pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

jego towarzysze jeszcze żyją, ponieważ w gruncie rzeczy nie obchodziło go to. W
tej chwili jedyną liczącą się dla niego rzeczą była obsesja, która zapanowała
całkowicie nad jego umysłem, uczuciami i całym jego jestestwem.
Spojrzał na dwa ciała leżące u jego stóp.
- Tak naprawdę to nie chciałem tego zrobić. Porozmawiam z waszymi matkami.
Wszystko im wyjaśnię. Upuściwszy pałkę podszedł do drzwi i przebiegł palcami po
wypuczeniach na powierzchni stopu. Przycisnął ucho do gładkiej powierzchni i
nasłuchiwał w skupieniu. %7ładnego dzwięku, drapania, nic. Zachichotał cicho i
podszedł do skrzynki kontrolnej. Przyglądał się jej w zamyśleniu przez dłuższy
czas, zupełnie jak dziecko poddające oględzinom nową, skomplikowaną zabawkę.
Chichocząc do siebie zaczął poruszać urządzeniami sterującymi, przebiegając
dla zabawy palcami po guzikach, zanim jeden z nich nie zadziałał. Głęboko w
otaczającym go ceramokarbidowym stopie zajęczały mechanizmy. Metal potarł o
metal. Drzwi zaczęły odsuwać się na bok.
Zatrzymały się jednak, gdy jedna z wielkich wypukłości uderzyła o obudowę.
Zmarszczywszy brwi Golic wcisnął swe ciało w wąskie przejście i naparł na
oporną barierę, naprężając potężne muskuły. Silniki zabuczały skonsternowane.
Drzwi otworzyły się odrobinę szerzej, po czym zatrzymały całkowicie. Furkot
silnika ucichł. Znowu zapanowała cisza.
Golic, którego ciało blokowało przejście, odwrócił się, by zajrzeć w ciemność
panującą w środku.
- No dobra. Jestem. Zrobione. Powiedz mi tylko, czego chcesz. Powiedz mi, co
mam zrobić, bracie. - Uśmiechnął się.
Ciemność przed nim milczała jak grób. Nic się w niej nie poruszyło.
- Wyjaśnijmy to sobie. Jestem całkowicie po twojej stronie. Chcę wykonać to,
co do mnie należy. Musisz mi tylko powiedzieć, co mam teraz zrobić.
Dwóch nieprzytomnych, zakrwawionych mężczyzn leżących na podłodze nie
usłyszało pojedynczego, wysokiego krzyku, choć unosił się w nieruchomym
powietrzu przez dość długi czas.
Dillon rozciągnął się wygodnie na łóżku. Pogrążył się po raz tysięczny czy
dziesięciotysięczny w stawianiu pasjansa. Odwrócił leniwie kolejną kartę i dotknął
palcami swojego pojedynczego, długiego warkoczyka. W tej samej chwili
przemówił do stojącej obok kobiety.
- Chcesz mi powiedzieć, że mają zamiar zabrać tego stwora ze sobą?
- Spróbują to zrobić - zapewniła go Ripley. - Nie chcą go zabić.
- Dlaczego? To nie ma sensu. .
- Zgadzam się całkowicie. Oni jednak i tak spróbują. Pożarłam się już z nimi o
to poprzednio. Patrzą na obcego jako na potencjalne zródło nowych bioproduktów,
być może nawet systemów broni.
Rozbrzmiał chichot Dillona - głęboki, bogaty dzwięk. Najwyrazniej jednak
zaniepokoił go ten pomysł.
- Kurczę, to szaleńcy.
- Nie chcą słuchać. Wydaje im się, że wszystko wiedzą. %7łe skoro nikt na Ziemi
nie może ich ruszyć, to ten stwór również nie będzie mógł. Ale jego nie obchodzi,
jaką władzę ma Towarzystwo czy ilu polityków trzyma w kieszeni. Jeśli spróbują
go zabrać na badania, on przejmie kontrolę. Ryzyko jest zbyt wielkie. Musimy
wykombinować jakiś sposób, żeby go wykończyć, zanim przylecą.
- Sądząc z tego, co powiedziałaś, to im się zbytnio nie spodoba.
- Nic mnie to nie obchodzi. Wiem lepiej niż ktokolwiek, lepiej niż ich tak zwani
specjaliści, co te stwory potrafią. Jasne, że można zbudować celę, w której da się
takiego zamknąć. Udowodniliśmy to tutaj. Ale one są cierpliwe. I potrafią
wykorzystać najdrobniejszą sposobność. Wystarczy, że popełnisz jeden błąd i
będzie po wszystkim. To nie ma wielkiego znaczenia tutaj czy w małej, izolowanej
kolonii jak Acheron. Jeśli jednak te stwory wydostaną się kiedyś na swobodę na
Ziemi, Apokalipsa będzie przy tym wyglądać jak szkolny piknik.
Wielki mężczyzna dotknął palcami swego warkoczyka i wydmuchnął dym na
spinkę do włosów.
- Siostro, straciłem masę wiernych podczas zaganiania tego skurwysyna w
pułapkę. Ludzi, których znałem i z którymi spędziłem długie, ciężkie lata. Już
przedtem nie było nas zbyt wielu i będzie mi, ich brakować. - Podniósł wzrok. - Ja i
moi bracia nie mamy zamiaru wchodzić tam i walić w niego kijkami. Po co zresztą
mamy go zabijać, skoro Towarzystwo leci po niego? Niech jego ludzie się o niego
martwią.
Powstrzymała złość.
- Mówiłam ci już. Spróbują go zabrać na Ziemię.
- Wzruszył obojętnie ramionami.
- I co w tym złego?
- On ich zniszczy. Nie zdołają nad nim zapanować. Mówiłam ci już, on ich
pozabija. Wszystkich.
Położył się na plecach z oczyma wbitymi w sufit, zaciągając się z
przyjemnością. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta