pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Przed snem Gustlik rozdzielił warty i zasznurowaliśmy się w namiotach. Bardzo
szybko w obozie zrobiło się cicho, tylko wartownicy siedzący przy ognisku coś tam szeptali i
wyjadali resztki z patelni. Mnie i Waldkowi wypadło czuwanie od północy do drugiej.
Obudzili nas Misiek i Marchewa, nasi poprzednicy w odpowiedzialnym dziele czuwania.
Usiedliśmy po przeciwnych stronach maleńkiego ognia. Resztkami chleba
wycieraliśmy patelnię i popijaliśmy to świeżo zaparzoną herbatą. Wyjąłem z kieszeni mapę,
którą otrzymałem poprzedniego wieczoru od Waldka. Chłopak widząc to lekko zbladł.
- Powiedz, kto ukradł mi tę mapę? - zapytałem Waldka. - Tylko nie kręć. Wiem, że Zet
jeszcze w Myczkowcach sprawdził znaczenie Tryzuba, przy innej okazji do spółki z
Banderasem i Białym zrobił kserokopię. Tobie kazali dowiedzieć się, czego szukam w
Bieszczadach.
- Grucha - szepnął Waldek.
- Grucha?
- Ta kleptomanka ukradła panu mapę, kiedy wjeżdżaliśmy do Zagórza, a pan wyszedł
na korytarz. Potem nie wiedziała, jak ją oddać, więc poprosiła mnie, żebym to jakoś załatwił,
ale o wszystkim dowiedzieli się chłopcy i przyszli do mnie.
- I co dalej?
- Zabrali ją, a potem oddali i kazali mi...
- Kazali ci?
- Poprosili, żebym coś z pana wyciągnął.
Poleciłem Waldkowi kłaść się spać, a potem obudziłem naszych zmienników.
- Jeszcze mamy godzinę snu - oburzył się Banderas spoglądając na zegarek.
- Siadajcie! - zaprosiłem Banderasa i Zeta. - Musimy pogadać o Tryzubie...
ROZDZIAA CZTERNASTY
ROZMOWA Z SIAAMI ZAA " W DOLINIE CARYCSKIEGO "
RUSZAMY DO  KAMIENIA BANKIERA " PODZIEMNY BUNKIER
UPA " KULINARNY PODSTP " NOCNA WYCIECZKA " KOMANDOSI
W AKCJI " ARESZTUJEMY BATUR " UWOLNIENIE KAPITANA
MAKREBY
Jechałem powoli rozglądając się po otaczających nas soczyście zielonych górach.
Blondynka siedziała obok mnie i milczała zapatrzona w przednią szybę Rosynanta. Zjechałem
wprawo, na parking na Przełęczy Wyżniańskiej. Za sobą miałem szczyty Małej i Wielkiej
Rawki, a przed sobą połoninę Caryńską i na lewo od niej Wetlińską. Pomiędzy tymi
grzbietami płynęła rzeczka. Ten widok coś mi przypominał, lecz w tej chwili nie mogłem
sobie skojarzyć co.
- Jerzy mówił, że jest pan romantykiem - rzekła blondynka stając obok mnie.
- Skąd Jerzy mnie tak dobrze zna?
- Jego ojciec dużo o panu opowiadał.
- Pewnie Waldek nie wspominał mnie najlepiej.
- Uważam, że Jurek nie pamięta już rad ojca i lekceważy pana, a chyba niesłusznie.
Przyznam, że takie słowa wypowiedziane przez urodziwą, młodą dziewczynę
schlebiały mej męskiej próżności. Spojrzałem na jej twarz. Była bardzo ładna, jedynie w
niebieskich oczach ujrzałem lekki błysk lodu, który mnie natychmiast orzezwił.
- Czemu pani przeszła na stronę zła? - zapytałem ją.
- O co panu chodzi? - zdziwiła się.
Staliśmy oparci łokciami na drewnianym płocie parkingu. Dziewczyna przeczesała
długie włosy spływające jej na plecy, przeciągnęła dłońmi po obcisłych dżinsach i sięgnęła do
kieszeni czarnej skórzanej kurtki. Wyjęła papierosa i zapaliła go.
- Pan jest człowiekiem starej daty, za uczciwym - stwierdziła patrząc ku niebu. - Jerzy
jest wspaniałym mężczyzną, oferującym kobiecie wszystko to co najlepsze. Handluje dziełami
sztuki, co nie jest zakazane, i świetnie zarabia.
- Dla niego ukradła pani nasz furgon - mruknąłem.
- Jaki furgon? - bezczelnie udała zdziwienie.
- Dobrze - wyprostowałem się. - Widzę, że jedzie pani przyjaciel, więc powiem
krótko. Wczoraj nas śledziliście, ale was zgubiliśmy. Batura namówił panią na kradzież auta,
czyli  krótkotrwały zabór mienia . Pewnie tłumaczył pani, że mając czystą kartotekę w policji
nic pani nie grozi. Jednak kradzież nie udała się i zapewniam panią i Baturę, że wasze
przygody w Bieszczadach zle się dla was skończą.
Podjechała czarna toyota prowadzona przez Baturę. Wychylił się przez okno.
- Dziękuję za podwiezienie dziewczyny! - zawołał.
Zostałem sam na parkingu, żeby rozkoszować się ciszą wieczoru. Przed odjazdem
sięgnąłem po telefon.
Ta noc była długa i położyłem się spać dopiero wtedy, gdy Banderas i Zet budzili
następną zmianę warty. Obudziliśmy się około siódmej. Na ognisku szumiała woda w
czajnikach. Jajecznica skwierczała na patelni, a skórka świeżego chleba z masłem chrupała
nam pomiędzy zębami. Okazało się, że Makreba starszy i syn pobiegli do wioski po zakupy.
- Dzisiaj mamy krótki, ale bardzo ciekawy kawałek drogi do przejścia - wyjaśniał nam
Maciek. - Zatrzymamy się w dolinie, gdzie kiedyś była wieś Caryńskie. Zazwyczaj można tam
spotkać różnych dziwnych ludzi, więc wystawimy warty w obozie i proszę was o ostrożność
w kontaktach z obcymi.
Po ósmej byliśmy gotowi i wyszliśmy na drogę prowadzącą na południe. Po dziesięciu
minutach doszliśmy do dwukaskadowego wodospadu na Hylatym Potoku. Woda spadała z
niewielkiej, bo może dwuipółmetrowej wysokości, ale i tak robiło to wrażenie. Minęliśmy
jeden strumień wpadający do Hylatego z lewej, a przy drugim Maciek wprowadził nas w
chaszcze. Co chwila spoglądał na mapę, my z Leśnikiem też. Wzdłuż tego potoku powinna
według kartografów znajdować się leśna droga lub przynajmniej ścieżka. Ostatnio szedł tędy
niedzwiedz i dwa lisy. Przejście trzech kilometrów zajęło nam blisko dwie godziny. Do
spodni uczepiły się pajęczyny, kolce jeżyn, nasiona traw, a buty mieliśmy zabłocone.
Wyszliśmy na łąkę na przełęczy pomiędzy dwoma szczytami. Usiedliśmy zmęczeni i
patrzyliśmy na ten bieszczadzki busz wokół nas. Na południu sterczał Jawornik, a na północy
Dwernik-Kamień. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta