[ Pobierz całość w formacie PDF ]
poczucia winy. Jeśli nie ucieknie, Ross i tak wystawi ją na śmierć.
Nie dał jej wyboru.
Zignorowała krótkie poczucie ulgi, gdy usłyszała, jak jęknął
cicho. Wyszła z budynku i nie chcąc zwrócić na siebie uwagi,
zmusiła się, by nie pobiec do-samochodu. Szła szybko, drżąc, że
w każdej chwili może usłyszeć za sobą kroki Rossa.
Otworzyła drzwi pasażera i sięgnęła po torbę, żeby wstawić ją
na przednie siedzenie.
Nagle silna dłoń zacisnęła się na ramieniu Allie, wyszarpując
ją z wozu. Pistolet wypadł jej z palców I ze stukiem uderzył o
podłogę.
Ogarnęła ją dzika furia.
Nie! Tym razem jej nie zatrzyma!
Wyszarpnęła się gwałtownie i odwróciła ku niemu, gotowa
rozorać mu twarz paznokciami, jeśli będzie trzeba.
Ich spojrzenia spotkały się. To nie był Ross. Roy Taylor
pochylał się nad nią. Spojrzenie miał tak samo przerażające i
martwe jak wówczas, na ulicy. Uśmiechał się okrutnie wąskimi,
bezkrwistymi wargami.
Zobaczyła pięść tuż przed swoją twarzą na ułamek sekundy,
zanim poczuła cios. Ból eksplodował pod czaszką, a głowa
odskoczyła raptownie. Usta wypełnił słony smak krwi. Zamrugała
rozpaczliwie, aby rozpędzić mgłę przed oczami.
Teraz widziała już tylko jego. Podsunął się jeszcze bliżej;
gorący oddech palił jej twarz i wciskał się do płuc. Myślała, że się
udusi.
- To tylko przygrywka - ostrzegł. - Należy ci się dużo więcej i
wierz mi, będziesz miała wszystko, na co zasłużyłaś. - Znów
chwycił jej ramię. - A teraz chodz. Dalej jedziesz ze mną. Rossa
obudził głośny jęk. Dopiero po dobrej chwili zrozumiał, że sam
wydał ten odgłos. Zamrugał, zmagając się z tępym, pulsującym
bólem głowy. Otworzył oczy i zobaczył ocean szarości. Beton.
Betonowa podłoga damskiej toalety.
Cholera, Allie, zapłacisz mi za to. Trudno, niech robi pod sie-
bie, ale następną toaletę zobaczy dopiero przed Nowym Jorkiem,
pomyślał mściwie.
Ignorując ból pod czaszką, chwiejnie podniósł się na nogi i
oparł o framugę drzwi, czekając, aż świat przestanie wirować mu
przed oczami. Potrząsnął głową, aby lepiej widzieć i skrzywił się,
gdy przeszył go ból w karku. Musiał być nieprzytomny najwyżej
parę chwil. Nie mogła uciec daleko. Wyszedł z budynku i jego
wściekłość natychmiast ulotniła się, gdy zobaczył scenę na par-
kingu. Jakiś mężczyzna trzymał Allie. Byl odwrócony do niego
plecami, ale Ross potrafił rozpoznać tego drania zawsze i
wszędzie. Taylor próbował ją uprowadzić. Nie dała się, walczyła.
Ross rzucił się przed siebie, wołając Taylora, aby odwrócić
uwagę napastnika od Allie. Sięgnął po broń, ale kieszeń była pus-
ta. Musiała ją zabrać.
Kątem oka zarejestrował, że jakiś nowy samochód wjeżdża na
parking.
Wtedy Taylor uderzył Allie. Krew bryznęła jej z ust.
Ross, zaszokowany, potknął się, po czym pobiegł jeszcze
szybciej. Allie nie dała mu szans, aby jej pomógł. Zabrała mu
broń.
Taylor próbował znów pociągnąć ją za sobą, myśląc zapewne,
że teraz będzie uległa. Najwyrazniej nie zdawał sobie sprawy, z
kim ma do czynienia. Rzuciła się na niego, wznosząc łokieć tak
błyskawicznie, że zobaczył go w ostatniej chwili i nie zdążył się
uchylić. A już z pewnością nie widział kolana, które wbiło się w
jego krocze. Zawył z bólu i rozluznił chwyt na tyle, że mogła
walnąć go torbą, trzymaną w drugiej ręce, i odtrącając go, pobiec
przed siebie.
Ross zatrzymał się, gdy zobaczył, że Allie zmienia kierunek i
biegnie wprost na niego.
Taylor odwrócił się z grymasem furii.
Miał w ręku broń.
Ross znów rzucił się przed siebie.
Taylor uniósł broń.
Ross otworzył usta do ostrzegawczego krzyku, choć wiedział,
że nie zdąży.
Huk strzału zagłuszył słowa.
Na ułamek sekundy zamarło mu serce.
Lecz Allie ciągle biegła ku niemu, nie zwalniając ani na mo-
ment, nawet się nie potykając. Za to Ross zgubił krok i
znieruchomiał w szoku, niezdolny pojąć tego, co widzi.
Chór przerażonych i zaskoczonych głosów rozbrzmiał echem
z drugiej strony parkingu. Ross nie wydał dzwięku. Osłupiały,
wpatrywał się w krwawą miazgę, która pojawiła się tam, gdzie
jeszcze przed chwilą był czubek głowy Roya Taylora. Za moment
ciało Taylora bezwładnie padło na ziemię. To było jak koszmarny
sen, pozbawiony jakiegokolwiek sensu. Ktoś zabił Taylora.
Odstrzelił mu pół głowy.
Taylor był martwy.
Ross ocknął się wreszcie i szybko odwrócił, szukając wzro-
kiem zabójcy. Zobaczył mężczyznę wysiadającego z samochodu,
który przed chwilą przyjechał. Z bronią w ręku obcy zaczął iść,
kierujÄ…c siÄ™ wyraznie w jego stronÄ™.
Allie dopadła go pierwsza. Przebiegłaby obok, gdyby nie
wyciągnął ręki i nie zatrzymał jej. Szarpnęła się, lecz nie popuścił
chwytu.
Zaczęła dziko mu się wyrywać. Chwycił ją za drugie ramię i
zmusił, by popatrzyła mu w oczy.
- Allie, wszystko porządku. On zabił Taylora.
- Wiem, ale widzisz, że dalej uciekam. Muszę stąd zniknąć.
To nie miało żadnego sensu. Może nie zrozumiała, co mówi?
- Allie, on zabił Taylora - powtórzył. - Jest po naszej stronie.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Nie. Nie jest.
Nie przekonały go ani jej słowa, ani skrajna desperacja,
brzmiąca w jej głosie. Przekonał go wyraz oczu Allie, który
widział już wcześniej, kiedy pierwszy raz zobaczył ją na chica-
gowskiej ulicy, gdy przylgnęła do niego, a on zamknął ją w och-
ronnym uścisku. Wyraz skrajnej paniki. Strach malujący się w
każdym szczególe jej rysów. Ale tym razem wyglądała nierównie
gorzej.
Ross wiedział, że nie przesadza. Z nieznanych mu powodów
była przekonana, że ten człowiek jej zagraża. I choć nie rozumiał,
dlaczego, musiał jej zaufać, gdyż była w tej sprawie nieomylna. -
Uciekajmy stÄ…d.
Zanim skoczyła w mrok, pociągając go za sobą, zdążył
wyczuć moment ulgi, z jaką zareagowała na jego słowa.
ROZDZIAA ÓSMY
Po kilkunastu krokach Ross przejÄ…Å‚ prowadzenie i zaczÄ…Å‚ klu-
czyć wśród drzew, holując za sobą Allie. Nie miała zamiaru
[ Pobierz całość w formacie PDF ]