[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wątpić?
Istotnie uderzył wbardzo czuły punkt.
Jonathan przyglądał jej się ze smutkiem, po czym westchnął iostrożnie postawił
filiżankę na spodku. Pochylił się iwziął dłoń Lisbeth wswoje ręce.
Powiem ci, oco chodzi, droga Lisbie powiedział zwielką powagą. Lisbeth nie
znosiła tego zdrobnienia. Zbyt łatwo dajesz się sprowokować. To nużące. Ale nie mogę
się oprzeć. Czuję, że muszę ci dokuczać, żebyś nabrała wprawy.
Uwolnił jej dłoń isię oparł.
Phoebe wybuchnęła śmiechem, ale szybko zaczęła kaszleć, aby go stłumić.
Jonathan spojrzał na nią iuniósł brwi.
Na które bale pójdziesz zsiostrami Silverton& iLisbeth, Phoebe?
Nie wiem. Jeszcze nie zdecydowałam, czy wogóle pojadę.
Musisz jechać powiedzieli jednocześnie Jonathan iLisbeth, ale jedno znich
mniej szczerze niż drugie.
Jak pojedziesz, zatańczę ztobą przynajmniej raz obiecał.
Dzięki, że mnie wporę ostrzegłeś powiedziała Phoebe. Przynajmniej zdążę
uciec.
Jonathan spojrzała na Lisbeth, pokazując jednocześnie gestem na Phoebe, jakby
chciał powiedzieć: Widzisz, jak to się robi?
Lisbeth pokazała mu język, co go wyraznie rozbawiło.
No wiesz, Lisbeth napomniała ją Franchette Redmond, która właśnie wtym
momencie weszła do pokoju. Co by na to powiedziała twoja matka?
Lisbeth oblała się szkarłatem.
Biedaczka. Phoebe ogarnęło nagłe współczucie. Nic dziwnego, że jej osobowość
ograniczała się do serii pięknych póz. Na każdym kroku ją cenzurowano. Tak długo
wpajano, jakie zachowanie jest uznawane za właściwe, aż stała się niewolnicą własnej
urody.
Phoebe starała się jak najmniej rzucać woczy. Siedziała spokojnie, popijając tylko
kawę, jak dzikie stworzenie zamarłe wobliczu drapieżnika. Przypuszczała, że pani
Redmond ztrudem akceptuje jej obecność przy stole. Nie kierowały nią względy osobiste.
Po prostu uważała, że wszystko na świecie jest precyzyjnie poukładane iściśle określone,
ilubiła, kiedy każdy zajmował przypisane mu miejsce. Od czasu do czasu coś naruszało
ten porządek, tak jak małżeństwo jej syna zCynthią Brightly albo zniknięcie najstarszego
zbuntowanego potomka. Jednak zawsze starała się przywrócić stały porządek.
Miała na sobie jasnoniebieski strój do konnej jazdy iwkładała rękawiczki. Wciąż
była ładną kobietą ipomimo wieku odznaczała się gładką cerą, niemal pozbawioną
zmarszczek. Czas wyraznie ją oszczędzał. Na widok jej eleganckiego stroju serce Phoebe
ścisnęła przelotna tęsknota. Ten ubiór miał siłę rażenia równą każdej broni.
Nowy czepek zrodził wniej pragnienie posiadania pięknych strojów, które
nauczyła się tłumić podczas pracy wszkole na wzgórzu.
Mogę ci kupić wszystko, czego zapragniesz.
Ta obietnica mogła się spełnić wkażdej chwili. Oczywiście, nigdy nie byłaby
przyjmowana wtych samych domach co Franchette Redmond.
Phoebe przyszło nagle do głowy, że jej pojmowanie świata nie różni się tak
bardzo od filozofii pani Redmond. Rozumiała teraz, że każdy ma przypisane jakieś
miejsce. Chciała wiedzieć, gdzie jest mile widziana, agdzie nie.
Och. Nie znosiła pragnień. Zwłaszcza że to, czego pragnęła, było tak nieosiągalne
jak gwiazdka znieba.
W zamyśleniu spojrzała na kartkę zzaproszeniem, zktórego kipiał dziewczęcy
entuzjazm. Nie ma nic złego wprzelotnych przyjemnościach, przekonywała samą siebie.
Afakt, że ktoś pragnął jej towarzystwa, sprawiał jej przyjemność. Lepsze to niż& umowa
winteresach.
I chociaż było ją teraz stać na rejs do Afryki, mogła również pozwolić sobie na to,
by spędzić ostatnie tygodnie na lekkomyślnej iszampańskiej zabawie. Istniało tylko
ryzyko, że wLondynie spotka markiza.
Zaraz, zaraz, żadne ryzyko. Przecież miała nadzieję, że markiz tam będzie.
Bo wiedziała, że jej pragnie, anie może mieć. Inie była aż tak wielkoduszna czy
szlachetna, aby sądzić, że nie odczuwa cierpienia na jej widok.
Poza tym zaczęła teraz myśleć, że markiz nie jest jedynym mężczyzną, który
[ Pobierz całość w formacie PDF ]