[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Uniósł ramiona.
— Chwała Dien-Ap-Stenowi!
Z początku okrzyk podchwyciło zaledwie kilka osób, ale wkrótce dołączyli pozostali Przez chwi-
lę nad polaną niósł się nieskładny krzyk, który zagłuszył nawet odgłosy miasta w dole rzeki.
Buyardzie Choliku!
Bezgłośne wezwanie wybuchło w głowie Cholika z taką gwałtownością, że na chwilę oślepł
z bólu i zemdliło go.
Strzeż się, powiedział Kabraxis. Zaklęcie się rozwiewa.
260
Zbierając się do kupy, Cholik spojrzał na labirynt stworzony przez linię pyłu i zauważył, że jej
początek nagle wybuchł fioletowym ogniem. Płomyk pędził wzdłuż linii popiołu, pochłaniając go.
Po przejściu ognia nie pozostawało nic.
Płomień pędził w stronę chłopca.
Jeśli ogień go dosięgnie, ostrzegł Kabraxis, zniszczy go.
Cholik stanął na drugim końcu linii z popiołu, patrząc, jak ogień zbliża się do chłopca. Myślał
rozpaczliwie, wiedząc, że nie może okazać strachu radującej się widowni.
— Effirn — zawołał Cholik.
Chłopiec spojrzał na niego, na chwilę odrywając wzrok od ścieżki. Jego kroki były pewne.
— Patrzcie na mnie! — krzyczał radośnie. — Patrzcie na mnie. Ja chodzę.
— Tak, Effirnie — powiedział Cholik — i wszyscy jesteśmy dumni z ciebie i wdzięczni Dien-
-Ap-Stenowi, jak powinniśmy. Muszę jednak czegoś się dowiedzieć. — Spojrzawszy na nieubłagany
fioletowy płomień zauważył, że jest on tylko dwa zakręty od Effirna, a od końca ścieżki dzieliło
chłopca trzydzieści stóp.
— Co? — spytał Effirn.
— Czy możesz biec?
Twarz chłopca skrzywiła się ze zmieszania.
261
— Nie wiem. Nie próbowałem.
Fioletowy ogień zyskał kolejne dziesięć stóp.
— Spróbuj — zaproponował Cholik. Wyciągnął ręce. — Biegnij do mnie, Effirnie. Szybko,
chłopcze. Najszybciej, jak potrafisz.
Effirn zaczął biec, z początku ostrożnie, próbując nowe mięśnie i umiejętności. Biegł, a płonący
za nim fioletowy ogień wciąż go gonił, ale teraz zyskiwał cale, nie stopy.
— Dalej, Effirnie — zachęcał go Cholik. — Pokaż swojemu tacie, jaki jesteś szybki teraz, gdy
Dien-Ap-Sten okazał ci swoją łaskę.
Effirn biegł, śmiejąc się przez całą drogę. Gwar na widowni przybrał na sile. Chłopiec dotarł do
końca szlaku, zbiegł po ostatnim zakręcie na ziemię i znalazł się w ramionach Cholika w chwili, gdy
fioletowy płomień dotarł do końca drogi i znikł, pozostawiając po sobie chmurkę sinych iskier.
Czując, że znów uniknął śmierci, Cholik jeszcze przez chwilę trzymał chłopca w ramionach,
zdziwiony tym, jak duży był teraz Effirn.
— Dziękuję, dziękuję, dziękuję — wydyszał chłopiec, obejmując go silnymi ramionami.
Cholik odpowiedział uściskiem, zawstydzony, a jednocześnie przepełniony radością. Zdrowie
Effirna oznaczało dla niego sukces w Bramwell, ale nadal nie wiedział, jak demon to zrobił.
262
Leczenie jest proste, odpowiedział Kabraxis w głowie Cholika. Sprawianie bólu, ranienie to coś
innego, i jest o wiele trudniejsze, jeśli ma potrwać dłużej. Aby nauczyć się, jak kogoś zranić, najpierw
trzeba poznać leczenie, tak już działa magia.
Cholika tego nigdy nie uczono.
Nie nauczono cię wielu rzeczy, powiedział Kabraxis. Ale zostało ci dużo czasu. Odwróć się,
Buyardzie Choliku, i przywitaj nowych wiernych.
Wysuwając się z uścisku chłopca, Cholik odwrócił się do jego rodziców. Nikt nie miał zamiaru
go pytać, dlaczego czarny szlak się wypalił.
Chłopiec, pragnąc pochwalić się swoją nową siłą, popędził przez polanę. Bracia i siostry wołali
do niego radośnie, a ojciec chwycił go i uściskał mocno, po czym przekazał matce. Tak przytuliła
do siebie syna, nie wstydząc się wcale łez spływających po policzkach.
Cholik przyglądał się matce i synowi, dziwiąc się, że scena ta tak bardzo go wzrusza.
Zaskoczyło cię, że tak bardzo podoba ci się, iż miałeś udział w uleczeniu chłopca? — spytał
Kabraxis.
— Tak — wyszeptał Cholik, wiedząc, że nikt wokół go nie usłyszy, jedynie demon.
Nie powinno. Aby poznać Ciemność, trzeba poznać również Światłość. W Zachodniej Marchii
żyłeś w izolacji. Spotykałeś jedynie ludzi, którzy pragnęli zająć twoją pozycję.
263
[ Pobierz całość w formacie PDF ]