[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ona, ze swoim wyglądem, miałaby kogoś uwieść? Czegoś
głupszego w życiu nie słyszała. Poprawiła włosy i zaplotła ręce
na piersiach.
Walton Isby odchrząknął i otworzył zebranie. Wszystko
przebiegało jakby nigdy nic, jakby nic się nie wydarzyło.
Niespokojnie postukiwała palcami, aż w końcu zdecydowała,
że nie będzie dłużej czekać, nie pozwoli się tak traktować.
Kiedy zakończył omawiać sprawy związane ze szkołą i
postępami uczniów, ponownie odchrząknął i zapadła chwila
ciszy. Mary odebrała to jako sygnał; sygnał, że teraz przyszła
kolej na wyjaśnienie jej sprawy. Wstała więc i spoglądając
wprost na niego, powiedziała:
- Panie Isby, zanim pan przejdzie do kolejnych spraw,
chciałabym prosić o głos.
Zdawał się być zbity z tropu, a jego twarz przybrała
czerwonawy odcień.
- To wbrew regułom, panno Potter - wymamrotał w
końcu.
- Możliwe, ale to bardzo istotna kwestia. - Starała się za
wszelką cenę zachować spokój. Mówiła więc wolno i
wyraznie, donośnym głosem, który wypełniał teraz całe
pomieszczenie. - Może nie każdy o tym wie, ale mam
uprawnienia, aby nauczać prywatnie, także poza szkołą.
52
Isby i wszyscy inni zgromadzeni w sali nie spuszczali z niej
wzroku.
- Przez ostatni miesiąc uczyłam Joego Mackenziego w
moim domu, pomagałam w nadrobieniu braków, bo jak
wszyscy wiedzą, zdecydował się w pewnym momencie rzucić
szkołę.
- Jasne... - usłyszała czyjś sarkastyczny głos.
Oczy Mary zapłonęły oburzeniem.
- Kto to powiedział ? - zapytała ostrym tonem.
- To była wyjątkowo niekulturalna uwaga - dodała, jako że
w klasie zapadła grobowa cisza. Kiedy przyszłam do tej
szkoły, po jakimś czasie zorientowałam się, że jeden z uczniów
nie pojawia się na lekcjach. Przejrzałam jego oceny i zadziwiło
mnie, że tak dobry uczeń zrezygnował ze szkoły. Być może
nikt z państwa nie zainteresował się tą sprawą, ale Joe był
najlepszy w swojej klasie. Skontaktowałam się więc z nim,
przekonałam go, że to był wielki, błąd, i wytłumaczyłam, że
dzięki lekcjom ze mną będzie mógł nadrobić zaległości. W
ciągu jednego miesiąca nie tylko je nadrobił, ale przegonił
klasę. Wiedziałam, że Joe marzy o lataniu. Udało mi się
nawiązać kontakt z senatorem Allardem, który zainteresował
się sprawą Joego. Zgodził się napisać mu list rekomendacyjny
do Akademii Wojskowej w Kolorado Springs. Joe Mackenzie
jest doskonałym przykładem dla naszej małej społeczności,
który dowodzi, że warto pomagać zdolnym młodym ludziom. I
mam taką nadzieję, że wszyscy się do tej pomocy przyłączą.
Była usatysfakcjonowana, widząc na twarzach zebranych
zdziwienie i swoisty zawód. Odetchnęła z ulgą i usiadła. Z
pewnością ciotka Ardith byłaby ze mnie dumna, pomyślała.
Rozejrzała się dokoła i kątem oka dostrzegła na korytarzu cień
wysokiego, barczystego mężczyzny. Wolf stał ukryty za
drzwiami i przysłuchiwał się debatom na sali. Serce zaczęło jej
mocniej bić, dawno go przecież nie widziała.
Pan Isby chrząknął i szepty w klasie ustały.
53
- To dobra wiadomość, panno Potter - zaczął niezbyt
chętnie - ale i tak uważamy, że nie jest pani najlepszym
przykładem dla naszych dzieci...
- Mów za siebie, Walton - odezwała się niespodziewanie
Francie Beecham.
Mary podniosła się z miejsca i zapytała:
- Nie bardzo wiem, co pan ma na myśli. W jakim sensie nie
daję młodzieży dobrego przykładu?
- To niezbyt udany pomysł z tymi codziennymi
odwiedzinami w pani domu do póznej nocy - wysapał pan
Hearst.
- Joe opuszcza mój dom zawsze o dziewiątej, po trzech
godzinach nauki. Myślę, że ma się to nijak do sformułowania,
którego pan użył. Jeśli się to państwu nie podoba, z miłą chęcią
będę przeprowadzać kolejne lekcje na terenie szkoły.
Przez klasę przebiegł pomruk niezadowolenia. Pan Isby,
który z natury rzeczy był człowiekiem poczciwym i
dobrodusznym, wyglądał na przerażonego. Otarł chustką
krople potu, które pojawiły się na jego czole. Francie Beecham
wyglądała na skrajnie wściekłą.
- To wyjątkowo trudna sytuacja - odezwała się Cicely
Karr. - Joe ma naprawdę niewielkie szanse, by dostać się do
Akademii Wojskowej. Sama musi pani to przyznać. A prawda
na dzień dzisiejszy jest taka, że nie podoba się nam, że spędza
pani z tym chłopcem sam na sam tyle czasu.
- A to niby dlaczego? - Mary z dumą uniosła brodę.
- Pani jest nowa w Ruth i być może nie rozumie pani tej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]