[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zykować, by uzyskać tę przewagę.
- Cóż - powiedziała ostrożnie Channa. - To brzmi roz-
sądnie.
- Doktorze Chaundra, dla ciebie mam propozycję, za
którą mnie znienawidzisz.
- Chcesz, żebym uczynił ludzi chorymi.
- Krótko mówiąc. Jesteś bardzo domyślny
- Zakładam, że wiesz, iż nie zostałem lekarzem, dlatego
że cieszy mnie patrzenie na ludzkie cierpienia- oznajmił
spokojnie. - Nie będę zabijał. A swoją drogą, komu i dla-
czego miałbym to robić?
- Chciałbym mieć możliwość ogłoszenia kwarantanny
drugiej klasy, żeby zniechęcić ich do wchodzenia do kwater
mieszkalnych. Nie jesteśmy w stanie całkowicie trzymać ich
na dystans, jeśli nie ogłosimy, że na stacji panuje śmiertelna
choroba; a jeśli nie zdołamy utrzymać ich na dystans, równie
dobrze możemy sami wysadzić to miejsce i oszczędzić im
pocisku. Chciałbym zobaczyć szpital usłany ochotnikami ję-
czącymi z autentycznego cierpienia. Ale, co najważniejsze,
chcę, żeby każdy pirat, który wejdzie na zamieszkany obszar,
wyszedł z niego z jakąś infekcją. Prędko dojdą do wniosku, że
powinni ograniczyć swoje kontakty z mieszkańcami stacji do
holorzutów.
Chaundra uśmiechnął się przewrotnie.
- Trędowaty, nieczysty, nieczysty - mamrotał monoton-
nie brzmiącym głosem. Oprócz Simeona Patsy była jedyną
osobą przy stole, która zrozumiała jego intencję. Po chwili
Chaundra pokręcił głową. - Za mało czasu, żeby podrobić
tę szczególną chorobę. No cóż! Poszukam odpowiedniego
wirusa. Spróbujemy, ale... musimy mieć nadzieję, że... Kol-
nari? nie mają odpowiednich leków i żadnych równie dobrych
środków.
- Patsy - zaczął Simeon.
- Tak, kochanie?
- Jak tylko zbierzemy trochę danych o fizycznej naturze
tych diabłów, byłbym wdzięczny, gdybyś zaproponowała ja-
kieś zarodniki albo zanieczyszczenia, albo mieszankę gazów,
które dałyby się we znaki naszym nieproszonym gościom.
A jeśli uda ci się zgnębić tylko ich statki, a oszczędzić stację,
to nawet bardziej mi się to spodoba.
- Och, Simeonie, moja szanso! Kochasz mnie, cukie-
reczku?
- Od pierwszego wejrzenia i na zawsze, kwiatuszku.
- Och, rumienię się! - Sięgnęła do klawiatury. - Aler-
gie byłyby niezłe. Są dość specyficzne w grupach o małej
różnorodności genetycznej. Tak! Zacznę, gdy tylko zdobę-
dziemy próbki tkanki.
- A teraz poważnie - powiedziała Channa. - Możemy
ewakuować ludzi albo niebezpieczne zapasy, jak na przykład
górnicze materiały wybuchowe, ale nie i ludzi i zapasy.
- Właśnie do tego zmierzałem. Będziemy musieli zo-
stawić trochę zapasów, inaczej dziwnie by to wyglądało.
W końcu jesteśmy ośrodkiem zaopatrzeniowym. Jednak
chciałbym pozbyć się albo ukryć gdzieś niektóre szczególne
towary. Powinniśmy zostawić jakieś cztery procent poniżej
najmniejszych rezerw, jakie kiedykolwiek zarejestrowaliśmy.
Posiadamy rejestry wskazujące, że jesteśmy w trakcie zała-
dunku statków; dodatkowych czterech procent materiałów
wybuchowych brakuje, ponieważ zużyliśmy je na wysadzenie
statku zbiegów. - Simeon nie widział powodu, aby dawać
Kolnari broń. - To samo chciałbym zrobić z zapasami żyw-
ności i lekarstw. Jakieś pytania?
- Tak - odezwał się jeden z oficerów zaopatrzenia. -
Gdzie mielibyśmy wsadzić to wszystko, a szczególnie mate-
riały wybuchowe?
- Powiem wam gdzie - odrzekł Simeon. - Kiedy już
zbierzecie wszystko razem. Teraz zastanówmy się, jakich
zapasów będą potrzebowały statki ewakuacyjne i chciałbym,
żebyście zaczęli gromadzić te "smakołyki", za pomocą któ-
rych zwabimy drapieżnika.
- Wedle rozkazu!
- My też chcielibyśmy pomóc - oznajmił poważnie
Amos. - Rozkazuj, a będziemy ci służyć najlepiej, jak po-
trafimy.
Niedobitki wieśniaków, ranczerów i studentów z planety
na średnim poziomie rozwoju technologicznego, pomyślał
Simeon. Jestem pewien, że znajdziemy dla was dużo pracy.
- To dla nas wielki wstyd, że ściągnęliśmy na was nie-
szczęście - kontynuował Amos. - Byłoby lepiej, gdybyśmy
wszyscy umarli...
- Zamknij się! - warknęła Channa, po czym dodała
podniesionym tonem: - Jak śmiesz mówić coś takiego?
Wszyscy żywi są cenni. Tak myślał Guiyon. Uznał, że musi
ocalić tylu z was, ilu będzie w stanie, i zrobił to. Przestań bić
się w piersi, bo nabawisz się tylko siniaków. Sądząc po tym,
co wiemy, ci dranie pewnie i tak dotarliby do nas, jak nie tą
drogą, to inną.
- Byliście zwiastunami złej nowiny i chociaż tacy nie są
mile widziani, chciałbym teraz powiedzieć, że ja. Simeon,
SSS-900-C, jestem wdzięczny wam, a szczególnie... Guiyo-
nowi. Gdybyście wszyscy zginęli na Bethelu, nikt w tym
sektorze nie dowiedziałby się o Kolnari i ich sposobie dzia-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]