[ Pobierz całość w formacie PDF ]
To z radości, że Arthur już wrócił. Bardzo mi go
brakowało.
Dylan nadal dziwnie jej się przyglądał. Krępowało
jÄ… to.
- Co tak patrzysz? - nie wytrzymała w końcu. -
Suknię mam rozdartą? Włosy bardziej niż zwykle po-
targane? A może ząb mi wypadł, a ja nic o tym nie
wiem?
-Ty... promieniejesz.
- O, teraz widzi we mnie lampkę oliwną. Może
jem za dużo ryb.
- Oczy ci błyszczą.
- Kosztowałam piwo, może trochę przesadzi-
Å‚am.
Dylan zachichotał.
- Lepiej uważaj, Mair, bo skończy się na tym, że
przepijesz wszystkie pieniÄ…dze.
- Mnie to nie grozi - zapewniła go.
- Dobrze to słyszeć - odparł z uśmiechem. - A te-
raz wybacz, ale muszę już iść. Zajrzę do Angharady
i Trefora, bo Trefor gotów mi jeszcze zarzucić, że sta
wiam Arthura przed nim. - Westchnął ciężko i pokrę
cił głową. - Obawiam się, że do końca życia będę
wysłuchiwał tego zarzutu.
- Dosyć często się to zdarza między braćmi.
- Skąd wiesz? Nie miałaś przecież braci.
- Ale mam oczy. Widziałam w życiu tylu braci
rywalizujących o względy rodziców, że wyrobiłam
sobie opiniÄ™.
- Chylę czoło przed twoją mądrością. - Ruszył do
drzwi, z ruchów przypominał jej Trystana. - Arthur też
chce ze mną iść. Puścisz go? - Zniżył głos do konspira-
cyjnego szeptu. - Podejrzewam, że chce wypróbować
na Treforze nowo wyuczonÄ… sztukÄ™ powalania na ziemiÄ™
przeciwnika. - Uśmiechnął się. -I dobrze to Treforowi,
zrobi - dodał. - Chłopiec musi choć raz oberwać w nos,
nawet jeśli to mój najstarszy syn.
- W pełni się z tobą zgadzam.
- Zobaczymy siÄ™ wieczorem na zamku?
- Nie, dziś nie przyjdę na wieczerzę. Po tak dłu
giej rozłące chcę mieć Arthura tylko dla siebie.
Dylan uśmiechnął się, kiwnął głową i wyszedł, nic
już nie mówiąc.
Póznym wieczorem, po wieczerzy, Dylan z Trysta-
nem siedli przed paleniskiem z kuflami piwa w ręku.
- No, wypadałoby ci chyba życzyć wszystkiego
co najlepsze? - odezwał się Dylan.
- Już myślałem, że nic cię nie obeszły moje zarę-
czyny.
- Toś zle myślał. Damie życzenia już złożyłem,
kiedy z ojcem podawaliście Ivorowi hasło na dzisiej
szÄ… noc.
- Naprawdę to zrobiłeś?
- Tak - odparł Dylan. - Nie da się ukryć, że
skromne z niej stworzenie.
Trystan ściągnął brwi.
- Chyba nie byłeś wobec niej grubiański?
- Ja? - spytał niewinnie Dylan. A potem dodał:
Ani trochę. Powiedziałem tylko, że życzę wam
obojgu szczęścia. Uśmiechnęła się i skłoniła. I to
wszystko.
- To dobrze.
- Aatwo ją urazić, co?
- To prawdziwa dama - odparł sztywno Trystan.
- Tak, a do tego jaka urodziwa. Ile wyniósł
amober?
- To nie miejsce na rozmowÄ™ o takich sprawach.
Dylan zerknął na kilku mężczyzn popijających je-
szcze w drugim końcu sali.
- Chłopcze, jestem pewien, że okaże się tego warta.
Trystan spojrzał na niego spode łba.
- Musisz być taki nieokrzesany? I przestań nazy-
wać mnie chłopcem"!
- Na Boga, Trys! Coś ty taki drażliwy jak
niedzwiedz z cierniem w łapie. Myślałem, że bę-
dziesz tańczył ze szczęścia. Wszak dostałeś to, czegoś
chciał.
- I jestem szczęśliwy. Nie widzę tylko potrzeby
rozmawiania o odstępnym za pannę młodą ani o po-
sagu z... tutaj!
- Chciałeś powiedzieć: ze mną? - podchwycił
Dylan.
- Tak. Z tobÄ….
Dylan wzruszył ramionami.
- Skoro tak uważasz. - Pociągnął łyk piwa i otarł
grzbietem dłoni usta. - To powiedz mi co innego.
Z kim sypia teraz Mair?
- Na Boga, Dylanie, masz mnie za staruchę, która
obmawia wszystkich dookoła? - odparł zirytowany
Trystan, wpatrując się w pienisty płyn.
- Och, daj spokój! Tak tylko spytałem.
- Czemu nie spytasz Mair?
- A żebyś wiedział, że zapytam. I zapytam jesz
cze, kiedy spodziewa siÄ™ dziecka.
ROZDZIAA JEDENASTY
Dziecko? - wyszeptał Trystan chrapliwie. Nie
wierzył własnym uszom. To nie mogła być prawda,
Mair by mu przecież powiedziała.
- A tak. Podejrzewam, że jest brzemienna. Pro-
mienieje w ten charakterystyczny sposób. Spytałem
jÄ…, z czego siÄ™ bierze ten blask, ale ona... - Dylan ur-
wał. - Jest przy nadziei.
- Powiedziała ci, że będzie miała dziecko?
- Nie. - W oczach Dylana pojawił się niepokój.
- Chyba jej za to nie zrugasz, co? Wiem, że nie po
zwalasz jej sposobu życia. Niech to licho! Powinie-
nem był trzymać gębę na kłódkę.
- Właśnie, żebyś wiedział, że powinieneś - rzekł
ostro Trystan, wstajÄ…c i przeszywajÄ…c kuzyna oburzo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]