[ Pobierz całość w formacie PDF ]
strzał, potem starannie nabiłem. Kaburę zawiesiłem pod pachą. Byłem gotów na
spotkanie z wrogiem.
Wsiadłem do autobusu i pojechałem do Górek. Wszedłem na podwórze. Samochód stał
pod sosną, a zatem gospodarz był w domu. Zadzwoniłem do drzwi. Gdzieś wewnątrz
mieszkania rozległ się melodyjny gong. Brzęknęła blaszka od judasza.
- A tyś co za jeden? - usłyszałem pytanie, jak najbardziej na miejscu w naszych
czasach.
- Paweł Daniec, Ministerstwo Kultury i Sztuki. Służbowo - dodałem.
Drzwi uchyliły się na kilka centymetrów. Do framugi mocowały je dwa solidne
łańcuchy.
- Departament do spaw poszukiwań zabytków, które zaginęły w różnych
okolicznościach dziejowych i chwytania tych, którzy je znalezli - skrzywił się, jakby
zjadł cytrynę.
- Owszem. Tym właśnie się zajmujemy.
- A kieruje wami ten słynny Pan Samochodzik - skrzywił się ponownie. - No cóż,
zapraszam do środka.
Metalowe drzwi zamknęły się, a po chwili otworzyły. Wszedłem. Zatrzasnął je
pospiesznie i zasunął ciężką zasuwą. A okolica wyglądała przecież zupełnie spokojnie.
- Istna twierdza - zauważyłem.
Spojrzał na mnie ciężko, ale nic nie odpowiedział. Przyjął mnie w niedużym,
gustownie urządzonym saloniku. Stare, pociemniałe od upływu czasu gdańskie meble,
ozdobione głowami lwów i całymi zwierzętami w pozach heraldycznych. Oceniłem je na
ostatnią ćwierć XIX wieku.
- O czym chce pan porozmawiać? - zapytał. - I do tego służbowo?
- Tematów znalazłoby się sporo - na początek postanowiłem odebrać mu nieco
pewności siebie. - Na przykład pańskie słynne już na całe województwo wyprawy przez
Bałtyk... Rozumiem, że Nigeryjczykom się w naszym kraju nie podoba, ale czy tam za
wodą będzie im lepiej?
Z przyjemnością zauważyłem, że zrobił się na twarzy nieco zielony. A zatem moje
przypuszczenia były słuszne. Widocznie sądził, że nikt się nigdy nie dowie.
- Tego mi nie udowodnicie...
- Albo na przykład organizowanie brygad murarskich do pracy na czarno w Szwecji.
Znowu trafiłem.
- Za to już oberwałem - mruknął. - Zresztą wchodzimy do Unii Europejskiej, to już nie
będzie karane...
- Praca na czarno to nie tylko podejmowanie zatrudnienia bez stosownych zezwoleń,
ale także omijanie podatków - wzruszyłem ramionami. - Ale są i inne kwestie. Czy
przypadkiem tam na północy nie znalezliście pewnych ciekawych zabytków
pochodzących z Egiptu, a wywiezionych z naszego kraju podczas potopu?
Chyba znowu trafiłem, bo czekanie na odpowiedz nieco się przeciągnęło.
56
- Posążek i naszyjnik, które wystawiłem w Gdańsku, odziedziczyłem po dziadku -
podniósł dumnie głowę. - Pochodzą z jego antykwariatu. Mam prawo je posiadać i gdy
przyjdzie mi ochota, sprzedać. To nie jest zakazane.
- Zapewne Księgę Umarłych, znalezioną przez naszych przyjaciół w jednym z
wileńskich antykwariatów, także odziedziczył pan po przodkach? - uśmiechnąłem się
jadowicie.
- Jaką, u licha, Księgę Umarłych? - znowu zaczął się wypierać w żywe oczy.
- Przemyt za granicę zabytku o tak dużej wartości to coś, na co żaden kraj nie patrzy
przez palce - wyjaśniłem. - Nawet jeśli odziedziczył ją pan po przodkach, to wywiezć jej
za granicę nie miał pan prawa... A swoją drogą znalezliśmy sarkofag, na którym widnieje
imię identyczne jak na tym strzępie papirusu - przechyliłem głowę. - Co więcej,
pochodzi z tego samego okresu i tego samego miasta. I zakładamy, że inne przedmioty
też uda się dopasować.
Na wzmiankę o sarkofagu w jego oczach coś zabłysło. Dziwne. Na jego twarzy
odmalowała się zagadkowa drapieżność. A może to była chciwość?
- Sarkofag też odziedziczyłem - powiedział z godnością. - Jest mój...
Gdzie go trzymacie?
Odrobinę zaskoczył mnie taki obrót sprawy.
- A jak pan to udowodni? - prychnąłem.
- Przyjdzie czas, to udowodnię - warknął. - Gdzie jest?
- W magazynach Muzeum Narodowego - odparłem. - Stamtąd niełatwo go będzie
ukraść...
- Po co mam kraść? - wzruszył ramionami - Jest mój. A teraz wybaczy pan, pożegnamy
się...
Cóż było robić? Wstałem z fotela i pozwoliłem odprowadzić się do wyjścia.
Wyszedłem na szosę i zadzwoniłem do szefa.
- Jest dziwnie pewny siebie jak na złodzieja i przemytnika - powiedziałem.
- Może to brak wyobrazni?
- Fabrykuje sobie jakieś żelazne dowody - byłem bardziej sceptyczny.
- Nieważne - powiedział. - Spotkamy się jutro w Warszawie. Wracaj do domu, ja też
już wracam.
- Wyczuwam w pańskim głosie napięcie.
- Owszem. Widzisz, w jednym z warszawskich domów aukcyjnych właśnie
wystawiono egipską bransoletę z miedzi i malachitu, średnio ładny egzemplarz
nawiasem mówiąc...
- Będzie licytowana?
- Tak. Zamieścili jej fotografię w internetowym katalogu aukcyjnym. Okres, w którym
została wykonana, z grubsza się zgadza... Swoją drogą tu na Litwie fajnie mają to
wszystko rozwiązane. %7łeby handlować zabytkami archeologicznymi, trzeba mieć pełną
dokumentację ich pochodzenia. W razie czego można za taki numer dostać nawet pięć
lat. A u nas? Dziki Zachód...
- Ile mamy czasu?
- Spokojnie. Licytacja będzie dopiero za dwa tygodnie. Boję się tylko, żeby po tym
zamieszaniu nie wycofali natychmiast przedmiotu. Dlatego trzeba działać błyskawicznie.
- Czy wiadomo już, kto ją wystawił?
57
- Wiem tylko, że na pewno nie ten twój Hosenduft. Bransoleta trafiła tam wczoraj, a ty
przecież nie spuszczałeś z niego oka przez ostatnie dwa dni.
- Sądzi pan, że to Kowalski powrócił?
- Może... Zobaczymy. Muszę już kończyć, podstawiają autobus.
Zwolniłem pokój i poszedłem na dworzec. Nocny pociąg do Warszawy miałem za
godzinę. Rano będę w biurze...
58
ROZDZIAA DZIEWITY
EGIPSKA BRANSOLETKA * ROZMOWA Z MICHAIAEM * POSZUKIWANIA *
[ Pobierz całość w formacie PDF ]