[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tajemnicę, to reszta personelu myśli to samo. Niech więc pan nie oczekuje zbyt wielkiej
efektywności.
- Wcale nie oczekiwałem - powiedział Brion do pleców odchodzącego lekarza.
W pokoju Lei panował mrok, rozjaśniany tylko blaskiem zaglądającego przez okno disańskiego
księżyca. Brion wszedł i zamknął za sobą drzwi. Cicho podszedł do łóżka. Lea mocno spała,
oddychała spokojnie i regularnie. Całonocny sen zrobi jej równie dobrze jak najlepsze lekarstwa.
Wiedział, że powinien odejść, lecz usiadł na krześle stojącym u wezgłowia łóżka. Strażnicy
wiedzieli, dokąd poszedł - tutaj mógł czekać równie dobrze jak gdzie indziej.
To była krótka, skradziona chwila spokoju w tym świecie stojącym na krawędzi przepaści. Był za
nią wdzięczny losowi. W blasku księżyca wszystko wyglądało łagodniej. Przetarł oczy. Czuł, jak
opuszcza go napięcie. Delikatne światło wygładzało twarz Lei, młodą i piękną, uderzająco
kontrastującą z tym wszystkim, co widział na tej okropnej planecie. Ręka wystawała jej spod
pościeli. Wiedziony dziwnym odruchem, wziął ją w dłonie. Spoglądając przez okno na
rozpościerającą się w oddali pustynię, pozwolił sobie na chwilę odprężenia, na moment
zapominając, że za niecałe dwa dni zniknie tu wszelkie życie.
Spojrzawszy na Leę dostrzegł, że ma otwarte oczy. Od jak dawna nie spała? Z nagłym poczuciem
winy szybko puścił jej dłoń.
- Szef troszczy się o zdrowie swojego personelu, dbając, żeby do porannego kieratu przystąpił w
dobrej formie? zapytała.
Uwaga była z rodzaju tych, jakie często wypowiadała na statku, chociaż teraz nie brzmiała tak
szorstko. Uśmiechnęła się. To jednak przypomniało mu o jej poczuciu wyższości względem
wieśniaków z zapadłych kątów galaktyki. Tutaj mógł sobie być dyrektorem, lecz na prastarej Ziemi
byłby tylko jeszcze jednym gapiowatym kmiotkiem.
- Jak się czujesz? - zapytał, zdając sobie sprawę z trywialności tych słów, zanim jeszcze skończył
je wypowiadać.
- Strasznie. Do rana umrę. Podaj mi jakiś owoc z tej tacy, dobrze? Zastanawiam się, skąd się tu
wzięły świeże owoce. To zapewne dar dla klasy pracującej od uśmiechniętych, planetarnych
morderców z Nyjordu.
Wzięła podane przez Briona jabłko i ugryzła z apetytem.
- Czy myślałeś kiedyś o tym, żeby polecieć na Ziemię? Brion drgnął. Trafiła zbyt blisko tego, o
czym właśnie myślał, ale to z pewnością był przypadek. - Nigdy - odparł. - Jeszcze kilka
miesięcy temu nawet nie brałem pod uwagę możliwości opuszczenia Anvharu. Zawody tak
absorbują, że kiedy bierze się w nich udział, to trudno sobie wyobrazić, iż w ogóle istnieje coś poza
nimi. - Oszczędz mi przemowy o Zawodach - poprosiła. Nasłuchawszy się Ihjela i ciebie, wiem o
nich więcej niż bym chciała. A co z samym Anvharem? Czy macie tam wielkie miasta - państwa
jak na Ziemi?
- Nic podobnego. Jak na swoje rozmiary, Anvhar ma bardzo małą populację. %7ładnych wielkich
miast. Myślę, że najgęściej zaludnionymi terenami są te wokół szkół i zakładów przetwórczych.
- Macie jakichś egzobiologów? - spytała Lea z odwieczną kobiecą zdolnością do kierowania
każdej rozmowy na tematy osobiste.
- Na uniwersytetach zapewne tak, chociaż nic o tym nie wiem. I musisz zrozumieć, że kiedy
mówię: "żadnych dużych miast", to oznacza to również: "żadnych małych miast". Nie mamy
czegoś takiego. Sądzę, że podstawowym tworem społecznym jest rodzina i krąg jej znajomych.
Znajomi są niezwykle ważni, gdyż rodzina szybko się rozpada, jeszcze kiedy dzieci są stosunkowo
małe. Zapewne to coś w genach, wszyscy lubimy samotność. Myślę, że można to nazwać naszym
przyzwyczajeniem.
- Pewnie tak - powiedziała ostrożnie, gryząc jabłko. - Jeśli posuniecie się w tym odrobinę za
daleko, to będziecie mieli zerową populację. We wszystkim potrzebny jest umiar.
- Jasne, że tak. Potrzebna jest też jakaś uznana forma związku między mężczyzną a kobietą albo
całkowita swoboda seksualna. My, na Anvharze, kładziemy nacisk na odpowiedzialność osobistą i
to wydaje się rozwiązaniem tego problemu. Gdybyśmy nie potrafili traktować... tych spraw w
sposób dojrzały, nie moglibyśmy żyć tak, jak żyjemy. Jednostki łączą się ze sobą przypadkowo lub
w sposób zaplanowany, a wobec tego umiar musi być wypadkową emocji i...
- Gubię się w tym - przerwała Lea. - Albo jestem jeszcze otępiała po lekach, albo nagle zacząłeś
[ Pobierz całość w formacie PDF ]