pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jako sławna pisarka, jest bardzo zajęta.
- To dopiero moja pierwsza ksią\ka - przypomniała mu Jackie. - Na razie - dodała z
uśmiechem.
- Miałam wielką satysfakcję, kiedy mogłam napomknąć Honorii - tak przy okazji,
oczywiście - \e sprzedałaś maszynopis wydawnictwu. - Patricia upiła łyczek sherry i rozsiadła
się wygodniej w fotelu.
- Tak przy okazji?. - J. D. parsknął śmiechem. - Mama nie mogła się doczekać, \eby
chwycić za słuchawkę i pochwalić się wszystkim wokoło. Ej\e, co ty tam robisz?
Jackie oderwała wzrok od planszy.
- Nic, nic. - Cmoknęła go głośno w policzek. - Przegrałeś. Takie słowo naprawdę nie
istnieje.
- To się jeszcze oka\e. - Ojciec zepchnął ją z kolan, po czym zatarł ręce. - Siadaj i
bądz cicho.
- No wiesz, John! - powiedziała Patricia takim tonem, \e Jackie zerwała się i
podbiegła, \eby ją uściskać. W tej samej chwili rozległ się dzwonek do drzwi. Jackie wypro-
stowała się, ale matka powstrzymała ją zdecydowanym ruchem ręki.
- Philip otworzy. Popraw włosy, Jacqueline. Jackie posłusznie przeczesała palcami
włosy.
- Przepraszam, pani MacNamara. - Siwiejący lokaj wyłonił się z holu. - Jakiś Nathan
Powell chce się koniecznie widzieć z panną Jacqueline.
Jackie poderwała się z piskiem, ale matka znowu osadziła ją w miejscu.
- Jacqueline, usiądz i udawaj, \e jesteś damą. Philip wprowadzi tego pana.
- Ale.. .
- Siadaj! - odezwał się ojciec. - I bądz cicho!
- Właśnie - mruknęła Patricia, a potem spojrzała na lokaja i skinęła głową.
Jackie z hukiem klapnęła na krzesło.
- I nie miej takiej kwaśnej miny - dorzucił ojciec - bo jeszcze gotów się wystraszyć.
Jackie rzuciła mu wściekłe spojrzenie, po czym się uspokoiła. Mo\e rodzice mieli
jednak rację? Mo\e tym razem powinna się zastanowić, zanim zrobi jakieś głupstwo? Gdy
jednak zobaczyła Nathana, byłaby się zerwała z krzesła, gdyby nie to, \e ojciec z całych sił
nastąpił jej na nogę.
- Jackie! - odezwał się Nathan zdławionym głosem, jakiego dawno u niego nie
słyszała.
- Cześć, Nathan. - Jackie wzięła się w garść, wstała i z uśmiechem podała mu rękę. -
Nie spodziewałam się twojej wizyty.
- No tak. Bo ja.. . - Nathan zastygł pośrodku wymuskanego salonu. W pomiętym
podró\nym stroju, z ozdobionym pstrą kokardą pudełkiem pod pachą, poczuł się jak
skończony idiota. - Powinienem wcześniej zadzwonić.
- Nic się nie stało. - Jackie podeszła do niego i jakby nigdy nic ujęła go pod rękę. -
Pozwólcie, \e wam przedstawię Nathana Powella. A to moi rodzice - J. D. i Patricia
MacNamarowie.
J. D. podniósł się z fotela. Jeden rzut oka wystarczył mu, by stwierdzić, \e nigdy nie
widział równie zakochanego i zrozpaczonego człowieka. Wyciągnął rękę, a w jego oczach
współczucie mieszało się z ciekawością.
- Miło mi pana poznać. Podziwiam pana prace. - Zmia\d\ył w uścisku dłoń Nathana. -
Jackie du\o nam o panu opowiadała. Zrobię panu drinka.
Nathan skinął w milczeniu głową, po czym zwrócił się do matki Jackie. Pomyślał, \e
tak pewnie będzie Jackie wyglądać za jakieś dwadzieścia.. . dwadzieścia pięć lat. Nadal
piękna, z porcelanową cerą, pełna gracji, która przychodzi z wiekiem.
- Przepraszam, \e wpadłem bez uprzedzenia.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się Patricia, ale w głębi ducha była rada, \e ten młody
człowiek ma dobre maniery. Ona tak\e zdą\yła ju\ ocenić gościa. Dostrzegła dobre
wychowanie oraz uprzejmość, które bardzo sobie ceniła.
- Proszę, niech pan spocznie.
- Ja.. .
- Proszę. Nie ma to jak szklaneczka whisky. Od razu stawia człowieka na nogi. - J. D.
klepnął Nathana po plecach i podał mu drinka. - Więc pan jest architektem? A zajmuje się pan
te\ rewaloryzacją?
- Tak, o ile.. .
- A to się świetnie składa. Chciałbym pogadać z panem o kompleksie budynków,
który mam na oku. Na razie to kompletna ruina, ale widzę wielkie mo\liwości. Powiedzmy,
\e.. .
- Przepraszam! - Nathan wcisnął J. D. w garść swoją szklaneczkę, po czym chwycił
Jackie za rękę i bez słowa wywlókł do ogrodu przez drzwi za kotarą.
- No, no! - Patricia uniosła brwi i kryjąc uśmiech, pociągnęła łyczek sherry. Jej mą\
wzniósł toast whisky, którą wręczył mu Nathan, po czym wlał ją w siebie jednym haustem.
- Nasze zdrowie, staruszko! Za szybki ślub!
Powietrze było balsamiczne, przesycone zapachem kwiatów. Gwiazdy lśniły na
wyciągnięcie ręki, księ\yc zalewał wszystko srebrzystą poświatą. Jednak Nathan tego nie
widział. Zatrzymał się przy białym ogrodowym stoliku, rzucił pakunek i chwycił Jackie w
ramiona.
- Przepraszam - zdołał wykrztusić po chwili. - Zachowałem się niegrzecznie wobec
twoich rodziców.
- Nic się nie stało. Tak to ju\ bywa - Ujęła w dłonie jego twarz i uwa\nie mu się
przyjrzała. - Wyglądasz, jakbyś był bardzo zmęczony.
- Nie, nie, czuję się świetnie. - Było to jawne kłamstwo. śeby zyskać na czasie, cofnął
się o krok. - Bałem się, \e tu tak\e cię nie zastanę.
- Tak\e?
- Nie było cię, kiedy wróciłem do domu. Pojechałem do ciebie, ale tam te\ cię nie
było. Więc przyjechałem tutaj.
- Szukałeś mnie? - zapytała po chwili.
- Od kilku dni.
- Przykro mi. Nie spodziewałam się, \e wrócisz tak wcześnie z Denver. W twoim
biurze powiedziano mi, \e wracasz za tydzień.
- Wróciłem wcześniej ni\.. . Dzwoniłaś do biura?
- Tak. Wróciłeś wcześniej ni\ co, Nathan?
- Ni\ miałem to w planach - wyrzucił z siebie. - Zostawiłem Cody'ego na budowie,
wcisnąłem mu w garść projekty, a sam wsiadłem w samolot i wróciłem do domu. Ale tam cię
nie było. Zrozumiałem, \e odeszłaś.
Omal nie rzuciła mu się ze śmiechem na szyję, zdecydowała się jednak rozegrać partię
do końca.
- Myślałeś, \e będę na ciebie czekać?
- Tak. Nie. Tak, do jasnej cholery! - Desperackim gestem przeczesał włosy. - Wiem,
\e nie miałem prawa tego wymagać, ale myślałem, \e tam będziesz. Ale kiedy wróciłem, dom
był pusty. Nie mogę znieść tej pustki bez ciebie. Bez ciebie nie potrafię nawet myśleć. To
wszystko twoja wina! Przez ciebie pomieszało mi się w głowie. - Zaczął nerwowo krą\yć tam
i z powrotem. Jackie patrzyła na niego ze zdumieniem. Ten Nathan, którego znała, rzadko
wykonywał zbędne ruchy. - Za ka\dym razem gdy coś widzę, zastanawiam się, co byś na to
powiedziała. Nie mogłem nawet zjeść niebieskiego półmiska, \eby przy tym nie pomyśleć o
tobie.
- To rzeczywiście straszne.. . - Jackie zaczerpnęła tchu, \eby zadać nieuniknione
pytanie. - Chcesz, \ebym wróciła, Nathan?
- Mam cię błagać na klęczkach?
- Muszę się zastanowić. - Dotknęła pstrej kokardy, zastanawiając się, co jest w
pudełku. - Prawdę mówiąc, zasłu\yłeś sobie na to, \eby mnie błagać na klęczkach, ale ja nie
mam serca, \eby cię do tego zmuszać. - Uśmiechnęła się i grzecznie splotła ręce. - Tak
naprawdę, to ja wcale nie wyjechałam.
- Jak to?! Przecie\ wszystkie twoje rzeczy zniknęły. Dom jest wysprzątany.
- A zaglądałeś do szafy?
- O co ci chodzi? - zirytował się Nathan. - Nic nie rozumiem.
- Ja nie odeszłam od ciebie, Nathan. Moje rzeczy nadal są w pokoju gościnnym, w
szafie. Nie potrafiłam zasnąć w twoim łó\ku bez ciebie, więc się przeprowadziłam, ale nie
wyprowadziłam. Rozumiesz? - Delikatnie dotknęła jego policzka. - Przecie\ nie mogłam
dopuścić do tego, \ebyś miał złamane serce.
Nathan chwycił ją kurczowo za ręce, jakby była jego ostatnią deską ratunku.
- No to czemu jesteś tu, a nie tam?
- Chciałam się zobaczyć z rodzicami. Po części z powodu tego wszystkiego, co mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta