[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dlaczego pakujesz się w kłopoty? Był sfrustrowany jej
nieposłuszeństwem, mogła to poczuć w jego bezsilnej wściekłości nie
kontrolowania jej. Ale nie mógł tracić energii, musiał chronić siebie i
walczyć z szybko zbliżającym się wampirem.
Zwróć uwagę na to, co się tam dzieje. Mam pewien plan. To było
największe kłamstwo, jakiekolwiek powiedziała komuś w swoim życiu. A
im bliżej byli celu tym bardziej była przerażona. Dlaczego robiła taką
głupią, szaloną rzecz? Nie lubiła Aidana, nie ufała mu, i była nim
przerażona, tym, czym mógł być, kontrolą, jaką nad nią miał. Ale jedyne,
czego była naprawdę pewna, to tego, że nie mogła pozwolić mu umrzeć.
- Potrzebujemy planu, Stefan. Naprawdę dobrego planu. Jeżeli strzelisz
do tego czegoś, to czy to zabijesz? - Nie, ale jeśli uderzę w coś z dużą
siłą, mogę to spowolnić, może przygwozdzić do ziemi. Wtedy słońce go
zabije - Stefan poinformował ją ponuro. - Okay, to jest plan. Ja będę ci
mówiła gdzie kreatura się znajduje, a ty będziesz strzelał, jednocześnie
zaprowadzę Aidana do samochodu. Następnie uciekniemy stamtąd tak
szybko jak się da i będziemy mieli nadzieję, że go zostawimy z tyłu.
To najgorszy plan, jaki kiedykolwiek w życiu słyszałem. Mimo
krytycznej sytuacji, w jakiej się znalazł, dało się wyczuć nutkę humoru w
jego głosie. Stefan parsknął głośno.
- To na pewno najgorszy plan, jaki kiedykolwiek słyszałem. Nie jesteś
wystarczająco silna żeby zataszczyć Aidana do samochodu. I mamy mało
możliwości, bo prawdopodobnie nigdy nie strzelałaś z pistoletu. - Cóż,
nie usłyszałam żadnego wybitnego planu od żadnego z was - parsknęła. -
Czy to nie zabawne jak mężczyzni trzymają się razem, nawet jeśli nie
słyszą siebie nawzajem? - O czym ty mówisz? - Stefan nerwowo
spoglądał w lusterka wsteczne za szybą wprost na niebo. - Nie ważne.
Skręć w tą drogę. On jest w pobliżu oceanu, nie, odwrotnie, w dół
wzgórza. Jest w pobliżu. - Ledwo mogła oddychać, powietrze tak było
pełne zła teraz.
- Wampir też jest gdzieś blisko. Mogę go wyczuć. Wracaj, cara,
wracaj. Dawało się wyczuć błaganie w Aidana głosie. On cię szuka,
Aidan. Mogę wyczuć jego zadowolenie. Mysli, że wie gdzie jesteś. Jest pod
postacią ptaka, nie, czegoś innego i jest ranny. Znosi go na jego prawą
stronę. Alexandria przetarła skronie; komunikacja psychiczna z
opóznieniem, ale jednak zabierała sporo energii. W głowie jej dudniło, uda
ją paliły, jakimś sposobem odczuwała tam rany. Wracaj, Alexandria. On
wyczuje twoją obecność. Dlatego triumfuje. Wywabił cię z bezpiecznego
miejsca. Rób co mówię! Aidan umieścił jedną rękę ostrożnie na głębokim
rozcięciu na swojej skroni, a drugą ponad raną na swoim udzie, z której
odpływała jego witalna siła. Stracił tak dużo krwi; cenny płyn połączył się
z ziemią, przesączając się do gleby.
Zapach krwi mógł zwabić wampira wprost do niego. Ale on też mógł
poczuć zapach wampira, był tak silny, jak zakłócenie w naturalnej
harmonii ziemi. Nie potrzebował ostrzeżenia Alexandrii by wiedzieć, że
wampir był blisko. Ten tutaj posiadał więcej mocy niż Yohenstria a jego
zdolności do tworzenia iluzji były bez zarzutu. Aidan walczył z innymi tak
silnymi, ale nigdy nie odniósł takich ran. Z Alexandrią tak blisko, nie miał
wyboru, musiał walczyć i zwyciężyć. Nawet gdyby poszedł do ziemi,
wampir prawdopodobnie znalazłaby go przed świtem. Zmusił swoje
protestujące ciało do ruchu, stanął na nogi. Wypchnął ból ze swojego
umysłu. Odepchnął myśli od Alexandrii daleko. Mógł zrobić tylko jedno,
pokonać wampira. Stał bardzo spokojnie. Oczekiwał. Poprosu czekał.
Rozdział 7
Wiatr wiał od strony zatoki. Fale odbijały się o skały. Na niebie jaśniały
gwiazdy. Noc wydawała się taka piękna, jakby próbowała ukryć
przewrotne i obłąkane stworzenie Nonsferatu. Aidan zwrócił twarz ku
wiatru robiąc głęboki wdech by wyczuć sytuacje istniejącą tej nocy.
Wampir był wysoko skanując drogę w nadziei, że bryzgi i sól ukryją jego
zapach. Był ranny, krwawił, ten ślad łatwo był do wyczucia. Słabł od straty
krwi. Kły wydłużyły się mu w ustach jak tylko wyczuł ludzki zapach.
Zakażona krew byłaby ostatnią rzeczą którą zechciałby, ale Bez świeżej
krwi umrze. Aidan już dużo lat temu obiecał że nigdy nie dotknie żadnej
rodziny, zamierzał dotrzymać tej obietnicy. Alex jest zbyt słaba. Jej próby
uratowania go skłaniały dziewczynę do dużego niebezpieczeństwa. Nie
miała żadnego pojęcia o następstwach tego, co może stać się z nimi oba,
jeżeli on straci ją.
Aidan już dawno pogodził się ze śmiercią, witając świt jako zjawisko
nieuniknione i konieczne dla niego. Ale teraz nie mógł pożegnać się ze
swoim życiem, przecież szczęście uśmiechnęło się do niego. Walczył.
Potrafiłby obronić Alex i Stefana od własnej głupoty. Wziąłby ze sobą
wampira pod promienie słońca, gdyby to był ostatnia opcja.
Aidan podniósł się z ziemi, to bardziej zwiększyło krwotok z głębokich
ran na biodrze i czole. Strumień spływał z jego szyi po ramieniu i klatce
piersiowej. Fale słabości nadciągały. Przetarł oczy i ręce z krwi, mrugnął
by skoncentrować się. Aidan cierpliwie czekał, nie mając drugiego
wyjścia. Musiał wołać wampira do siebie.
Wielka tusza, strojąc grymasy rzuciła się na jego głowę, pokazując małe
ostre zęby. Zawisła w kilku jardach nad ziemią, zbliżając się w jego
kierunku, dumnie krocząc do niego.
- Chodz, chodz tu, Ramon& Czy będziemy dalej grać w dziecinne gry?
Podejdz do mnie jako facet albo nikt. Zaczynam się męczyć od twojej
głupoty. Aidan mówił miękko, jego głos zmuszał i hipnotyzował. Dziś
twoje sztuczki ci nie pomogą. Jeżeli chcesz dalej walczyć, to teraz tu.
Spotkaj się ze swoją śmiercią jako mężczyzna. Jego złote oczy złapały
światło gwiazd i zaczęły płonąć czerwonym płomieniem, zaiskrzyły jak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]