[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bym się motywami. W zasadzie nikt go nie lubił. Jeśli cho-
dzi o motywy, znajdziesz ich dostatecznie dużo, gdziekol-
wiek spojrzysz wtrąciła Doris i zaczęła znów robić na
drutach.
Motywy, owszem, ale chodzi o motywy wystarcza-
jące dla zamordowania człowieka. O, mój Boże, gdybyśmy
zabijali ludzi tylko dlatego, że ich nie lubimy albo nie mo-
żemy ścierpieć, wkrótce wyludniłaby się nasza ziemia.
Nie, nie ma sensu rozważanie drobnych motywów.
Nonsens przerwała Doris. Przestań wykluczać
innych, pozostawiając siebie jako jedynego podejrzanego.
Właśnie drobne motywy bywają przyczyną większości
morderstw na świecie. Jestem tego pewna.
Ale...
Nie zaprzeczaj mi, Louis. Wiem, co mówię. Po-
ciągnęła włóczkę i zaczęła robić na drutach szybko jak
maszyna. Mógłbyś równie dobrze umieścić na tej liście
jeszcze jedną osobę, która nie lubiła Rałfa Neufelda. Ko-
116
goś, kto żywił do niego niechęć z powodu drobnego incy-
dentu, a jednak z tego powodu z radością by go zamordo-
wał.
Brade był zaskoczony.
Kogo? zapytał.
Doris pociągnęła z wściekłością za nitkę, która się za-
plątała, i wyrzuciła z siebie, jedno słowo: Mnie.
Rozdział 10
Naturalnie, w pierwszym odruchu Brade chciał się ro-
ześmiać, ale ograniczył się tylko do okrzyku pełnego nie-
dowierzania: Ciebie?!
Nie dziw się odparła 2 miejsca Doris. Mówię
poważnie.
Przecież nie możesz tego mówić na serio?
Pamiętasz pewnie, jak Raif Neufeid był u nas w do-
mu w zeszłe Boże Narodzenie. Przypominasz sobie?
Tak, razem z innymi studentami. Wszystkich ich
wtedy zaprosiliśmy przypomniał sobie. I wtedy zbił
się twój wazon.
-To także pamiętasz? Zwietnie. Wobec tego, czy pa-
miętasz dokładnie, w jakich okolicznościach się zbił?
Brade wzruszył ramionami. Raif go rozbił. Powie-
dział to, bo taka tylko odpowiedz pasowała do kontekstu
rozmowy.
Doris spojrzała na niego zrozpaczonym wzrokiem, jak-
by chciała obudzić w nim wspomnienie tego okropnego
wydarzenia. Chodzi o spoSób, w jaki go rozbił. To był
mój wazon, Louis. Sama go zrobiłam na zajęciach z cera-
miki.
Wiem o tym, Doris.
Jednak Doris nadal rozpamiętywała swoją stratę.
Była to jedyna ładna rzecz, jaką mi się udało wykonać
118
w tej szkole. Miał akurat odpowiedni kształt, kolory do-
brze wypalone i był mój własny. Nie kupiłam go. Zrobi-
łam go sama. Znów odłożyła robótkę i druty na kola-
na. Opowiadałam im o tym wazonie i potem pokazy-
wałam. Były nawet moje inicjały na dnie.
Pamiętam powtórzył Brade, trochę już zniecier-
pliwiony, ale nie miał odwagi jej tego okazać. Wazon stał
u nich w domu ponad pół roku i był obiektem zaintereso-
wania na wszystkich przyjęciach, jakie wydawali. Doris
bywała niby to zawstydzona z powodu tego wazonu i żar-
towała na temat jego asymetryczności. Jednocześnie czuła
się z niego dumna, świadczył bowiem o tym, że ludzie, nie
posiadający uzdolnień twórczych, potrafią czasem wy-'
konać coś, co w końcu okazuje się wytworem talentu.
Raif Neufeid stał obok tego stołu przy ścianie.
Doris wskazała na stół w pobliżu wielkiego fotela. Nic
tam teraz nie stało, nic od czasu, kiedy zbił się ten wazon,
i Brade nagle uświadomił sobie, że był to objaw żalu po
utraconym wazonie.
On stał tam właśnie i zaledwie poruszył łokciem,
a wazon spadł rozpryskując się na drobne kawałki.
Wpatrywała się teraz w puste miejsce na podłodze, jak
gdyby widziała znowu roztrzaskane kawałki. Przez
wiele dni próbowałam go znów złożyć i zlepić. Nie mo-
głam. Za dużo było kawałków.
Brade stropiony powiedział: Wypadki zawsze się
zdarzają.
To nie był wypadek i już najwyższy czas, żebyś
o tym wiedział. Nic do tej pory nie mówiłam, ponieważ
nie chciałam psuć twoich stosunków na uczelni. Ale teraz
winowajca nie żyje i mogę to powiedzieć. To nie był wy-
padek. Akurat się t^ik złożyło, że w tym momencie spoj-
119
rżałam na niego. Widziałam, jak poruszył łokciem. Nie
miał potrzeby nim ruszać. Po nic nie sięgał ani niczym się
nie przestraszył. Wysunął spokojnie łokieć do tyłu, dosta-
tecznie daleko, żeby to zrobić. I wcale nie odskoczył.
Wszyscy inni odskoczyli i krzyknęli słysząc brzęk, ale on
nie. Jak widzisz, spodziewał się tego. Zupełnie spokojnie
obejrzał się za siebie, na rozbity wazon, i odstąpił na bok.
Nie powiedział nawet przepraszam, ani wtedy, ani potem.
Po prostu uśmiechnął się lekko. Naprawdę uśmiechnął się.
Moja rozpacz go uszczęśliwiała.
Brade potrząsnął niedowierzająco głową. Wyolbrzy-
miasz to...
Opowiedziałam ci dokładnie, jak to się stało. Oczy
jej płonęły, ale były suche. I powiem ci jedno, Louis.
Dla niektórych ludzi mogłoby to nie mieć istotnego zna-
czenia, po prostu wazon się rozbił i już. Ale dla mnie mo-
gło to stanowić motyw morderstwa. Gdybym miała wów-
czas nóż pod ręką, Louis, wbiłabym mu go w serce i spra-
wiłoby mi to wielką radość. Zabiłabym go na miejscu.
Brade starał się ukryć w swym głosie wzburzenie:
Wydaje ci się tylko, że byś to zrobiła. Ale nawet gdybyś
rzeczywiście miała nóż, na pewno byś go nie zabiła.
O, przestań się wygłupiać, Louis. Zrobiłabym to
z pewnością.
Mogłabyś zrobić tyle innych rzeczy, Doris. Mogłaś
wpaść w szał, nawymyślać mu, pobić. Nic takiego jednak
nie zrobiłaś. Pamiętam, byłaś doskonale opanowana
i wspaniale wypełniałaś rolę pani domu. Na koniec po-
wiedziałaś wszystkim bardzo ładnie do widzenia i dopie-
ro pózniej...
Z nim się wcale nie pożegnałam.
Mimo to nie straciłaś panowania nad sobą. A jeśli
120
mogłaś powstrzymać się od wymyślań, powstrzymałabyś
się również od zabicia go.
'- Nie. Nic by to nie pomogło, nawet gdybym mu na-
wymyślała. Nie tego chciałam. Powiem ci, co czułam do
niego. Byłam zadowolona, gdy dowiedziałam się, że nie
żyje. Przykro mi było i martwiłam się jedynie dlatego, że
" my jesteśmy w to uwikłani, ale tylko dlatego. Minął już
prawie rok i do tej pory mu tego nie wybaczyłam i jesz-
cze dzisiaj myślę, że zasłużył na to, aby zginąć. Taki czło-
wiek zresztą może budzić nienawiść u wielu ludzi.
No, już dobrze, Doris powiedział Brade starając
się przerwać rozmowę. I tak przecież niczego w ten
sposób nie dowiedziesz.
Nie dowiodę? Staram się wykazać ci, Louis, że nic
nie wiesz o motywach. Nie masz pojęcia, z jakich powo-
dów może jeden człowiek zabić drugiego człowieka. Skąd
zresztą miałbyś to wiedzieć? To przecież nie twoja dzie-
dzina. Sam pękałbyś ze śmiechu, gdyby jakiś detektyw,
choćby nie wiem jak sprytny, przyszedł do twojego la-
boratorium i próbował ci wyjaśnić, jak masz prowadzić
swoje badania. Dlaczego więc ty myślisz, że możesz być
[ Pobierz całość w formacie PDF ]