pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

postanowił wspiąć się wyżej po drabinie
społecznej  co znowu niewątpliwie przemawia
na jego niekorzyść. W każdym razie, czas i
nowoczesny postęp naprawiły jakoś wszystko i
mezalians wytrzymał doskonale próbę. Wszyscy
stajemy się teraz po trosze liberałami i co mnie
obchodzi  w parlamencie albo nawet poza jego
obrębem  czy ktoś jest śmieciarzem, czy też
księciem? Taki jest nowoczesny pogląd, a ja
staram się dotrzymywać kroku nowoczesności.
Państwo Ablewhite mieszkali w pięknym domu z
pięknym parkiem tuż za granicami miasta Frizing-
120/277
hall. Byli rodziną zacną i ogólnie szanowaną. Nie
będziemy zresztą poświęcali im na tych kartach
zbyt wiele uwagi, wyjąwszy pana Godfreya, który
był drugim synem pana Ablewhite'a i który musi
zająć tu właściwe miejsce przez wzgląd na pannę
Rachelę.
Pan Franklin mimo całej bystrości, rozumu i
wszelkich zalet nie miał, moim zdaniem, wielkich
szans na to, by zakasować pana Godfreya w
oczach naszej panienki.
Pan Godfrey przede wszystkim brał nad nim
górę, gdy chodzi o postawę. Wzrostu przeszło
sześć stóp, miał piękną, białą cerę, śliczne kolory,
gładką, krągłą twarz czyściutko wygoloną i ws-
paniałe, długie, płowe włosy opadające niedbale
na kark. Ale po cóż silę się na te opisy? Jeżeli
kiedykolwiek byli państwo na jakiejś kweście do-
broczynnej w Londynie, urządzanej przez panie z
towarzystwa, to muszą państwo znać pana God-
freya Ablewhite'a równie dobrze, jak ja go znam.
Był adwokatem z zawodu, bawidamkiem z tem-
peramentu i samarytaninem z upodobania.
Zarówno filantropia, jak i nędza nie mogły się
wprost bez niego obejść. Był wiceprezesem,
kierownikiem i referentem wszelkiego rodzaju to-
warzystw  stowarzyszeń organizujących zakłady
położnicze dla ubogich kobiet, stowarzyszeń pod
121/277
wezwaniem św. Magdaleny do ratowania moral-
ności ubogich kobiet, stowarzyszeń do umieszcza-
nia ubogich kobiet na miejscu ubogich mężczyzn,
a pozostawiania tych mężczyzn własnemu losowi,
i tak dalej, i tak dalej. Gdziekolwiek zebrał się
przy stole na naradę komitet kobiecy, tam również
można było znalezć pana Godfreya, który z
kapeluszem w ręku trzymał w karbach rozigrane
temperamenty dam i prowadził te kochane istoty
po ciernistych ścieżkach spraw finansowych. Był
on, jak sądzę, najwytrawniejszym filantropem,
jakiego wydała kiedykolwiek Anglia. Jako mówca
na zebraniach dobroczynnych nie miał sobie
równego, gdy chodziło o pobudzenie słuchaczy
do łez i do otwarcia sakiewek. Był osobistością
powszechnie znaną. Kiedy byłem ostatni raz w
Londynie, moja pani uraczyła mnie w dwojaki
sposób: posłała mnie do teatru, żebym zobaczył
tancerkę, za którą szalało całe miasto, i posłała
mnie do Exeter Hall, żebym posłuchał
przemówienia pana Godfreya. Tancerka wys-
tępowała z towarzyszeniem całej orkiestry. Pan
Godfrey produkował się mając jedynie chusteczkę
do nosa i szklankę wody. Popis nóg zgromadził
tłumy, popis języka również. A przy tym był to
(mam na myśli pana Godfreya) człowiek o na-
jłagodniejszym usposobieniu w świecie, miły,
122/277
pełen prostoty i życzliwości. Kochał wszystkich i
wszyscy go kochali. Jakież szanse mógł mieć pan
Franklin  jakie szanse mógł mieć ktokolwiek o
przeciętnej reputacji i zdolnościach  w zestawie-
niu z takim ideałem?
Czternastego czerwca nadeszła odpowiedz
pana Godfreya.
Przyjmował zaproszenie mojej pani na czas od
środy, czyli dnia urodzin, do piątku wieczorem,
kiedy to obowiązki dobroczynne zmuszą go do
powrotu do Londynu. Załączał również wiersze
okolicznościowe, poświęcone, jak się wykwintnie
wyrażał,  uroczej solenizantce . Panna Rachela,
jak mnie poinformowano, wraz z panem
Franklinem wyśmiewała się z tych wierszy przy
obiedzie i Penelopa, która była całkowicie po
stronie pana Franklina, zapytała mnie z wielkim
tryumfem, co o tym myślę.
 Panna Rachela wprowadziła cię na fałszywy
trop  odparłem  ale mojego nosa tak łatwo nie
zmyli. Poczekaj, aż pan Ablewhite tu się zjawi.
Moja córka odrzekła, że pan Franklin być może
spróbuje szczęścia, zanim jeszcze poeta zjedzie tu
osobiście. W związku z tym muszę przyznać, że
pan Franklin korzystał z każdej sposobności, aby
wkraść się w łaski panny Racheli.
123/277
Chociaż był jednym z najbardziej zajadłych
palaczy, jakich kiedykolwiek widziałem, wyrzekł
się cygar, gdy panna Rachela powiedziała
pewnego dnia, że nie znosi zapachu dymu,
którym przesiąknięte są jego ubrania. Po tym ak-
cie samozaparcia sypiał tak zle i tak mocno od-
czuwał brak kojącego działania tytoniu, do
którego był przyzwyczajony, że schodził na dół co
rano z twarzą okropnie bladą i wreszcie sama pan-
na Rachela prosiła go, żeby znów zaczął palić. Nie!
Nigdy już nie zrobi nic, co by mogło przyprawić
ją choćby o chwilę przykrości, uzbroi się w cierpli-
wość, zwalczy w końcu nałóg i prędzej czy pózniej
odzyska sen. Takie poświęcenie musi zrobić swoje,
powiedzą państwo zapewne (jak mówili też niek-
tórzy w jadalni dla służby), zwłaszcza gdy to-
warzyszy mu wspólne a codzienne malowanie
drzwi. Wszystko to bardzo pięknie, ale panna
Rachela miała u siebie w pokoju fotografię pana
Godfreya. Przedstawiony był na niej w chwili pub-
licznego przemówienia, z rozwianym włosem i
ślicznymi oczami, które wyczarowywały pieniądze
z kieszeni słuchaczy. Co państwo na to? Co rano 
jak sama Penelopa musiała przyznać  podobiz-
na tego mężczyzny, bez którego nie mogły się
obejść kobiety, spoglądała na pannę Rachelę, gdy
124/277
rozczesywano jej włosy. Miał też wkrótce patrzeć
na to osobiście  takie było moje zdanie.
Szesnastego czerwca zdarzyło się coś, co
sprawiło, że na mój rozum szanse pana Franklina
spadły prawie do zera.
Jakiś nieznany dżentelmen, mówiący po ang-
ielsku z cudzoziemskim akcentem, przyjechał
tego ranka do naszego domu i oświadczył, że
pragnie się widzieć z panem Franklinem Blake'em
w sprawie oficjalnej. Nie mogła to być sprawa
związana z diamentem, a to z dwóch powodów: po
pierwsze pan Franklin nic mi o tym nie powiedział,
po drugie zakomunikował treść rozmowy z niezna-
jomym dżentelmenem (po jego odjezdzie) mojej
pani. Ta z kolei przypuszczalnie wspomniała coś o
tym córce. W każdym razie panna Rachela wiec-
zorem przy fortepianie podobno bardzo surowo
strofowała pana Franklina, ganiąc towarzystwo,
w którym się obracał, i zwyczaje, jakich nabrał
w obcych krajach. Nazajutrz po raz pierwszy nie
kontynuowano malowania drzwi. Podejrzewam, że
pan Franklin musiał popełnić na kontynencie jakiś
nierozważny krok  chodziło zapewne o kobietę
albo może o jakiś dług  którego skutki ścigały go
teraz w Anglii. Ale wszystko to są czcze domysły.
W tym wypadku bowiem nie tylko pan Franklin,
125/277
ale także i moja pani  rzecz niezwykła  nie
raczyła mnie oświecić.
Siedemnastego czerwca zdawało się, że burza
minęła. Pan Franklin i panna Rachela podjęli na
nowo swoje malarstwo dekoracyjne i znów za-
panowała przyjazń. Jeżeli wierzyć Penelopie, pan
Franklin skorzystał z pojednania i oświadczył się
przy tej sposobności o rękę panny Racheli. Nie
został ani przyjęty, ani też odtrącony. Córka moja
była pewna (wnosząc z różnych oznak i wrażeń,
którymi nie potrzebuję państwa nudzić), że jej
młoda pani zbyła pana Franklina niczym, nie
chcąc rzekomo wierzyć, iż mówi poważnie, a
potem w skrytości ducha żałowała, że potrak-
towała go w ten sposób. Penelopa wprawdzie do-
puszczona była przez swą panią do większej kon-
fidencji niż zazwyczaj pokojówki  dziewczęta
bowiem wychowały się niemal razem  ja wsza-
kże zbyt dobrze znałem skryty charakter panny [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta