[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Elena!
W głowie chaotycznie wirowały mu myśli. Czy Elena maczała w tym palce? A może
widziała chłopca i odkryła tajemnicę Solvego? Może stworek jest teraz u niej? A jeśli
rozmawiała z kimś z wioski? Co powinien zrobić, co wymyślić? Musi pójść do niej,
natychmiast. Dowiedzieć się, ile dziewczyna wie i czy nie ukryła gdzieś chłopca.
A jeśli okaże się, że wie... Elena będzie musiała umrzeć! Zanim zdąży podzielić się
nowiną z innymi.
Pózniej natychmiast będzie musiał zabrać się za szukanie chłopca.
Zanim odnajdą go inni.
Oddychał głęboko, miarowo, chcąc odzyskać całkowity spokój. Nagle przyszła mu do
głowy pewna myśl, tym razem o wiele bardziej przyjemna.
Chłopiec zapomniał o swojej mandragorze! Oznaczało to, że był teraz całkowicie
bezbronny.
Solvego ogarnęło podniecenie. Musi odnalezć mandragorę, zanim wpadnie z
powrotem w ręce Heikego!
Ale nie było co się spieszyć, mógł się jeszcze wstrzymać. Gdyby chłopiec wyszedł na
otwarte pole, Solve natychmiast by go zauważył, a wówczas nie ulegało wątpliwości, kto
okazałby się szybszy.
Mandragora mogła spokojnie leżeć tam, gdzie upadła. Teraz najważniejsza była Elena!
Zobaczyła, jak nadchodzi. Szedł bardzo zdecydowanym krokiem, choć z całej siły
zmuszał się, by iść spokojnie. Czyżby odkrył, że była u niego w domu?
Nie może dopuścić, by wszedł do środka, do chaty!
Czym prędzej schwyciła pranie i wyszła mu naprzeciw. Zobaczyła, że na skroni
wystąpiła mu pulsująca żyła, poza tym był opanowany i uśmiechnięty, choć rozbiegane oczy
świadczyły o zaniepokojeniu.
Elena chciała wyjaśnić, że właśnie miała zamiar zejść do niego, by zanieść mu
ubranie, lecz przestraszyła się, że może zle zrozumieć jej niezgrabne tłumaczenia i pomyśleć,
że już tam była. Dlatego zrezygnowała z tego i z przyjaznym, jak miała nadzieję, uśmiechem,
wręczyła mu zawiniątko.
Solve jednak najwidoczniej nie miał zamiaru na tym poprzestać. Zdawał się nalegać
na to, by pójść do niej do domu. Pomimo uśmiechu nie znikającego z twarzy w oczach nie
można było wyczytać przyjazni. Elena przestraszyła się jeszcze bardziej i udawała, że nic nie
rozumie.
Odłożył wówczas na ziemię ubranie, które mu przyniosła, i stanowczo ujął ją za
ramię. Nie zważając na jej przerażone protesty, zaczął prowadzić ją pod górę.
Musiała teraz udawać, co wcale nie przychodziło jej z wielkim trudem, gdyż ogromnie
była wystraszona.
%7łarliwymi prośbami, za pomocą gestów, dała mu do zrozumienia, iż boi się, że on
pragnie ją uwieść, i błagała go, by nie zbrukał jej czystości.
Mowę jej dłoni, oczu i słów nietrudno było pojąć. I wtedy właśnie Solve uczynił coś,
co wprawiło ją w zdumienie.
Uśmiechnął się życzliwie, uspokajająco. Choć czy życzliwie? W oczach nadal czaiła
się przedziwna grozba. Ale pozostawił ją w miejscu, w którym się zatrzymali, dając znak, by
na niego czekała, i sam podszedł do jej małej chatki.
Elenie bardzo się nie podobało, że Solve samowolnie wdziera się do jej domu, choć,
przyznać trzeba, było to o wiele korzystniejsze rozwiązanie.
Zastanawiała się, po co tam poszedł. Czy czegoś szukał?
Solve rozejrzał się po chałupce. Elena może sobie myśleć o nim, co chce, on musi
sprawdzić, czy nie ukryła gdzieś chłopca.
%7łyła, doprawdy, w skromnych warunkach! Chatynka była jeszcze uboższa od tej, w
której zamieszkał on sam. Pachniało tu jednak świeżo upieczonym chlebem i zapach ten
sprawił, że poczuł głód, choć przecież zjadł w wiosce solidny posiłek.
Obórka dla kóz znajdowała się pod tym samym dachem, od części mieszkalnej
oddzielała ją tylko cienka ściana. Zajrzał i tam, obszukał wszystkie możliwe kąty.
W tej chacie jednak nie było miejsca, w którym dałoby się ukryć chłopca.
Solve zdezorientowany stał na środku jedynej izby. Dziewczyna nie może powziąć
żadnych podejrzeń...
Wiedział już, jak się wytłumaczy. Znalazł w kieszeni kilka miedziaków, obiegowych
monet tego kraju, i położył je na stole. Niech to będzie zapłata za pranie. Inaczej Elena
zapewne by ich nie przyjęła; na poczekaniu wymyślił powód, dla którego pragnął wejść do jej
domu.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]