pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przypomniałam sobie wyraz twarzy Elodie, kiedy Alice dała jej naszyjnik.
Elodie była z nią teraz.
Upuściłam wisiorek. Kamień pękł, uderzając o krawędz biurka, i wylała się z niego kropla
płynu, która zasyczała na podłodze, wypalając na niej czarny ślad.
111
Niewiarygodne, jaka byłam głupia. Jaka naiwna.
- Jenna, zawołaj panią Casnoff i Cala. Powiedz im, żeby udali się jak najszybciej do lasu, do
grobów Alice i Lucy. Ona będzie wiedziała, gdzie to jest.
- A ty dokąd idziesz? - zapytała, ale ja nie odpowiedziałam.
Popędziłam przed siebie - tak samo jak tej nocy, kiedy znalazłam Chaston,
Wpadłam między drzewa, których gałęzie raniły mi twarz i ręce, a kamienie wbijały się w
stopy Miałam na sobie tylko spodnie od piżamy i podkoszulek, ale ledwie czułam zimno.
Biegłam przed siebie.
Teraz bowiem zrozumiałam, w jaki sposób Alice stała się istotą cielesną, skąd brała całą moc,
mimo że powinna być martwa. Rytuał czarnej magii, w który została schwytana, nie uczynił z
Alice czarownicy^ uczynił z niej demona.
Z ciebie też - słyszałam szept w myślach, - Czymkolwiek ona jest, ty jesteś taka sama.
ROZDZIAA 31
Byłam pewna, że kiedy dotrę do cmentarza, zastanę Elodie leżącą w kałuży krwi, a może
nawet martwą. Tymczasem ze zdumieniem zobaczyłam ją stojącą obok Alice, z uśmiechem
znikającą - by pojawić się kilka sekund pózniej metr dalej.
Udało jej się opanować zaklęcie przenoszące.
Alice dostrzegła mnie pierwsza i uniosła rękę w geście powitania. Gapiłam się na nią,
niedowierzając, że uważałam ją po prostu za ducha. %7ładen z duchów w Hekate nigdy nie
wyglądał tak prawdziwie, żaden nie był tak materialny. Od Alice promieniowało życie.
Czułam się głupio, że wcześniej tego nie dostrzegłam.
Zbliżyłam się do nich z sercem walącym ze strachu. Uśmiech znikł z twarzy Elodie, gdy tylko
mnie zobaczyła. Wbiła wzrok w jakiś punkt ponad moją głową.
- Elodie - powiedziałam głosem, który miał brzmieć spokojnie, ale wiedziałam, że jest równie
napięty i przerażony jak ja. - Chyba powinnyśmy wracać do szkoły. Pani
Casnoff cię szuka.
- Nieprawda - odparła Elodie, sięgając pod bluzkę i wyciągając naszyjnik. - On świeci, kiedy
ktoś mnie szuka, i mówi mi, kto to jest. Widzisz? - Kamień rozbłysł, a ja zobaczyłam swoje
imię wypisane bladozłotymi literami.
- Pamiątka rodzinna, co? - zapytałam Alice. Uśmiechnęła się, ale ja dostrzegłam jakiś błysk w
jej oczach.
- Ej że, Sophio, nie bądz zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna - odpowiedziałam nieco zbyt szybko. - -Myślę tylko, że Elodie i ja
powinnyśmy wracać do szkoły.
W myślach usiłowałam policzyć, ile czasu zajmie pani Casnoff i - jak miałam nadzieję -
Calowi dostanie się tutaj. Jeśli Jenna odnalazła ich zaraz po moim wyjściu, to powinni być
raptem kilka minut po mnie.
Alice zmarszczyła brwi i uniosła rękę, jakby nasłuchując... albo raczej węsząc - w tym geście
nie było nic ludzkiego. Poczułam, że drżę.
- Jesteś przerażona, Sophio - powiedziała. - Czemu miałabyś się mnie bać?
- Nie boję się - odparłam, ale głos znowu mnie zdradził.
Wiatr szalał w wierzchołkach drzew, wyginając je ku sobie i rzucając dziwaczne cienie na
ziemię. Alice odwróciła głowę i wzięła głęboki oddech. Tym razem na jej twarzy pojawił się
gniew.
- Przyprowadziłaś tu intruzów. Dlaczego to zrobiłaś, Sophio?
Pstryknęła palcami w kierunku lasu, a ja usłyszałam głośny trzask, jakby drzewa wyrywały
korzenie z ziemi i poruszały się. Z przerażeniem uświadomiłam sobie, że Alice zatrzymywała
panią Casnoff i Cala.
- Przyprowadziłaś tu Casnoff? - zapytała Elodie, ale ja nie spuszczałam oczu z Alice.
- Wiem, czym jesteś opowiedziałam głosem niewiele
mocniejszym od szeptu.
Spodziewałam się, że Alice zrobi zdziwioną minę albo też rozzłości się, ale ona uśmiechnęła
się tylko. Co było znacznie straszniejsze.
- Doprawdy?
- Jesteś demonem.
Zaśmiała się chrapliwym głosem, a w jej oczach zapaliły się czerwono-fioletowe ogniki.
Odwróciłam się do Elodie. Miała na twarzy wymalowane poczucie winy, ale nie zawahała się
pod moim spojrzeniem.
- Wezwałyście demona - powiedziałam, a ona potaknęła, tak jakbym oskarżała ją o
farbowanie włosów albo coś równie niewinnego.
- Nie miałyśmy wyboru - oznajmiła. - Słyszałaś, co gada Casnoff: nieprzyjaciel cały czas
rośnie w siłę. Mój Boże, Sophie, przecież oni zdołali przekabacić jednego z naszych i
wykorzystać go przeciwko nam. Musiałyśmy być przygotowane.
Mówiła to wszystko spokojnym tonem przedszkolanki.
- I co? - zapytałam roztrzęsiona. - Pozwoliłyście jej zabić Holly?
Teraz dopiero spuściła oczy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta