[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Podejrzewam, \e od czasu do czasu próbowałeś odnalezć
Błogosławiony Kufer.
Davis znieruchomiał.
- Jasne.
Faith odniosła dziwne wra\enie, \e to kłamstwo.
Walker równie\.
- Przewracałeś dom do góry nogami, co? - spytał ze
współczuciem.
- Z pewnością robił to Jeffy. - Davis się uśmiechnął, potem
się skrzywił, gdy\ zabolała go rozcięta warga. - Ten
chłopak miał fioła na punkcie poszukiwania skarbów.
- A co z twoją mamą? Czy te\ szukała? - dociekał Walker.
Davis roześmiał się sucho.
- Przez rok po śmierci ojca ten dom przypominał pobojowisko.
Burzyła ściany, zrywała podłogi, kopała dziury
w ogrodzie. Czyste szaleństwo.
- Znalazła coś?
- A jak myślisz?
- Podejrzewam, \e jej się nie udało.
- Amen.
Davis upił następny łyk. Kryształ rozbłysnął światłem
i odbił płomień.
- A co z Tigą? - spytał łagodnie Walker. - Czy ona te\
szukała skarbów?
- Nie.
- Jak sądzisz, dlaczego?
Davis upił większy łyk whiskey i odchrząknął.
- Moja siostra ma powa\ne problemy z głową i zawsze
będzie je miała. Lekarze, tabletki... próbowaliśmy wszystkiego.
- Westchnął. - Nie mogę się jednak zmusić do tego,
\eby ją gdzieś zamknąć. Jest nieszkodliwa, poza tym kocha
bagna.
Walker wiedział, \e alkoholik często czuje się du\o swobodniej,
Strona 211
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
gdy inni równie\ piją, sięgnął więc po karafkę
z bourbonem, wziął kieliszek ze zmatowiałej srebrnej tacy
i nalał sobie odrobinę. Poruszył kieliszkiem pod nosem,
wdychając zapach starego bourbona, ale nie wypił ani kropli.
- Czy Tiga zawsze była taka jak teraz?
- Nie.
- Czy to się stało po śmierci waszego ojca? - spytał Walker.
- Czy wcześniej, kiedy zaczął ją gwałcić?
Dłoń Davisa drgnęła. Alkohol liznął bursztynowymi płomieniami
boki kieliszka. Starszy pan twardo spojrzał na
Walkera.
Walker uśmiechnął się łagodnie.
- Słyszałem, \e ten Rosjanin naprawdę doskonale posługuje
się no\em. Robi to wolno. Bardzo, bardzo wolno.
- Wszystko się zaczęło, kiedy ojciec ją zgwałcił - wychrypiał
Davis. - Zawsze była trochę stuknięta, ale potem...
- Potrząsnął głową.
- Czy byłeś świadkiem śmierci swojego ojca?
- Nie.
- A mama?
Davis zawahał się, pomyślał o rosyjskim zabójcy i odparł
szorstko:
- Tak.
- Tiga?
Davis zamknął oczy.
- Tak. Dobry Bo\e, tak. To ją załamało.
- Która z nich pociągnęła za spust?
- Czy to ma jakieś znaczenie? Ojciec nie \yje!
- Czy wiesz, która z nich go zabiła? - powtórzył Walker
spokojnie.
- Nie... nie mam pewności. Tiga krzyczała, \e to jej wina
i \e wszystko przez Błogosławiony Kufer, przez te martwe
małe dziewczynki w kufrze i \e musi je pogrzebać, \eby
nigdy więcej nie sprawiały kłopotu. Miałem osiem lat
i nigdy w \yciu, ani wcześniej, ani pózniej, nie byłem tak
potwornie przera\ony. Kiedy mama poszła wezwać szeryfa,
wróciłem do łó\ka, naciągnąłem kołdrę na głowę i wyszedłem
spod niej dopiero wtedy, gdy zrobiło się jasno.
Szeryfowi powiedziałem, \e w ten sposób spędziłem całą
noc - w łó\ku, z kołdrą naciągniętą na głowę. Z Tigi równie\
niczego nie udało mu się wyciągnąć. Dostała jakieś tabletki,
dlatego mówiła bez ładu i składu. Mama zadbała
o wszystko. Po okolicy krą\yły jakieś plotki, ale umarły
śmiercią naturalną, gdy Billy'ego McBride'a przyłapano
w łó\ku z \oną pastora. Ludzie znalezli sobie nowy temat
do gadania.
Obijacz poruszył się i sapnął. Po chwili się obudził
i szturchnął kolano Davisa, zaniepokojony pobrzmiewającym
w głosie pana poruszeniem. Davis niemal bezwiednie
podrapał ogara po długich uszach, pragnąc go uspokoić.
Obijacz warknął, po czym z powrotem poło\ył się na podłodze.
- A zatem to Tiga zabrała Błogosławiony Kufer - powiedział
Walker.
- Nie wiem.
- Na pewno wiesz - mruknął Walker łagodnie. - Twoja
matka zdemolowała dom, prowadząc poszukiwania. Tiga tego
nie robiła. Ty równie\, poniewa\ wiedziałeś, \e twoja
siostra zabrała go na bagna.
- Nie mam pojęcia, gdzie jest ta cholerna rzecz! - Davis
wypił du\y łyk bourbona, zakaszlał i odchrząknął. - Czy sądzisz,
\e wchodziłbym w konszachty z Salem, gdybym miał
Błogosławiony Kufer?
- Nie. Nie znalazłeś go równie\ przed laty.
- Skąd wiesz? - spytał Davis. - Nigdy nikomu o tym nie
mówiłem.
- Nikt nie natrafił na \aden ślad świadczący o tym, \e ty
albo twoja matka zaczęliście nagle wydawać więcej pieniędzy,
ni\ mo\na było wyjaśnić. Prawdę mówiąc, byliście bardzo
Strona 212
Elizabeth Lowell - Rubinowe bagna
biedni po sprzeda\y przez mamę rubinowej broszki -
urodzinowego prezentu Tigi od ojca, prawda?
Davis przytaknął i zaklął ze znu\eniem.
- Był to jedyny rodzinny klejnot, który w dniu śmierci
taty nie znajdował się w Błogosławionym Kufrze.
- I nigdy nie widziałeś \adnej innej bi\uterii? - spytał
Walker.
- Nigdy - odparł Davis ponuro. - Przenigdy.
- Tiga ani razu nie pojawiła się z jakimś rubinowym
świecidełkiem?
Davis roześmiał się niepewnie. Odchylił do tyłu głowę
i opró\nił kryształowy kieliszek, a potem spojrzał na Walkera
jasnymi, przera\onymi oczami.
- Mój ty Bo\e, pomylona siostra z garścią pełną rubinów?
Do diabła, nie, to byłoby zbyt rozsądne. Ona jest
stuknięta. Wywiozła Błogosławiony Kufer gdzieś tam... -
"
pustym kieliszkiem wskazał za okna - ...w ten labirynt mokradeł,
zakopała go, nawet nie próbując zapamiętać gdzie.
- To znaczy, \e ją o to pytałeś - zauwa\ył Walker.
- Pytałem, namawiałem, krzyczałem, groziłem. - Davis
ostro\nie poło\ył palce tu\ nad nasadą nosa i rozmasował to
miejsce, pragnąc pozbyć się nie ustępującego bólu głowy. -
Bez skutku. Patrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi, pełnymi
rozpaczy oczyma i zaczynała mówić jak dziewczynka,
potem krzyczała i zaciskała ręce na swoich ustach, mówiąc:
Za nic w świecie nie wolno ci krzyczeć. Absolutnie. Dobre
dziewczynki nie krzyczą".
[ Pobierz całość w formacie PDF ]