[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Nie rozumiem.
- Uff, niełatwo mi o tym mówić, ale jestem ci to winna. Wiesz, uważałam się za osobę
szlachetną i wielkoduszną. Postanowiłam, że postaram się ciebie zrozumieć i wybaczyć ci
wszystko: najazdy, grabieże i zabijanie...
- Tak?
- Ale, niestety, moje szlachetne postanowienia poszły w dym i owładnęła mną
prymitywna za... Nie, nie mogę ci tego wyznać!
- Powiedz! Wiesz, ile to dla mnie znaczy! - prosił, przytrzymując za uzdę jej konia.
Drugą ręką ujął jej podbródek i zmusił, by popatrzyła mu prosto w oczy.
- Jak chcesz! - rzuciła wyraznie rozdrażniona, a w jej oczach zalśniły łzy. - Nie
potrafię być wobec ciebie wielkoduszna! Nie mogę znieść myśli o tym, że trzymałeś w
ramionach inne kobiety. Zżera mnie zazdrość. Nic na to nie poradzę, że jestem taka jak inne,
pragnęłabym mieć wyłączność na przeszłość, terazniejszość i przyszłość ukochanego
mężczyzny. Proszę, puść mojego konia, i nie próbuj się ze mnie naśmiewać, bo tego nie
zniosę!
Popędziła swego wierzchowca, łykając łzy.
Wasyl pozwolił jej odjechać. Wiedział, że jest jej ciężko, jednak nic nie mógł na to
poradzić.
ROZDZIAA VIII
Mieli nadzieję, że dotrą do Chersonia przed zmrokiem, ale dojechali tylko do
pobliskiego chutoru, kiedy zapadły ciemności.
Wasyl polecił Dimie i Fiedii znalezć miejsce, w którym mogliby się zatrzymać na
nocleg.
Lisa przeżywała prawdziwe męki na myśl, że zostanie z Wasylem sama. Zajmował jej
myśli od pierwszej chwili, kiedy ujrzała go przywiązanego do pala przy ognisku i
poddawanego przez Tatarów okrutnym torturom. Wasyl - pospolity rozbójnik, zabójca, pijak
szydzący z Boga i ludzi. Przypomnienie tego sprawiało jej nieopisany ból.
Stali obok siebie w wąskim przejściu przy stajni. Wiosenny wieczór przyniósł łagodny
chłód.
Milczenie zaczynało być dokuczliwe i Lisa pierwsza przerwała ciszę.
- Cudownie będzie odpocząć w łóżku - rzekła, wzdrygając się z zimna.
- Raczej nie przypuszczam, byśmy mogli liczyć na taki luksus. Zajazdy są
przepełnione, trwa wojna. Zmarzłaś?
- Trochę, poza tym jestem zmęczona.
- Chodz, póki co ogrzejesz się pod moją peleryną...
Lisa wahała się przez chwilę, ale uznała, że odmowa na tak przyjazny gest byłaby
małostkowością.
Owinął ją szeroką peleryną, a Lisa przytuliła się do niego przemarznięta.
- Wasia, jak ty się właściwie nazywasz? - zapytała.
- Wasyl Stiepanowicz Kiryłow.
- Och! To brzmi imponująco w porównaniu z moim krótkim nazwiskiem Koppers. A
ile masz lat?
- Sam już nie wiem.
- Ponad dwadzieścia pięć?
- Tyle miałem już dawno.
- Niemożliwe, przecież przed czterema laty, kiedy cię spotkałam, byłeś młodym
chłopcem.
- Od tego czasu przybyło mi przynajmniej dwadzieścia lat.
- Jak ty liczysz? - roześmiała się Lisa rozbawiona.
Była już taka zmęczona. Przymknąwszy oczy oparła głowę na ramieniu Wasyla.
- Och, jak dobrze. Jesteś taki gorący - westchnęła z błogością i objęła go pod peleryną.
Czuła przez rubaszkę jego rozgrzaną skórę i przyśpieszone bicie serca.
- Mogłabym teraz zasnąć - szepnęła uszczęśliwiona. - Tak mi dobrze. Znów się unoszę
w powietrzu...
Wasyl milczał. Nagle Lisa oprzytomniała i uświadomiła sobie, że stoją ciasno objęci.
Jego dłonie delikatnie gładziły jej plecy, twarz wtulił w jej włosy, a usta błądziły w okolicy
ucha i policzka. Drżał, zatrwożony, by jej nie spłoszyć.
Wyrwała się gwałtownie.
- Darowałbyś sobie rutynowe pieszczoty! - wybuchnęła urażona. - Za każdym razem,
kiedy mi się wydaje, że wróciła nasza dawna przyjazń, ty wszystko psujesz. To doprawdy
żałosne! Nie mam zamiaru być twoją kolejną zdobyczą!
Wasia wpatrywał się w nią tak, jakby nie pojmował, o co chodzi. Wreszcie ukrył twarz
w dłoniach i zaszlochał.
- Co się stało? - Lisa przeraziła się nie na żarty.
Nie odsłaniając twarzy, rzekł wzburzony:
- Zasłużyłem na to! Jedyny raz w życiu, kiedy chciałem okazać swoje prawdziwe
uczucia, kiedy odkryłem duszę, zostałem zle zrozumiany. Odepchnięty!
- Ale, Wasia..? - głos Lisy drżał.
- Sądzisz, że kiedykolwiek okazałem czułość tym wszystkim kobietom? Sądzisz, że
traciłem czas, by przytulić je i ogrzać pod swą peleryną? Byłem na ogół zbyt pijany, by
zapamiętać, jak wyglądają. Nigdy nie zapytałem nawet, jak mają na imię! Wiesz dlaczego,
Liso? Bo nie chciałem! Następnego dnia wymazywałem je z pamięci. Proszę, zacznijmy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]