[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Na to wyglądało - przyznał Dominic. - Wydawał się
zdruzgotany, kiedy umarła. Ale mogło tak być dlatego -dodał
cynicznie - że z całego majątku dostał tylko jedną trzecią. Pa-
łac i jedna trzecia pieniędzy przypadły mnie, reszta została
złożona w funduszu powierniczym dla Davida, póki nie
skończy trzydziestki.
- Ale ty nie miałeś trzydziestu lat w chwili śmierci twojej
matki - zaprotestowała.
- Miałem dwadzieścia sześć lat i spory własny majątek -
odparł wyniośle. - David miał dopiero osiemnaście i był do-
syć niedojrzały. Mama chciała zachować rodzinną fortunę...
Nicola nagle zrozumiała, do czego to wszystko prowadzi,
i zamilkła.
- Majątek Johna Turnera miał po jego śmierci wrócić do
rodziny.
- Rozumiem - odpowiedziała Nicoła ze ściśniętym gar-
dłem. Miała ochotę ukryć twarz w dłoniach i rozpłakać się.
Wyglądało na to, że dom i pieniądze, które zapisał jej John,
nie należały się jej...
69
S
R
Ale w takim razie dlaczego obaj adwokaci, nawet signor
Mancini, który najwyrazniej pracował dla Dominika, dopu-
ścili do tego? A może roszczenia Dominika opierały się ra-
czej na założeniach moralnych, nie prawnych? W takim razie
sprawa wyglądała trochę inaczej.
Nie walczyłaby, gdyby ktoś niemąjętny stracił przez nią
spadek, ale wyglądało na to, że ani Dominika, ani jego brata
nie pozbawia istotnej części majątku. Jeżeli chciał jedynie, by
udział Johna powiększył i tak imponującą fortunę...
Nicola była małomówna i bezbronna, ale nie pozbawiona
charakteru. Odziedziczyła po babci wewnętrzną siłę, stalową
wolę, która kazała jej walczyć w swojej obronie. Wy-
prostowała się na krześle.
- Twierdzisz, że majątek Johna miał wrócić do rodziny?
- Tak.
- I obwiniasz mnie o to, że nie wrócił?
- Nie do końca. Młoda wdowa musi dbać o swoją przy-
szłość - dodał ironicznie.
Nie była to odpowiedz, jakiej oczekiwała.
- Co to właściwie ma znaczyć?
- Wszyscy rozumieli, że powinien wrócić.
- Cały? Ale przecież John musiał mieć jakieś własne pie-
niądze? Mówił mi, że dom w Londynie należał do jego rodzi-
ców.
- No, może nie cały - przyznał niechętnie Dominic. -Ale
na pewno pieniądze, które dostał po mamie, oraz Ca' Malva-
sia. Tak miało być.
- Kto tak zadecydował? Ty? Wszyscy zainteresowani?
- O ile wiem, wszyscy zainteresowani.
- O ile wiesz? Nie ustaliłeś tego z Johnem?
70
S
R
- Nie, nie ustaliłem - uciął.
- A z mamą?
- Moja matka zawsze sama się zajmowała swoimi in-
teresami.
- I uznałaby, że się wtrącasz w nie swoje sprawy? Zaci-
snął zęby. Wiedziała, że trafiła w czuły punkt.
- Chciała, żeby majątek Loredanów pozostał nienaru-
szony. To znaczyło, że część Johna, a zwłaszcza Ca' Mal-
vasia, powinna wrócić do rodziny.
- Czy tak napisała w testamencie?
- Powinna była.
Te dwa słowa starczyły Nicoli za odpowiedz.
- Gdyby twoja matka życzyła sobie, żeby część jej męża
wróciła do rodziny, to chyba zaznaczyłaby to w testamencie?
- Mogę tylko zakładać, że spodziewała się, iż on uszanuje
jej wolę. - Szare oczy Dominika były zimne jak lód. - A
zresztą wtedy pewnie nie wydawało się jej to konieczne. Nie
miał innej rodziny, własnych dzieci. Nikt się nie spodziewał,
że straci głowę dla dziewczyny, która mogłaby być jego cór-
ką.
- Wszystko przekręcasz - poinformowała go zimno Ni-
cola. - John wcale nie stracił dla mnie głowy. Między nami
nic takiego nie było.
- Nie kochałaś go?
- John był wyjątkowym człowiekiem i lubiłam go. Ale
nie kochałam, w każdym razie nie w ten sposób, o jaki ci
chodzi. Byliśmy tylko dobrymi przyjaciółmi. - Na wargach
Dominika zagościł ironiczny półuśmieszek. - To prawda,
uwierz mi... - rozzłościła się na siebie za to, że się tłumaczy.
- Jak długo się znaliście?
71
S
R
- Jakieś pół roku - przyznała, przekonana, że i tak o tym
wie.
- Mieszkaliście razem?
- Nie! - Jej zielone oczy rozbłysły. - To absurdalny po-
mysł! John był ode mnie ponad dwa razy starszy.
- A co wiek ma z tym wspólnego? Niektóre kobiety po-
trafią przyciągnąć mężczyzn od lat szesnastu do sześć-
dziesięciu... Co już zresztą zademonstrowałaś.
Skrzywiła się. A więc za taką kobietę ją uważał. A ten
nieszczęsny epizod z Mario jeszcze go w tym utwierdził. Re-
akcja Dominika nie była spowodowana zazdrością, jak sądzi-
ła, lecz pogardą.
- Mogę zrozumieć, dlaczego tak myślisz. Ale wcale taka
nie jestem. A jeśli chodzi o Johna, to, jak mówiłam, nic ta-
kiego między nami nie było. Oboje podróżowaliśmy, wi-
dzieliśmy się tylko trzy czy cztery razy. Czasami dzwonił al-
bo pisał i raz poszliśmy na kolację, kiedy oboje akurat byli-
śmy w Londynie...
- I naprawdę mam uwierzyć, że wasza znajomość była
całkiem niewinna?
- Możesz w to wierzyć albo nie, ale to jest prawda.
- Dlaczego człowiek, który nie był bynajmniej głupcem,
miałby zostawić cały majątek dziewczynie, którą spotkał kil-
ka razy? Oczywiście, jeżeli stracił głowę, a dziewczyna...
powiedzmy, zachęciła go, obiecując, że za niego wyjdzie...
- On nie stracił głowy, a ja ci powtarzam, że nigdy nie
było mowy o małżeństwie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]