[ Pobierz całość w formacie PDF ]
sama musi się uporać z ogromnym cierpieniem, jakie widziała.
- Byłaś wspaniała - powiedział, gdy wchodzili do domu i ścisnął mocno
jej dłoń.
Gdy byli już w środku, Ariana otworzyła drzwi pokoju, którego
prywatność była warunkiem małżeństwa.
- Chcę ci coś pokazać. - Pociągnęła go za sobą.
Lazz przeglądał jej prace oszołomiony. Chodził po pokoju i oglądał obraz
po obrazie.
- Ty to zrobiłaś, prawda? Wszędzie rozpoznałbym twoje prace.
- Większość namalowałam we Włoszech. Do nowej książki Pennywinkle.
To zresztą zależy od tego, jaka będzie decyzja Aarona. Aaron Talbot wydaje
serię Pani Pennywinkle. Dlatego spotkaliśmy się wtedy na lunchu.
S
R
- A więc to było spotkanie biznesowe? - Ależ z niego gamoń. Nareszcie
się dowiedział, kim jest Talbot. Nie potrafił wyjaśnić, dlaczego poczuł taką
ulgę. Jedynie skrucha była racjonalna. - Przepraszam, Ariano. Naprawdę
jestem osłem.
- W każdym razie zdarza ci się. - Ariana uśmiechnęła się.
Lazz przyglądał się jej obrazom, kręcąc głową w zachwycie.
- Rozumiem, że Talbot przyjął twoje prace?
- Niezupełnie. Wprawdzie widział dopiero portfolio, a nie żywe obrazy,
ale stwierdził, że są za bardzo dziwaczne, zbyt oryginalne. Zanadto odbiegają
od standardowych ilustracji do bajek.
- Czy on zwariował? - W głosie Lazza brzmiała prawdziwa pogarda.
- Zdaje się, że tak. Babcia uważa podobnie. I wtedy dotarło do niego.
- Penelope. Penny. Ona jest Panią Pennywinkle.
Ariana skinęła głową.
- Wymyślała bajki od zawsze. Zaczęła malować w formie terapii po
wypadku. Teraz, gdy artretyzm nie pozwala jej robić tego dłużej, chce, żebym
przejęła serię.
- Nie rozumiem. Dlaczego Penelope nie pojawiła się na uroczystości,
skoro tu jest?
- Jednym z efektów ubocznych wypadku jest to, że babcia ma ataki
paniki. Ciągłe zainteresowanie mediów po wypadku tylko pogorszyło sprawę.
- Nie wiedziałem, że jesteś taka utalentowana, Ariano - powiedział,
biorąc ją w objęcia. - A to, co dzisiaj zobaczyłem, tylko utwierdziło mnie w
przekonaniu, że jesteś niezwykłą osobą.
Ariana pocałowała go delikatnie, przywierając do niego całym ciałem.
Poddał się jej pocałunkowi. Poddał się jej całej. W tej chwili Lazz wiedział już,
że to, w co nie chciał uwierzyć
S
R
- Płomień - to był tylko początek. Początek miłości.
Ariana jęknęła.
- Nie mam siły się ruszać.
- Witam w klubie.
- Konam z głodu - wyznała. - Może zamówimy kolację. To najlepszy
sposób, żeby się najeść, nie ruszając się dalej niż do telefonu.
- Kolację? - Lazz zerknął na zegarek. - O, rany. Jak pózno! Dzisiaj nici z
wylegiwania się. Twój ojciec będzie tu lada chwila. Pomyślałem, że
zabierzemy go na kolację.
Panika sprawiła, że Ariana dosłownie podskoczyła, jakby ktoś ukłuł ją
szpilką.
- Tata? Tutaj? Dlaczego przyjeżdża? - wyrzuciła z siebie po włosku.
- Poprosiłem go, żeby przywiózł Brimstone'a.
Zesztywniała ze strachu.
- Teraz? Po co ten pośpiech?
Lazz spojrzał na nią badawczo.
- Muszę oszacować wartość diamentu. Nie nastąpi to z dnia na dzień.
Wczoraj zadzwoniłem do twojego ojca i poprosiłem, żeby przywiózł go w
ciągu tygodnia. Powiedział, że przyjedzie dzisiaj.
Ariana rozluzniła się i odetchnęła.
- Ciekawe, dlaczego nie dał mi znać. To dobra wiadomość. -
Uśmiechnęła się. - To naprawdę świetna wiadomość.
Przyciągnął ją do siebie.
- I nie rozdzielamy kamienia, pamiętasz? Rodzina Dante go wykupi.
Rozdzielenie Brimstone'a przynosi pecha.
- Naprawdę? Dlaczego? - zapytała tak zaintrygowana, że zapomniała, że
powinna się szybko zacząć ubierać.
S
R
- Zgodnie z legendą Brimstone powinien się podzielić samorzutnie. Z
diamentami zazwyczaj tak się nie dzieje. Trzeba im w tym trochę pomóc. Póki
kamień samorzutnie się nie podzieli, zatrzymamy go w rodzinie.
- A co, jeśli się rozdzieli?
- Będziemy bogaci.
Ariana roześmiała się.
- Tak głosi legenda?
- Nie, ja tak mówię. Legenda głosi, że to będzie dobra wróżba dla
przyszłych pokoleń. Cała rodzina Dante to jeden wielki przesąd, więc nie
muszę ci tłumaczyć, jakie to dla wszystkich ważne.
Zanim zdążyła odpowiedzieć, rozległ się dzwonek do drzwi. Lazz
właśnie skończył się ubierać.
- Nie musisz się spieszyć - uspokoił ją. - Zajmę jakoś twojego ojca.
Dołączyła do nich, gdy Lazz wręczał Vittoriowi szklankę whisky. Dłoń
ojca drżała wyraznie.
Gdy do uszu Ariany dobiegła fraza podwójna whisky", serce dosłownie
stanęło jej w gardle. Starała się pochwycić jego spojrzenie, ale Vittorio nie
patrzył jej w oczy. W tym momencie już wiedziała. Nie znalazł diamentu.
- Miałem nadzieję, że opóznię nieco tę rozmowę - zaczął Vittorio.
- Co się stało? - zapytał Lazz.
- Przyjechałem, żeby ci powiedzieć, że nie mam kamienia.
Ariana przymknęła oczy.
- Och, tato - szepnęła.
- Próbowałem zadzwonić i cię ostrzec, bambolina, ale...
Lazz przerwał mu, walcząc z niepohamowaną złością.
- Co się stało z diamentem? Gdzie on jest?
S
R
Vittorio zawahał się.
- Po śmierci Dominica usunąłem kamień z depozytu w banku - wyznał.
Ariana opadła na najbliższe krzesło. To niemożliwe. Przecież ojciec
powiedział jej, że diament ostatnio zniknął.
- Nie było go przez tyle lat?
- Niestety tak. - Vittorio chrząknął. - Primo nie wiedział, że diament
znalazł się w moim posiadaniu, więc chciałem go zwrócić i wytłumaczyć, jak
to się stało.
- Oczywiście, to było jedyne wyjście z sytuacji. Jakiekolwiek
dysponowanie diamentem byłoby nieetyczne.
Vittorio zaczerwienił się lekko.
- Takie też było i moje zdanie - odrzekł spokojnie. - Ale zanim zdążyłem
go zwrócić, diament zniknął. Szukałem go wszędzie. Jakby się zapadł pod
ziemię.
- I przez ostatnich kilkanaście lat go szukałeś? Przypuszczam, że
powiadomiłeś władze? - Lazz uniósł brwi. - Nie?
- Nie - przyznał Vittorio. - Nikomu nie powiedziałem o zniknięciu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]