pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Cymmerianina.  Patrz!
Zaskoczony pełnym emocji tonem kapłana, Conan odwrócił się w stronę najbliższego
rydwanu. Od paru chwil Cymmerianin czuł w nozdrzach ulotną woń spalenizny.
Przyjrzawszy się posągowi, zrozumiał, jaka jest tego przyczyna. Doskonałe białe płótno
miejscami poczerniało, ze zwęglonej tkaniny unosiły się niknące w blasku dnia smużki dymu.
Pod wpływem żaru całun rozłaził się, ukazując zetlałe, zrudziałe płótno pod spodem.
Nagle z poszumem zasysanego powietrza tkanina stanęła w płomieniach. Górujący
nad rydwanem odlew zamienił się w słup ognia. Aapczywy ogień i kłęby dymu pochłonęły
całun i podtrzymujące go sznury. Po przeciwnych stronach Agory to samo stało się z dwoma
pozostałymi segmentami posągu. Bezgłośnym eksplozjom towarzyszył szmer zdumienia
zaskoczonego tłumu.
Cymmerianin sądził, że nagłe płomienie to rezultat zręcznego czaru lub alchemicznej
sztuczki. Był przekonany, iż takim właśnie pokazem Khumanos chciał dowieść ciżbie potęgi
swego boga. Ogień nie zaszkodził pchającym rydwany ludziom ani nawet podtrzymującym
fragmenty rzezby linom.
Conan poczuł niepokój na widok kształtu, wyłaniającego się spod pofałdowanych
płatów zwęglonego płótna, odpadających od najbliższego odlewu. Wyrzezbiona postać w
ogóle nie przypominała sylwetki ludzkiej; jej kształty przywodziły na myśl raczej roślinę.
Segment posągu odlano wraz z szeroką, klinowatą podstawą o dwóch prostych bokach
w miejscu połączenia z dwoma pozostałymi fragmentami. Bogata w detale, starannie
dopracowana część rzezby pozwalała się domyślać ogólnego kształtu całości. Nad okrągłą
podstawą, przypominającą pień wiekowego dębu, pięła się pokryta płytkim rowkowaniem
prosta, potężna łodyga. Korona płożyła się bez gracji właściwej zwykłym wyobrażeniom
drzew; krótkie, masywne konary przypominały raczej przystrzyżony wiąz. Dwie grube,
szczątkowe gałęzie wieńczyły kuliste owoce wielkości arbuza. Co dziwniejsze, chociaż na
kulach nie wyryto oczu ani innych fragmentów twarzy, zaopatrzono je w jednoznaczną
podobiznę rozwartych szeroko paszcz. Budzące odrazę, okolone ostrymi kłami otwory
zdawały się być gotowe by warczeć i kąsać.
Gdy opadły ostatnie zetlałe szczątki płótna, widok fragmentu rzezby sprawił, że wśród
wypełniającego Agorę tłumu zapanowała cisza. Posąg z pewnością nie był wizerunkiem
bohaterskiego boga, jakiego spodziewali się Qjaranie. Zwiadczyły o tym dobitnie ich pełne
powątpiewania szepty. Pozostałe dwa segmenty posągu po przeciwnych stronach placu były
podobne, jeśli nie identyczne.
Kształt obnażonych odlewów poruszył tkwiące głęboko w duszy Conana mroczne
struny lęku i odrazy. Przez głowę przemykały mu niedające się do końca zamknąć w słowach
myśli i odczucia. Sylwetka posągu wydała mu się znajoma& Przypomniał sobie
płaskorzezbę, wyrytą na samotnym skalnym obelisku w środku Yb, Grodu Na Pustkowiu.
Ona również przedstawiała niezwykłe drzewo z wyszczerzonymi paszczami&
Cymmerianin doznał wrażenia, jak gdyby już kiedyś znalazł się w podobnej sytuacji.
Szeroka połać Agory przypominała nieco zrównane z ziemią ruiny Tal ib  oczywiście, z
wyjątkiem wypełniającego plac tłumu i otaczających go, dumnie pnących się w górę
gmachów. Przed oczyma stanął Conanowi fragment murów Yb z ludzkimi sylwetkami na
wewnętrznej powierzchni. Postaciami mężczyzn, kobiet i dzieci, uwiecznionymi w kamieniu,
jak gdyby były wypalonymi w skale cieniami&
Conan przypomniał sobie samotną wyprawę Khumanosa do zburzonego miasta.
Kapłan padł wtedy na kolana przed monolitem, jak gdyby oddawał mu cześć. Nic dziwnego,
skoro był to wizerunek wyznawanego przez niego boga! Conan pamiętał swe rozmyślania,
jaki związek mogła mieć płaskorzezba z losem pradawnego miasta i losem nieszczęsnych,
zezwierzęconych potomków jego mieszkańców, żyjących w skalnych zwaliskach rzecznego
wąwozu.
Nagle Cymmerianin zorientował się, że Khumanosa nie ma już obok niego. Kapłan
ponaglał wiernych, by szybciej pchali rydwany z segmentami posągu. Jego pomocnicy
zaprzestali pracy, gdy płótna stanęły w płomieniach.
Conan wspomniał, że Khumanos znosił wielkie trudy i niebezpieczeństwa, by trzy
części rzezby dotarły do Qjary oddzielnie, różnymi drogami. Cymmerianin ponownie
zadumał się, dlaczego kapłanowi tak zależało, by odlewy nie znalazły się zbyt szybko obok
siebie. Czyżby mogło stać się wówczas coś okropnego?
Jeżeli tak, to co? Czyżby Yb również nawiedził wielki bóg Wotanta? Jeżeli tak, to czy
jego zstąpienie na ziemię było w skutkach dobroczynne  czy niszczycielskie? Conan
przypomniał sobie złą sławę, otaczającą królów  kapłanów Południa, ich zroszone krwią
bóstwa oraz zimną, nieludzką pogardę Khumanosa dla cierpień i chorób swych wiernych. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta