[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zagrano skoczną polkę wszyscy porwali się do tańca. Nawet John Weston powiedział, że nie ma zamiaru dłużej
siedzieć bezczynnie i poderwał Charity na równe nogi pokrzykując radośnie.
- Dołączymy do nich, moja droga? - zapytał Giles z ustami tuż przy uchu Lizy.
- W tym tłumie? - Odsunęła się. - Zgnietliby nas na miazgę. Może raczej posiedzimy tu i popatrzymy.
- Nonsens. - Poderwał się i ujął jej dłoń. - To jest noc świętowania! A im lepiej będziemy się bawić, tym lepiej ją
zapamiętamy! Chodz! - zawołał wesoło i nie dając jej czasu na odpowiedz, pociągnął za sobą na dół.
Gdy już zaczęli tańczyć, Liza poczuła się bezlitośnie gnieciona przez tłum i miała ochotę wyć z wściekłości. Ale
na szczęście po paru chwilach nawet entuzjazm Gilesa opadł. Z przegraną miną wyprowadził ją z ogrodu i wkrótce
zgiełk zamilkł w mroku.
- Uch! - Giles poprawił surdut. - Miałaś rację. Zdaje się, że ledwie udało nam się ujść z życiem. - Podniósł z
ziemi szal dziewczyny i owinął nim jej ramiona. Potem pozwolił sobie na delikatne poprawienie kosmyka jej
włosów. Lizie nigdy do tej pory nie przeszkadzały drobne intymne gesty z jego strony, takie jak te, ale tym razem
nagle zesztywniała. Najwyrazniej zdziwiony Giles złapał ją za łokieć. Gdy odwrócił się do niej, był zaskakująco
blady.
- Czy masz ochotę na mały spacer, zanim wrócimy do tego ścisku? Obawiam się, że minie sporo czasu, nim
zdołamy się przedrzeć z powrotem do naszej loży.
Ten plan bardzo przypadł dziewczynie do gustu, gdyż sama szukała okazji do porozmawiania z Gilesem na
osobności. Odwróciła się, by podążyć za nim, gdy nagle wpadł jej w oko błysk mdławej czupryny w tłumie
tancerzy, którą dopiero co opuścili.
Chad! Co on tu robił, na miłość boską? Liza wykręciła szyję w poszukiwaniu Caroline, ale nigdzie nie mogła
zobaczyć ślicznotki. W następnej chwili Chad zniknął i Liza zaczęła się zastanawiać, czy aby na pewno go
widziała? Dała się poprowadzić krętymi dróżkami ogrodu.
Gdzie ona jest, u wszystkich diabłów? - myślał Chad z przerażeniem. Przepchnął się przez tłum w pobliże loży w
której jeszcze przed chwilą widział lady Burnsall i sir George a. Niestety, nadal nie było w niej Lizy. Przed chwilę
zauważył Charity i Johna, zarumienionych i szczęśliwych, jak przemykali w tanecznych podskokach nie opodal
niego. Jednak po Lizie, która była zapewne w towarzystwie pana Daventry ego, ślad zaginął.
Dobry Boże, co jeszcze mogło pójść nie tak? Plan przyłapania Gilesa, przygotowany tak dokładnie, zamienił się
w totalną klapę. Jem wraz z Ravi Chandem wyruszyli przed kilkoma godzinami na spotkanie z inspektorem
Thurgoodem w mieszkaniu Davenrry ego. Wrócili niedługo pózniej i oświadczyli ponuro, że zostali powitani w
progu przez podstawionego przez Jema służącego, który aż warczał z wściekłości. Powiedział, że ich ofiara wyszła
z domu przed pięcioma minutami i zabrała ze sobą naszyjnik.
Gorączkowo przeprowadzone poszukiwania w zwykłych kryjówkach Gilesa zawiodły - nikt go nie widział już od
paru dni. Zrozpaczony Chad udał się do Vauxhall, modląc się, by tam wreszcie go dopaść. Bóg jeden wiedział, jak
74
bardzo nie chciał robić tego w obecności Lizy, ale teraz nie miał innego wyjścia. Jem został przy powozie na
Arlington Street, a Ravi Chand zabezpieczał tyły ogrodu. Przekonali inspektora Thurgooda, by im towarzyszył.
Przed wejściem do Vauxhall rozdzielili się, ale przed chwilą Chad zauważył inspektora, który w rozbawionym
tłumie robił wrażenie wyjątkowo nieszczęśliwego.
Liza szła bez słowa u boku Gilesa. Od czasu do czasu patrzyła na niego z ukosa, zaskoczona aurą niepokoju,
która unosiła się dokoła niego przez cały wieczór. W ciągu dnia wymyśliła kilka stosownych przemówień i teraz
gorączkowo starała się je sobie przypomnieć.
- Giles - zaczęła, nie wiedziała jednak, co powiedzieć dalej.
Dotarli właśnie do małej polanki, gdzie Giles zatrzymał się raptownie.
- Lizo - powiedział prawie równocześnie. Oboje zaśmiali się z wymuszoną wesołością, po czym usiedli na małej
ławeczce nie opodal drzwi w murze ogrodu. Giles powtórzył: - Lizo! Ostatnio pomiędzy nami zaistniała potężna
przepaść, którą chciałbym jakoś zasypać. Powiedz mi, moja najdroższa, cóż takiego zrobiłem, że jesteś obrażona?
Liza przybrała obojętny wyraz twarzy i powiedziała spokojnie:
- Ależ Giles, nie zrobiłeś nic konkretnego, co mogłoby mnie obrazić. Zdaje mi się tylko, że ostatnio ja i ty... to
znaczy, że ty masz zupełnie inny system wartości niż ja. Najwyrazniej widzimy rzeczy w innym świetle i...
- Nie! Nie mów tak! Wiesz, że zrobiłbym dla ciebie wszystko. Mówisz o Chadzie, nieprawdaż? Lizo, przez wiele
[ Pobierz całość w formacie PDF ]