[ Pobierz całość w formacie PDF ]
i pomógł Leah rozstawić półmiski na stole. Myrt i Taylor,
którzy siedzieli naprzeciwko siebie, śmiali się i flirtowali
niczym para młodych zakochanych.
W godzinę pózniej Leah nie pamiętała nawet, co jadła, a
tym bardziej, ile tego było. Choć oboje z Juddem próbowali
włączyć się do ożywionej rozmowy Myrt i Taylora, żadne z
nich nie było w nastroju do beztroskich pogawędek.
Zapamiętała jedynie dyskusję o zdarzających się w okolicy
włamaniach. Popełniono jeszcze dwie kradzieże. Mac
przesłuchał Taylora i Judda, i ponownie udzielił im
ostrzeżenia.
- Zabierzemy kawę do naszego kącika i obejrzymy sobie
ten program rozrywkowy o siódmej trzydzieści - oznajmiła
Myrt. - Zostaw te naczynia. Rano włożę je do zmywarki.
- Zajmij się Taylorem - zaproponował Judd, ustawiając
talerze i półmiski na tacy. - Ja pomogę Leah posprzątać.
- Nie ma potrzeby. - Potrząsnęła głową, chcąc go
zniechęcić.
- Zwietny pomysł, kolego - stwierdził Taylor. Otoczył Myrt
ramieniem i wyprowadził z jadalni.
Judd i Leah bez słowa zebrali naczynia i zanieśli je do
kuchni. Niczym dwa nieme roboty przystąpili do ładowania
zmywarki i sprzątania kuchni. Pracowali obok siebie w
milczeniu. Niekiedy spoglądali sobie w oczy, lecz ze
wszystkich sił starali się unikać fizycznego kontaktu.
Gdy Leah powiesiła na kołku ostatni rondel i spuściła
wodę ze zlewu, Judd wyciągnął swe potężne ręce i ujął
mocno jej małe, drżące dłonie.
Obrzuciła go pośpiesznym spojrzeniem. Uśmiechnął się i
zaczął powoli wycierać jej dłonie trzymaną w rękach
ścierecz-ką. Ze szczególną uwagą przesuwał miękką tkaniną
po każdym palcu.
RS
92
Uporawszy się z tym zadaniem, przebiegł delikatnie i
ostrożnie dłońmi po ramionach Leah, zatrzymując się, gdy
dotarł do barków. Przyciągnął ją do siebie.
- Aadnie pachniesz.
Przytulił twarz do jej szyi. Pomyślał, że umrze, gdy
usłyszał cichutki szept, który wyrwał się z jej gardła.
- To... to perfumy od ciebie.
Zamknęła oczy, napawając się jego bliskością. Jak jedna
osoba może mieć tak wielką władzę nad drugą? zastanowiła
się.
Kupiłem perfumy mojej kobiecie, pomyślał. Objął ją
delikatnie.
- Judd, proszę cię., nie rób tego.
- Czego? - szepnął jej do ucha. - Mam z tobą nie
rozmawiać? Nie dotykać cię.? Nie pożądać?
- Nie rób mi tego. Wiesz, co czuję... czego... czego pragnę.
Wyrwała się z jego objęć, rozpaczliwie usiłując zapanować
nad sobą, swymi uczuciami i postępowaniem.
Judd wpatrywał się w nią, zastanawiając się, co takiego
jest w Leah, że kręci mu się w głowie od samej jej bliskości.
Nie ulegało wątpliwości, że jest piękna, ale świat pełen jest
atrakcyjnych kobiet, w większości łatwiejszych do zdobycia.
Nie potrafił odpowiedzieć sobie na pytanie, co aż tak
fascynuje go właśnie w niej.
- Dlaczego musisz mieć wszystko albo nic?
Zrobił krok w jej stronę, lecz zatrzymał się, gdy się
cofnęła.
- Jestem za stara, by zadowolić się czymś innym - odparła.
- Moje najlepsze lata się kończą.
- Do diabła, masz tylko trzydzieści dziewięć lat, nie
dziewięćdziesiąt dziewięć.
Gdy się do niej zbliżał, cofała się powoli, aż wreszcie
znalazła się pod ścianą. Dzieliło ich kilka centymetrów. Leah
patrzyła na niego, domagając się zrozumienia. Judd nie
RS
93
powiedział ani słowa. Nie dotknął jej. Wiedziała, że
powstrzymuje się całą siłą woli przed uczynieniem tego, co
pragnął zrobić, i czego ona w rzeczywistości również
pragnęła.
- Podobno mówiłeś Taylorowi, iż masz zamiar wkrótce
opuścić Marshallton. Czy to prawda?
Wstrzymała oddech, bojąc się usłyszeć jego odpowiedz.
Judd pochylił się nad nią. Jej wargi niemal dotykały
górnego guzika jego koszuli, a nos muskał gęste,
kasztanowate włosy na piersi, w miejscu, gdzie łączyła się z
szyją.
- Właściwie nie potrzebujesz mnie w Country Class. Oboje
o tym wiemy - powiedział, zatapiając wargi w jej włosach.
- Dokąd... dokąd pojedziesz?
Kolana Leah drżały coraz mocniej, w miarę jak Judd
przesuwał ustami wzdłuż nasady jej włosów.
- Dokąd tylko mnie oczy poniosą. Do następnego miasta.
Właściwie jest mi wszystko jedno.
Puścił ramiona Leah, musnął palcami jej policzki i serią
delikatnych pocałunków pokrył czoło.
- Nie odjeżdżaj. Zostań tu. - Nie mogła znieść myśli, że
Judd ją opuści i już nigdy go nie zobaczy.
- To niemożliwe. Pragnę cię tak, że nie śpię po nocach.
Codziennie chodzę po sklepie podniecony. Ale wiem, że nie
jesteś dla mnie odpowiednią partnerką. Widzę to w twoich
oczach, gdy tylko na mnie spojrzysz.
Chciała zaprzeczyć jego słowom, lecz nie mogła tego
zrobić.
- Zostań. Chociaż przez kilka tygodni. Do końca lutego.
Może...
- Może któreś z nas ustąpi, zmieni zdanie?
- Wszystko jest możliwe.
- Jeszcze miesiąc? - zapytał.
RS
94
- Jeśli zostaniesz, będziesz przynajmniej miał gdzie spać,
co jeść i zarobisz trochę pieniędzy.
Oczyma duszy ujrzała Judda leżącego na parkowej ławce
pod gazetami.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się tobą
opiekować.
Jej słowa wzruszyły go. Nie pamiętał, by kiedykolwiek
ktoś wyraził podobne życzenie. Nie zrobiła tego nawet jego
matka, a tym bardziej zepsuta, samolubna żona.
Miał nadzieję, że wychowując brata i siostrę, Leah
zaspokoiła swój macierzyński instynkt. Najwyrazniej jednak
miała nieograniczone potrzeby opiekowania się bliznimi.
Teraz pragnęła zaopiekować się nim.i, dobry Boże, on
również tego pragnął. Chciał zatonąć w jej miłosnych
uściskach, smakować jej delikatną słodycz. Ona jednak
marzyła o czymś więcej. O dziecku, które mógłby jej dać.
Zacisnął powieki. Potrafił sobie wyobrazić, jak by wyglądała
z wielkim brzuchem. Ta wizja niosła spokój i szczęście.
Oczyma wyobrazni wyraznie widział, jak trzyma niemowlę
przy piersi. W mrocznych zakamarkach jego pamięci krył
się jednak obraz małego, martwego ciała Stevena złożonego
w trumnie.
Poczuła, że się od niej oddala. Objęła go, starając się
przejąć choć część jego bólu. Wiedziała, że odżywa w nim
wspomnienie, którym nie mógł się jeszcze z nią podzielić.
- Jestem przy tobie, Judd.
Przytulił ją gwałtownym ruchem, jakby nie liczyło się dla
niego nic oprócz niej. Dyszał ciężko. Objął dłońmi jej twarz.
- Zostanę. Na jakiś czas.
Zaczęła coś mówić, lecz zamknął jej wargi kciukiem.
- Zrobię to dlatego, że cię pragnę i, Bóg mi świadkiem,
potrzebuję.
- Och, Judd, chciałabym...
RS
95
- Ale nie licz na to, że czas zmieni moje uczucia. - Spojrzał
w jej wypełnione łzami oczy, żałując, że brak mu sił, by
spełnić jej marzenia. - Nigdy już nie będę miał dziecka. Nie
zasługuję na to, żeby być ojcem. Nie sprawdziłem się w tej
roli i mój syn za to zapłacił.
- Wszyscy zasługujemy na to, by dać szczęściu szansę.i ja...
i ty też.
Mimo starań, Leah nie zdołała powstrzymać się od płaczu.
Nie chciane łzy spłynęły jej po policzkach, skapując na
dłonie Judda.
- Zasługujesz na znacznie więcej, niż mogę ci dać. Osuszył
pocałunkami jej policzki, napawając się słonym smakiem jej
łez.
- Zasługuję na ciebie. Wypuścił ją z objęć i cofnął się.
- W takim razie pójdz ze mną na bal charytatywny.
Spojrzała na niego, zdumiona tą propozycją.
- Jeśli mnie pragniesz, to przestań się spotykać ze
Stanleyem. Nie idz z nim jutro na bal.
- Ale... ale wszystko już zaplanowaliśmy. Nie mogę w
ostatniej chwili zostawić go na lodzie. To byłoby nieuczciwe.
- A czy uczciwie jest zwodzić tego faceta, jeśli go nie
pragniesz?
- Nie... nie...
Czuła się osaczona. Nie pragnęła Stanley'a i wiedziała, że
jego oświadczyny są tylko kwestią czasu. Powiedział też
wyraznie, że chciałby mieć więcej dzieci.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]