[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jest tak, jak przy robieniu swetra na drutach, kiedy wiele rzędów wcześniej zgubi się jedno oczko.
Nic mi o tym nie wiadomo powiedział. Nigdy nie robiłem na drutach.
Dlaczego nie chce pan wyrazić swej opinii ot tak, po prostu?
Byłaby to opinia dla samej opinii.
No więc?
No i mógłbym wywrzeć na panią jakiś wpływ& Zdaje mi się, \e pani łatwo poddaje się
wpływom innych.
Jej twarz znów spochmurniała.
Tak. Mo\e właśnie w tym kryje się zło. Odczekał kilka chwil, a potem zapytał rzeczowym
tonem:
Umiałaby pani określić to zło?
Nie. Popatrzyła na niego z rozpaczą w oczach. Nie. Mam wszystko, czego mo\e
pragnąć kobieta.
Znów pani mówi ogólnikami. Pani nie jest jakąś kobietą. Pani to pani. Czy pani ma wszystko,
czego pragnie?
Tak, tak, tak! Miłość i dobroć, pieniądze i luksus, piękne otoczenie i towarzystwo, po prostu
wszystko. Wszystko, co sama wybrałabym dla siebie, gdybym stanęła przed podobnym wyborem.
Nie, tu chodzi o mnie. To ze mną stało się coś złego. Popatrzyła na niego wyzywająco. Nie
wyglądała na zmartwioną, kiedy dodała trzezwo: Tak. Coś jest ze mną nie w porządku, to
oczywiste.
3
Odsunęła kieliszek.
Czy mogę dalej mówić o sobie?
Jak pani sobie \yczy.
To, być mo\e, pozwoliłoby mi dojść do tego miejsca czy tego momentu mego \ycia, w którym
wszystko zaczęło się psuć. Myślę, \e głośno wypowiedziane słowa mogą się okazać pomocne.
Tak, być mo\e.
70
Wszystko było miłe i zwyczajne. Mówię o swoim \yciu. Szczęśliwe dzieciństwo, kochający
dom. Posłano mnie do szkoły. Robiłam zwykłe rzeczy. Nie było nikogo, kto by mnie nie lubił. Być
mo\e, gdyby znalazł się ktoś taki, wyszłoby mi to na zdrowie. Być mo\e byłam zepsutym
dzieckiem, chocia\ nie sądzę. Po powrocie ze szkoły grałam w tenisa, chodziłam na tańce,
spotykałam się z młodymi ludzmi i zastanawiałam się, jaką podjąć pracę. To wszystko mieści się,
jak sądzę, w normie.
Tak. I brzmi całkiem jednoznacznie.
A potem zakochałam się i wyszłam za mą\. Jej głos nabrał nieco innego brzmienia. I
wiodłam szczęśliwe \ycie& Nie. Zamyśliła się. Kochałam go, lecz bardzo często byłam
nieszczęśliwa. Dodała: To dlatego pytałam pana, czy szczęście istotnie coś znaczy.
Przerwała, by po chwili ciągnąć dalej: Tak trudno jest to wyjaśnić. Nie byłam bardzo
szczęśliwa, lecz w jakiś niezrozumiały sposób wszystko miało określony porządek: to był mój
wolny wybór, miałam to, czego chciałam. Nie weszłam w ten związek z zamkniętymi oczami.
Naturalnie, idealizowałam swego mę\a tak jak ka\da inna zakochana istota. Lecz teraz
przypominam sobie pewną chwilę: budzę się bardzo wcześnie, około piątej, tu\ przed świtem. To
taka pora na chłodną, wywa\oną szczerość wobec samej siebie, prawda? I widzę, zdaję sobie
sprawę, co mo\e przynieść przyszłość. Widzę, \e nie zanosi się na to, bym była prawdziwie
szczęśliwa, widzę, \e mój wybrany ukrywa egoizm i bezwzględność pod maską beztroski i
wdzięku, lecz widzę tak\e, \e jest czarujący, wesoły, niefrasobliwy i \e ja go kocham, \e kocham
tylko jego i \e raczej wolałabym być nieszczęśliwa w mał\eństwie z nim, ni\ wieść
drobnomieszczański, spokojny \ywot bez niego. Myślę zatem, \e istnieje szansa, by przy odrobinie
szczęścia i zachowaniu rozsądku udało mi się. Akceptuję fakt, \e kocham go bardziej, ni\ on
kiedykolwiek mógłby pokochać mnie, i \e nie powinnam nigdy prosić go o więcej, ni\ chciałby mi
dać.
Znów przerwała i znów mówiła dalej:
Oczywiście, nie wyło\yłam sobie tego tak dokładnie jak w tej chwili. Teraz staram się
przedstawić panu stan moich uczuć z tamtego okresu. Ale nie mijam się z prawdą. Istotnie
uwa\ałam, \e on jest cudowny i przypisywałam mu ró\ne szlachetne cechy, których tak naprawdę
wcale nie posiadał. Lecz miałam swoją chwilę; chwilę, kiedy człowiek widzi, jakie czekają go
kłamstwa, i kiedy mo\e zawrócić albo iść dalej. Myślałam, i owszem, w tych wczesnych,
chłodnych minutach świtu, doskonale zdając sobie sprawę, jak trudne i przera\ające jest moje
poło\enie, myślałam o zawróceniu z drogi. Lecz zamiast tego poszłam dalej.
I \ałuje pani& ? zapytał cicho.
Nie, absolutnie nie! Była wzburzona. Nigdy nie \ałowałam. Ka\da minuta wspólnego
\ycia była tego warta. śałuję jednego: tego, \e on umarł. Jej oczy o\ywiły się. Kobieta, która
nachylała się ku niemu nad stolikiem kawiarnianym, przestała być istotą bezwładnie dryfującą ku
zaczarowanej krainie; była \ywa, przejmująco \ywa. Umarł za prędko powiedziała. Jak to
powiada Makbet? Powinna umrzeć pózniej . Tak właśnie czuję. Powinien umrzeć pózniej.
Potrząsnął głową.
Wszyscy tak czujemy w chwili czyjejś śmierci.
Naprawdę? Nie jestem pewna. Wiem, \e był chory. Zdaję sobie sprawę, \e byłby kaleką do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]