[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pokoju, położonego dokładnie powyżej. Zdawało mu
się, że upłynęła wieczność, zanim Maurice Storton
wrócił, dzwigając wielki, poplamiony i spłowiały
wolumin w skórzanej oprawie.
Sabat odwracał kartki drżącymi rękami. Nadzieja
rozpalała się, gasła i znów świtała. Tekst był
bezładną mieszaniną nie związanych ze sobą
fragmentów. Trochę po-
41
żółkłych ze starości wycinków z gazet, prawie nie do
od-cyfrowania.
- Przegryzienie się przez to zajmie mi całe godziny -
mruknął w końcu.
- Więc proszę to wziąć ze sobą. - Duchowny starał się
na nowo rozpalić fajkę. - Mówiąc otwarcie, niezbyt
wiele udało mi się odczytać, moje oczy nie są już
takie, jak kiedyś. Ale będę wdzięczny, jeśli pan mi to
zwróci, bo jest to własność kościoła, a co będzie jeśli
pastor nagle przypomni sobie o istnieniu księgi?
- Oczywiście - Sabat wstał. - Jeśli uda mi się
posiedzieć nad nią przez kilka godzin samemu w
moim pokoju hotelowym, to powinienem skończyć
do jutra i podrzucę ją księdzu z powrotem.
- Okropna historia - Storton powlókł się do drzwi,
aby wypuścić gościa. - Miejmy nadzieję, że teraz, gdy
zajęła się tym policja, ci nikczemni ludzie zostawią
nasz cmentarz w spokoju.
- Być może - Sabat uśmiechnął się mając nadzieję, że
tajemniczy wyznawcy powrócą na cmentarz św.
Adriana. To była dla niego jedyna szansa, aby ich
schwytać. Ale na razie, rozpłynęli się gdzieś w
rozrzedzonym powietrzu.
Lektura Księgi Zrodowej okazała się nudniejszym i
daleko bardziej trudnym zajęciem, niż Sabat
przypuszczał. Całe tuziny wycinków i zapisków na
temat świąt kościelnych, spotkań przełożonych i
pastorów. Uciekł znów do swojej fajki, zastanawiając
się czy nie traci czasu. Nagle wzrok jego padł na
spłowiałą notatkę wykonaną purpurowym
atramentem. Każda litera była dokładnie
wycyzelowana. U góry widniał tytuł: Proces o
herezję. Na marginesie dopisano datę - 1871.
42
Sabat poczuł, że ciarki chodzą mu po plecach gdy
od-cyfrował nazwisko: William Gar diner. Nagle
wszystko znalazło się na swoim miejscu. Czytał:
Hańbą tego miasta jest sprawa, o której ludzie nie
zapomną przez wiele lat. Jest nią proces przeciw
Wil-liamowi Gardinerowi, być może pierwszy proces
o herezję, o jakim Anglia słyszała w ciągu ostatnich
dwóch stuleci. Oskarżenie wniesiono, gdy
wymieniony wyżej człowiek został przyłapany na
odprawianiu blużnierczych obrzędów, całkiem nagi,
na naszym poświęconym cmentarzu. Pan Gardiner,
mieszkający wśród nas od dzieciństwa, znany był
jako ateista, mimo wysiłków wielebnego Longhorna,
aby przywrócić go do Owczarni Pana. Kawaler,
mieszkający samotnie w Primorose Lahe, samotnik,
rzadko widywany przez parafian, choć powszechnie
wiedziano, że bywa w zajezdzie "Pod Brunatnym
Bykiem". Za radą biskupa Laceya, świadek
obscenicznych bezbożnych praktyk, wielebny
Longhorn, wniósł słuszne oskarżenie. Sąd
Magistracki wezwał pana Gardinera na rozprawę,
ale trzydziestego kwietnia sędziowie uznali go
niewinnym herezji. Sędzia Wilkinson dodatkowo
zganił Kościół za marnowanie czasu Sądu na
wysuwanie przestarzałych, choż wciąż żywych
oskarżeń. Pan Gardiner znowu zamieszkał we wsi
mimo nieprzychylnych mu uczuć mieszkańców.
Sabat czytał w napięciu. Data uniewinnienia -
trzydziesty kwietnia... Noc Walpurgii - czas, gdy siły
zła osiągają największą moc. To zbyt wiele, jak na
zwykły zbieg okoliczności. Czy moce, którym
Gardiner złożył hołd przybyły mu na ratunek
podczas procesu?
Zawzięcie żując wygasłą fajkę. Sabat przerzucił
kilka
43
kartek. Zgromadzenie religijne... poświęcenie nowo
nabytej ziemi, przylegającej do cmentarza... Chryste,
musi być coś jeszcze. I było. Tym razem był to
pożółkły wycinek z lokalnej gazety z datą siódmego
listopada 1880, zatytuo-wany Zmarli. Przebiegł
wzrokiem ułożoną alfabetycznie listę nazwisk.
Gardiner William, zmarł nagle trzydziestego
pierwszego pazdziernika w wieku lat pięćdziesięciu.
Pogrzeb odbył się czwartego listopada na cmentarzu
św. Adriana. Nic więcej.
Sabat zamknął księgę z głośnym trzaskiem. Oczy mu
płonęły, niemal się uśmiechał. To było to, brakujące
ogniwo w historii magicznych praktyk na cmentarzu
św. Adriana. William Gardiner uprawiał czarną
magię i został uwolniony przez sędziów w noc
Walpurgii. Umarł w noc przed świętem zmarłych.
Diabeł został pochowany, i teraz, po upływie ponad
stu lat, odkopano jego kości. Kto i dlaczego to
zrobił? Odpowiedz na drugie pytanie była aż nadto
oczywista: szczątki Gardinera miały magiczną moc i
zostały użyte do nawiązania kontaktu z ciemnymi
siłami. Dopóki Sabat nie znajdzie odpowiedzi na
pierwsze pytanie, nie dowie się jaki diabeł przybył do
tej wsi.
Wstał i podszedł do swej walizki. Otworzywszy ją,
wyjął sznur, kredę i srebrny kielich. Pentagram był
potrzebny dla jego własnego bezpieczeństwa. Tej
nocy jego ciało astralne musi przeszukać okolicę,
jeśli ci nowocześni magowie mają zostać odnalezieni.
A każda sekunda spędzona poza ziemskim ciałem
grozi strasznym niebezpieczeństwem.
Wczesnowieczome słońce odbijało swoje promienie
od leniwych wód krętej, wąskiej rzeki. Brzeg po obu
stronach był pionowy, ale sterczące zeń korzenie
stanowiły przykrą
44
niespodziankę dla każdego, kto zechciałby skakać do
wody. Te same korzenie wystawały również pod
powierzchnią i często zatrzymywały na sobie różne
unoszone przez nurt przedmioty: kawałki materiału,
opony, albo... martwe ciało.
Inspektor śledczy Plowden stał na brzegu w cieniu
rozłożystej wierzby, mając nadzieję, że nie będzie
zmuszony zejść na dół. Zawsze po cichu bał się
głębokich, zamulonych rzek, mimo, iż był względnie
dobrym pływakiem. Nigdy nie pozbył się tego
dziecięcego strachu. Gdzieś w zakamarkach jego
mózgu czaiła się myśl, że ciemny prąd może skrywać
coś śliskiego i niebezpiecznego, na przykład
aligatora, który uciekł z terrarium. Rozum
[ Pobierz całość w formacie PDF ]