[ Pobierz całość w formacie PDF ]
róg. W ręku miała jakąś niedużą paczkę; włożyła ją w lewy róg śmietnika, a potem świecąc
sobie latarką zaczęła czegoś szukać w śmieciach.
Raptem w wyasfaltowanych alejkach parku zabłysły światła samochodów. Mężczyzna w
mercedesie nacisnął na gaz i ruszył tak szybko, że aż zapiszczały opony jego wozu. Zza
drzew wybiegło kilku funkcjonariuszy policji i z alejek wyjechały trzy policyjne samochody.
– Stój, stój, policja! – rozległy się okrzyki.
Zosia stała jak sparaliżowana, nic z tego wszystkiego nie rozumiejąc. Wykorzystali to
policjanci; ręce Zosi skuli kajdankami, dwa wozy policyjne ruszyły szybko w ślad za
mercedesem, który zdążył już uciec daleko. A potem policjanci zaczęli grzebać w żółtym
pojemniku na śmieci i wyjęli z niego jakieś dwie paczki.
Joanna zatrzymała wóz tuż przy małym parkingu. Wyskoczyłem z samochodu i
pobiegłem Zosi na pomoc.
– Panowie! Panowie, co wy robicie? To moja siostrzenica!
Nim otrzymałem jakąkolwiek odpowiedź, także miałem ręce skute i zostałem dość
brutalnie wepchnięty na tylne siedzenie radiowozu. Dwaj policjanci podbiegli także do wozu
Joanny, kazali jej się przesiąść na tylne siedzenie. Jeden zasiadł za kierownicą jej audi i po
krótkiej chwili ruszyli do Komendy Wojewódzkiej w Alei Niepodległości.
Starałem się dowiedzieć, co się takiego stało na małym parkingu, czemu zostaliśmy skuci
kajdankami i jedziemy do Komendy Wojewódzkiej, ale moje pytania zbywano słowami:
„Wszystkiego się pan dowie w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie”.
– Wy nie wiecie, kim ja jestem? – wołałem rozgniewany. – Pracuję w Ministerstwie
Kultury i Sztuki jako detektyw, człowiek do specjalnych poruczeń. A ta dziewczynka to moja
siostrzenica.
Dwaj policjanci, miedzy którymi mnie posadzono, odpowiadali kpiąco:
– Ładny z pana detektyw. Pan nie pracuje w Ministerstwie Kultury i Sztuki, ale jest
poszukiwanym przez nas Kolekcjonerem. Nareszcie pana złapaliśmy. I to na gorącym
uczynku!
To powiedziawszy jeden z policjantów rozwinął paczkę, którą Zosia wyjęła z pojemnika
na śmieci i oczom moim ukazała się przepiękna połówka korony: złota, błyszcząca drogimi
kamieniami.
Wyznaję, że tak mnie ten widok zdumiał, że na długi czas zaniemówiłem. Bo tak
naprawdę, co miałem powiedzieć?
– Czy to korona z Janisławic? – zapytałem, gdy już odzyskałem głos.
– Nie, proszę szanownego pana. To korona z obrazu Madonny w Borkach Kościelnych
koło Lublina. Mamy nadzieję, że odzyskamy także i tę z Janisławic. Jak słychać, zna się pan
na rzeczy i aresztowanie pana to nasz duży sukces.
Wiedziałem, że prędzej czy później zdołam się wytłumaczyć i cała sprawa zostanie
wyjaśniona. Martwiłem się tylko o Jacka pozostawionego w dyskotece. Co on będzie
przeżywał, gdy nie doczeka się powrotu Zosi, a po przyjściu do hotelu nie zastanie ani mnie,
ani jej?
– Panowie – powiedziałem błagalnie – w dyskotece „Mewa” przebywa mój siostrzeniec –
podałem im jego imię i nazwisko. – Muszę go poinformować o moim i Zosi aresztowaniu.
– A więc jest i trzeci wspólnik – burknął jeden z policjantów.
Następnie wziął do ręki słuchawkę radiotelefonu i polecił komuś, aby natychmiast udał
się do dyskoteki w kawiarni „Mewa” i ustalił, czy jest tam chłopak o imieniu Jacek i
wymienionym przeze mnie nazwisku. Kazał go aresztować i przywieźć na Komendę!
– Panowie się mylą – tłumaczyłem policjantom. – Ani moja siostrzenica, ani siostrzeniec,
ani ja, ani wreszcie pani Joanna, którą mnie podwiozła na parking, nie mamy nic wspólnego z
tą koroną. Szukajcie szarego mercedesa, który prawdopodobnie należy do Kolekcjonera.
– Zgadza się. On przywiózł tę dziewczynę, kazał jej włożyć koronę do pojemnika na
śmieci i wyjąć stamtąd forsę. A wy mieliście tę pannę i łup zabrać ze sobą. Ten w mercedesie
i wy jesteście wspólnikami. Zresztą i tak mówimy wam za dużo. Poczekajmy do
przesłuchania w Komendzie!
Nic się nie odezwałem. Dalszą dyskusję uznałem za bezcelową. Policjanci po prostu
wykonywali swoje zadanie. Na parkingu zastawili pułapkę na Kolekcjonera. I oto, w ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]