na łóżku w pokoju wypoczynkowym
pielęgniarek.
Regulamin oddziału intensywnej opieki medycznej zabraniał odwiedzania pacjentów w nocy. Cóż,
poczeka do szóstej rano. Nie chciała iść spać, ale Jim nalegał.
Zwiadomość, że musiała zabić Gatesa, by ratować swoje życie, była dla niej czymś na pograniczu
rzeczywistości. Jim wyjaśnił jej, że szok po pozbawieniu kogoś życia z czasem minie i wszystko wróci
do normy, wiedziała jednak, że będzie musiała przejść terapię psychologiczną. Jim znał kogoś, kto
mógłby pomóc otrząsnąć się jej ze stresu. Pociechą było jednak to, że wreszcie skończył się ten cały
koszmar.
Serce mocniej jej zabiło, gdy zbliżała się do pokoju, w którym leżał Paul. Tak chciała go znowu
zobaczyć, wyznać, że nie zamierzała mu w żaden sposób zrobić krzywdy, sprowadzić na niego nie-
szczęścia. Bała się bardzo, że nie będzie chciał z nią rozmawiać i wyśle ją do diabła.
Po raz pierwszy w życiu wszystko zaczęło się jej
213
układać. Miała nową pracę, dzięki której czuła, że robi coś potrzebnego i pożytecznego. Pogodziła się
z bratem, który uniknął kary śmierci i wyszedł na uczciwego człowieka, gotowego poświęcić swoją
tożsamość, by zeznawać w sądzie przeciwko mafii. Po wszystkich tragicznych przeżyciach i jemu, i
jej należało się długie, szczęśliwe życie. Choć jej szczęśliwe życie zależało od człowieka, który leżał
nieopodal na łóżku szpitalnym. Nie spał już.
- Słyszałem, że wczoraj wieczorem było jakieś spore zamieszanie? - zapytał retorycznie już nie tak
bardzo chrypiącym głosem jak poprzedniego dnia.
- Gates nie żyje.
- Dobrze mu tak.
Renee stała przy łóżku Paula, ale tym razem nie chwyciła jego dłoni.
- Wyglądasz już o wiele lepiej - powiedziała wesołym tonem, który nawet jej samej wydał się
sztuczny.
Paul przyglądał się jej, jakby ją oceniał. Powstrzymała się przed odwróceniem wzroku z zakłopotania.
Czuła, że musi z godnością przyjąć jego decyzję bez względu na to, jaka będzie. Dosyć już wiecznego
uciekania przed wszystkim. Miała tego serdecznie dosyć. Uciekła z Teksasu ze względu na proces
brata i to, co między nimi zaszło. Uciekła z Atlanty, bo nie potrafiła poradzić sobie z kwestią zaufania
do faktów i ludzi, co stawiało pod znakiem zapytania sens jej pracy
214
w prokuraturze. Próbowała dostosować się do soc-jety politycznej Atlanty i zżyć się z pracownikami
biura prokuratora okręgowego, ale nie udało się. Przeszłość podążała za nią jak... jak zły duch, po-
wodując, że nie potrafiła zaufać kolegom prokuratorom ani nawet samej sobie.
Dosyć już tego uciekania.
Paul wyciągnął rękę i pogłaskał ją delikatnie po policzku. Przychyliła się, by było mu łatwiej.
Uśmiechnął się.
- Cieszę się, że już nic ci nie grozi. Opuścił rękę. Widać było, że kosztowało go to
wiele wysiłku.
Dotarło do niej dopiero po chwili. Poruszył ręką. Dotknął jej twarzy. Nadzieja przepełniła jej serce.
Jego uśmiech stopił cały lód strachu z jej serca.
- Lekarze powiedzieli, że za jakiś czas wrócę do pełnej formy.
Azy potoczyły się po jej policzkach, zanim zdążyła je powstrzymać.
- To wspaniała wiadomość. Chwycił jej dłoń.
- Nadszedł chyba czas, żebyś się poprawnie przedstawiła...
Poczuła wielką ulgę.
- No dobrze. Nazywam się Renee Vaughn. Pochodzę z Teksasu.
- Cóż, Renee Vaughn z Teksasu, myślę, że mamy z sobą wiele do pogadania. - Zcisnął jej dłoń. - I
wiele planów do poczynienia.
Pocałowała go w czoło.
215
- Tak, wiele planów.
Ich oczy spotkały się, a w jego spojrzeniu było tyle samo namiętności jak wtedy, gdy się kochali.
- Ale najpierw cię namaluję.
- To chyba da się załatwić.
Pocałowała go jeszcze raz. Tym razem w pocałunku zawarła obietnicę przyszłości.
ROZDZIAA PITNASTY
Chicago
Sobota, 12 maja, 23:15
Jim Colby zaparkował samochód przed swoim domem i westchnął głęboko.
Znowu ominął go obiad ze swoimi dziewczynami.
Była to bardzo pracowita sobota. Pojawiło się wiele nowych spraw. Wkrótce będzie musiał kogoś
zatrudnić, jeśli Tasha nie zdecyduje się wrócić do pracy.
I wcale by jej za to nie winił. Ani jemu, ani jej nie bardzo podobał się pomysł, by zostawiać dziecko w
rękach opiekunki, osoby spoza rodziny.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]