[ Pobierz całość w formacie PDF ]
równinę, podczas gdy te tumie zdawały się nam bez porównania wyższe, ale przypisywaliśmy
to łatwemu do wytłumaczenia optycznemu złudzeniu. Zresztą i to przypuszczenie było moż-
liwe, że spadliśmy z naszym pociskiem w południowo-zachodniej części Sinus Medii, na
płaszczyznie otwierającej się ku szerokiemu półkolu cyrku Flammariona, i mamy teraz po
prawej ręce krater Mosting o pokaznej wysokości 23OO metrów. W każdym razie należało
ową górę okrążyć od północy, aby nie zmienić pierwotnego planu. Woodbell radził, aby zro-
bić jeszcze raz pomiary astronomiczne dla oznaczenia punktu, w którym się znajdujemy, ale
nie chcąc teraz tracić czasu, odłożyliśmy tę robotę do pory gorętszej, kiedy będziemy się mu-
sieli zatrzymać z powodu zbyt wielkiego upału.
Skierowaliśmy tedy wóz wprost ku północy. Droga stawała się coraz uciążliwszą. Grunt
wznosił się z wolna w górę;
tu i ówdzie spotykaliśmy szczeliny, które trzeba było wymijać, lub całe pola z litej skały,
podobnej do gnejsu, zasypane luznymi odłamkami głazów. Posuwaliśmy się coraz wolniej i z
wielkim trudem. W kilku miejscach musieliśmy, przywdziawszy powietrzochrony, wyjść z
wozu i torować drogę, odwalając zagradzające głazy. Błogosławiliśmy wtedy małą siłę przy-
ciągania Księżyca, dzięki której wielkie nawet odłamy skał mogliśmy z łatwością poruszyć i
usunąć. Bawiła nas nawet początkowo ta robota. Każdy z nas, poruszający ogromne bryły,
wydawał się patrzącym nań olbrzymem. Nawet Marta nam pomagała. Tomasz tylko został w
wozie przy sterze, zbyt był bowiem osłabiony. Ból w ranach ustał, ale gorączka wracała co
chwilÄ™.
Posuwaliśmy się tak kilkanaście kilometrów od punktu, gdzieśmy zawrócili ku północy.
Mieliśmy po lewej ręce wciąż szereg drobnych i nadzwyczajnie stromych wzgórz, spoza któ-
rych sterczały olbrzymie i nieprawdopodobnie przepaściste turnie. Przed nami grunt wznosił
się ciągle, a z ogromnego wału, jaki tworzył, sterczał jeden ostry szczyt. Na prawo, ku
wschodowi, ciągnął się jakiś łańcuch coraz to wyższych gór.
Upłynęło już dwadzieścia cztery godzin od wschodu słońca, kiedyśmy się. dostali na
gładką płaszczyznę z litej skaty, po której można' się było szybciej posuwać. Postanowiliśmy
się tutaj zatrzymać dla odpoczynku. Przy tym dziwny układ krajobrazu coraz więcej nas nie-
pokoił.
Byliśmy wszyscy już prawie pewni, że znajdujemy się w jakiejś innej okolicy Księżyca, a
nie na Sinus Medii. Należało nareszcie zrobić dokładne pomiary dla oznaczenia długości i
szerokości księżycowej punktu, w którym się znajdujemy.
Po krótkim posiłku wzięliśmy się zaraz do pracy. Piotr nastawił instrumenta astrono-
miczne. Zrodek tarczy ziemskiej odchylony byÅ‚ od zenitu o 6° ku wschodowi i 2° ku północy;
znajdowaliÅ›my siÄ™ zatem pod 6° zachodniej dÅ‚ugoÅ›ci i 2° poÅ‚udniowej szerokoÅ›ci księżyco-
wej, to znaczy na krańcu Sinus Medii, obok krateru Mosting. Co do tego nie mogło być wąt-
pliwości, pomiary były bardzo dokładne.
Postanowiliśmy tedy ruszyć dalej, nie zmieniając kierunku.
Jużeśmy mieli puścić się w drogę, gdy wtem Varadol zawołał:
- A nasza armata! zostawiliśmy armatę! Istotnie, teraz dopiero przypomnieliśmy sobie, że
armata nasza, jedyny i ostatni środek porozumienia się z mieszkańcami Ziemi, została wraz z
nabojem i kulą przy grobie O'Tamora. Zmierć jego i pogrzeb tak nas w chwili wyruszenia
oszołomiły, że zapomnieliśmy zabrać ze sobą tak cennej dla nas armaty. Była to strata niepo-
wetowana, a tym dotkliwsza, że po zerwaniu telegraficznego połączenia to była ostatnia nić,
która nas wiązała z Ziemią. Uczuliśmy się nagle tak bezbrzeżnie osamotnionymi, jak gdyby-
śmy się o setki kilometrów oddalili w tej chwili znów od globu, który jest już od nas o setki
tysięcy kilometrów oddalony.
17
Pierwszą myślą naszą było wrócić i zabrać zostawioną armatę. Obstawał przy tym
[ Pobierz całość w formacie PDF ]