[ Pobierz całość w formacie PDF ]
domu zapewne nikt już nie zamieszka.
Wepchnąłem do kominka grubą kłodę, która miała wystarczyć na całą noc, po czym
rozłożyłem śpiwór na podłodze. Położyłem się i patrzyłem na płomienie, ale nie mo-
głem zasnąć. Może wypiłem za dużo wina czasem takie są tego skutki.
Z jakiegoś powodu przed oczami stawały mi migawki z wojny nie tylko wspo-
mnienia z tych kampanii i rzezi, w których dwukrotnie braliśmy udział. Wróciłem my-
ślami do szkolenia: do indukowanych przez symulator obrazów walk, zabijania widmo-
wych przeciwników każdym rodzajem broni, od kamienia po bombę typu nova . Za-
stanawiałem się, czy nie wypić więcej wina, żeby odpędzić te wspomnienia. Jednak mia-
łem przed sobą co najmniej pół dnia długiej jazdy.
Sara zeszła po schodach, pociągając nosem, niosąc poduszkę i koc.
Zimno powiedziała, przytuliła się do mnie tak jak wtedy, kiedy była mała i po
minucie już cicho chrapała. Jej znajomy ciepły zapach przepędził demony i ja też zdo-
łałem zasnąć.
26
W miarÄ™ wolnego czasu nasi ludzie przeprowadzili podobne wypady do àornhill,
Lakeland oraz Black Beach/White Beach, w poszukiwaniu utraconej przeszłości. Nie
znalezli żadnych nowych dowodów wyjaśniających, co się stało, lecz w akademiku zro-
biło się przyjemniej i ciaśniej, kiedy poprzywozili rozmaite pamiątki.
Pod koniec wiosny nasza społeczność zaczęła się rozprzestrzeniać, chociaż przypo-
minało to powolny podział jednokomórkowca. Nie mieliśmy i jeszcze przez długi
czas nie będziemy mieć miejskiej sieci energetycznej, wodociągowej i kanalizacyjnej,
tak więc trzeba było instalować odpowiednie urządzenia w każdej nowej siedzibie.
Dziewięć osób przeniosło się do centrum miasta, do budynku zwanego Pod Muza-
mi , gdzie mieszkali aktorzy, muzycy i pisarze. Wszystkie ich dzieła wciąż tam były, cho-
ciaż mróz zniszczył niektóre z nich.
Kochanka Eloi Casiego, Brenda Desoi, przywiozła ze sobą nie dokończoną małą rzez-
bę, którą Eloi podarował jej, zanim opuściliśmy Time Warp . Chciała umieścić ją w ga-
lerii jego imienia. Wiedziała, że Eloi za młodu spędził jedną zimę w domu Pod Mu-
zami , studiując i pracując. Znalazła osiem osób, które chciały się tam przenieść, żeby
znów zająć się pisaniem i komponowaniem.
Nikt nie protestował, a prawdę mówiąc, większość chętnie zaniosłaby tam Brendę na
rękach, byle tylko się jej pozbyć.
W kosmoporcie znalezliśmy magazyn pełen ogniw słonecznych i zapasowych części
do baterii, więc z tym nie było problemu: Etta Berenger zmontowała je w kilka dni. Za-
projektowała im również całoroczną latrynę w eleganckim atrium, ale pozwoliła, żeby
sami zajęli się kopaniem ziemi pod ten artystyczny przybytek.
W ten sposób zwolniło się sześć pokoi w akademiku. Pozamienialiśmy się tak, że
zachodni koniec budynku przypadł ochronce Rubiego i Roberty oraz rodzinom wy-
chowującym własne potomstwo. W ten sposób dzieci miały towarzystwo, a my spokój
gwarantowany przez oddzielające zachodnie skrzydło drzwi przeciwpożarowe, za które
dzieciom samodzielnie nie było wolno przechodzić.
147
Etta, Charlie i ja, z pomocą wzywanych od czasu do czasu specjalistów, codzien-
nie po południu przez kilka godzin pracowaliśmy nad planami wskrzeszenia Centrusa.
Chcieliśmy zacząć od niewielkich kolonii, takich jak Pod Muzami , aby w ostatecznym
rezultacie stworzyć z nich prawdziwe miasto.
Byłoby to łatwiejsze na Ziemi, czy jakiejś innej, mniej surowej planecie. Konieczność
wielomiesięcznych zmagań z ostrymi mrozami bardzo komplikowała sprawę. Już samo
ogrzewanie budynków było wyzwaniem. W Paxton uzupełnialiśmy ogrzewanie elek-
tryczne kominkami i piecami, lecz tam mieliśmy drzewne farmy: lasy szybko rosną-
cych drzew, których gałęzie co roku przycinaliśmy na drewno opałowe. Centrusa ota-
czały wzgórza porośnięte naturalnym lasem. Gąbczaste drewno tych drzew kiepsko się
paliło, a ponadto niekontrolowany wyrąb mógł spowodować erozję gleby i grozną po-
wódz podczas odwilży.
Najlepszym rozwiązaniem byłoby odnalezienie jednego z satelitarnych przekazni-
ków energii i sprowadzenie go z powrotem na orbitę. Jednak tego nie uda nam się do-
konać tej zimy. A powinniśmy się szybko przygotować, gdyż z końcem lata dni stawały
się coraz chłodniejsze i baterie słoneczne często przestawały działać. Było to skutkiem
nie tylko prawa odwrotności kwadratów (przy podwojeniu odległości dzielącej słońce
od planety mieliśmy tylko jedną czwartą mocy) ale także coraz pochmurniej szych dni,
przy braku satelitów kontrolujących pogodę.
Tak więc powróciliśmy do pieców opalanych drewnem. W Lakeland było dość
drewna, by zapewnić nam ciepło przez kilkadziesiąt zim. Zazwyczaj drzewa na farmach
przycinano tak, że nigdy nie wyrastały wyżej niż na wysokość ramion. Po ośmiu latach
niekontrolowanego wzrostu te akry zmieniły się w gęstą dżunglę drewna opałowego.
W baraku obok wytwórni chemikaliów na przedmieściach Centrusa znalezliśmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]