pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

sięgnęła po raz drugi.
- A teraz, jeśli dasz mi spokój na pół godziny, to potem wyjmiemy zabawki
na choinkę i ozdoby świąteczne. W nagrodę pozwolę, żebyś sama ustawiła
szopkę na półce nad kominkiem.
Megan jeszcze raz wygarnęła palcem masę i wymknęła się z kuchni.
- Pół godziny to bardzo dużo czasu - mówił głos w jej głowie.
Posłuszna temu szeptowi poszła na górę i zatrzymała się pod sypialnią
rodziców. Drzwi były zamknięte i gdy zerknęła przez dziurkę, zobaczyła, że
matka nadal leży w łóżku.
Czekała obserwując ją bacznie. Po upływie pełnej minuty stwierdziła, że
matka jeszcze śpi. Idąc dalej korytarzem minęła drzwi prowadzące do dużej
szafy w ścianie, gdzie trzymano bieliznę pościelową, i otworzyła następne.
Poranne słońce oświetlało pokój dziecinny. Megan oglądała kolorowe tapety
oraz nowiutkie meble, które rodzice kupili dla jej młodszego brata. Zaczęła się
zastanawiać, czy mimo wszystko nie powinna przestać słuchać lalki i
zignorować głos rozbrzmiewający w jej głowie. Jednak gdy tylko zaświtała jej
ta myśl, głos znów do niej zaszeptał:
- Ten pokój jest o wiele przytulniejszy od twojego - powiedział. - Tobie nie
kupili nowych mebli.
Megan ostrożnie zamknęła drzwi i na palcach podeszła do kołyski.
Lalka leżała pod różowo-błękitnym kocykiem. Miała obróconą głowę i
wyglądała zupełnie tak, jakby patrzyła wprost na dziewczynkę.
- Wez mnie - poleciła lalka.
Megan posłusznie wykonała polecenie.
- Zanieś mnie do okna.
Tuląc do siebie zabawkę Megan podeszła do okna.
- Otwórz okno.
Odłożywszy ją na parapet, Megan podniosła dolną część okna najwyżej, jak
zdołała. A potem, dalej wykonując polecenia, które głos szeptał w jej głowie,
wzięła zabawkę i wysunęła się na spadzisty w tym miejscu dach. Trzymając
się mocno krawędzi parapetu umieściła lalkę jak najdalej od okna.
Lalka ześliznęła się po mokrych dachówkach. Serce Megan biło jak młotem,
kiedy zabawka staczała się coraz bliżej krawędzi. Wtem rąbek jej spódniczki
zaczepił o ostrą krawędz jednej z dachówek i lalka zatrzymała się centymetr
od rynny, uniknąwszy upadku na taras wyłożony kamiennymi płytkami.
Megan wróciła do pokoju, zostawiając otwarte okno. Wbiegła przez łazienkę
do sypialni rodziców.
- Mamusiu! - zawołała. - Mamusiu! Obudz się! - dopadła łóżka i zaczęła
szarpać matkę za ramię. - Mamusiu! Mamo!
Elizabeth obudziła się raptownie. W jej uszach jeszcze brzmiał głos
maleństwa. Chociaż otworzyła oczy, krzyk nie ustawał. Wreszcie mimo
otępienia spowodowanego środkiem uspokajającym, rozpoznała głos Megan.
- Kochanie? - powiedziała, z trudem siadając na łóżku. Córka nadal szarpała
ją za ramię. - Co się stało? O co chodzi?
- Dziecko. Mamusiu, coś złego stało się dziecku - wyjaśniła. - Chodz!
Dziecko! A więc to nie był sen, jej maleństwo rzeczywiście ją wołało.
Odrzuciwszy kołdrę Elizabeth wstała z łóżka i potykając się pośpieszyła
przez łazienkę do pokoju dziecinnego.
Kołyska była pusta!
- Gdzie on jest? - zawołała Elizabeth podnosząc głos, bo ogarnęło ją paniczne
przerażenie. - Co mu się stało?
- Jest na zewnątrz - powiedziała Megan wskazując otwarte okno. -
Próbowałam go powstrzymać, ale...
Elizabeth już dalej nie słuchała. Podbiegła do okna i wyjrzała na zewnątrz,
gdzie królował słoneczny, jasny poranek.
A tam, na dachu, centymetr od krawędzi leżało jej maleństwo. Jak do tego
doszło? Skąd on się tam wziął?
To na pewno przez nią.
Wszystko to jej wina! Nie powinna była zostawiać go samego. Ani na chwilę.
Jeśli spróbuje się odwrócić albo chociaż drgnie, jak amen w pacierzu spadnie
na ziemię.
Elizabeth wychyliła się z okna i wyciągnęła
rękę, ale nie zdołała chwycić lalki. Podkasawszy koszulę nocną wysunęła się
na dach, trzymając się mocno parapetu.
- Pomóż mi - zwróciła się do córki. - Chwyć mnie mocno za rękę.
Gdy Megan podeszła bliżej okna i złapała obiema rękami za przegub matki,
Elizabeth puściła parapet.
- Teraz - szepnął głos w głowie dziewczynki.
Nie zastanawiając się nad tym, co robi, posłusznie puściła rękę matki.
Elizabeth zaczęła się zsuwać po dachu, jej bose stopy nie znalazły oparcia na
mokrych dachówkach. Sekundę pózniej jej lewa stopa zatrzymała się na
rynnie. Przez moment sądziła, że sobie poradzi. Wyciągnęła rękę i chwyciła
lalkę, ale było już za pózno. Straciła równowagę i nie mając się czego złapać,
poleciała w dół i uderzyła głową o kamienny taras. Cały czas obronnym [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta