[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pewnym siebie tonem głosu.
Marissa schowała się za Gage m, wykorzystując go niczym tarczę. Nigdzie się nie
wybierała, a już na pewno nie z Brandonem. Nie przypuszczała, aby Gage kazał jej odejść, ale
jeśli to, co mówił Brandon było prawdą, mógł nie mieć żadnego wyboru.
- Nie sądzę. Gage nie brzmiał na rozbawionego, kiedy Brandon stał naprzeciw niego.
Brandon uśmiechnął się. Jako Alfa jej Sfory mam prawo i obowiązek zabrać ją z
powrotem do domu.
- Alfa jej Sfory? Gage spojrzał na nią ponad swym ramieniem. Marissa potrząsnęła
głową. Nie sądzę.
- Urodziła się w mojej Sforze.
- I opuściła ją na życzenie swojego Alfy, a twojego ojca.
- Doprawdy? Brandon spojrzał na niego z niedowierzaniem, krzyżując ręce na piersi.
Nie posiadam żadnych dokumentów, które dowodziłyby prawdziwości twoich słów.
62
- Oczywiście, że nie. Gage skinął głową, jakby w końcu zrozumiał, o co w tym
wszystkim chodzi.
Marissa zaczynała panikować. Gage.
- Zamilcz rozkazał. Cóż, w takim razie przypuszczam, że posiadasz jakieś
dokumenty potwierdzające, że ona należy do twojej Sfory.
Uśmiech na twarzy Brandona zaczął blednąć. Posiadam, jednak nie mam ich teraz
przy sobie.
Gage pokręcił głową. Nie mogę z czystym sumieniem patrzeć, jak zabierasz ze sobą
kobietę, która może wcale tak naprawdę do ciebie nie należeć.
Brandon zrobił krok naprzód. Jesteś gotów rozpocząć wojnę z powodu tej zdziry?
Marissa uchwyciła się koszuli Gage a. Nie przypuszczała, by Gage oddał ją w ręce tego
mężczyzny, ale żołądek ściskał jej się z nerwów.
Gage nie poruszył się, ale spojrzał prosto w oczy drugiemu Alfie. A ty?5 Przebywasz
teraz na moim terytorium.
Postawa Brandona zaczęła mięknąć. To się jeszcze okaże. Odwrócił się i odszedł, a
członkowie jego Sfory podążyli za nim.
- Logan, upewnij się, że wszyscy opuścili nasze terytorium. Pózniej chcę cię widzieć w
swoim biurze.
Logan skinął najpierw swojemu Alfie, a następnie innym Strażnikom, którzy ich
otoczyli. Wszyscy odeszli w ciszy.
Odwracając się, Gage złapał Marissę za ramię i pociągnął w kierunku domu.
- Koniec zabawy rzucił przez ramię pozostałym członkom swojej Sfory, nakazując im
tym samym szybkie rozejście się.
5
Zaraz, zaraz, czy on właśnie nazwał Marissę zdzirą??!!
63
Marissa nie odezwała się ani słowem, gdy Gage prowadził ją w kierunku domu. Buty,
które dziś włożyła nie sprzyjały szybkiemu marszowi, więc potykała się co chwilę. Gage nie
zwolnił, tylko wzmocnił swój uścisk. Marissa nie walczyła z nim. Była zbyt przerażona. Nie
wiedziała, jak teraz będzie wyglądać jej przyszłość i co zrobi z nią Gage.
Sam podskoczył, gdy Gage wmaszerował do biura w towarzystwie Marissy. Gage
wskazał na kanapę i czekał, aż Marissa zajmie miejsce, nim odwrócił się do swojego
Strażnika.
- Przepraszam za moje zachowanie Alfo. Nie mam żadnego usprawiedliwienia na
wszczęcie bójki z innym wilkiem, bez twojej zgody.
Gage skinął. Tak. Szczególnie z innym Alfą.
Sam otworzył szeroko oczy. Mogę jedynie powiedzieć, że walczyłem w obronie
kobiety, którą mój Alfa uznał za swoją.
- I właśnie za to ci dziękuje. Siadaj Sam, nie jesteś w tarapatach.
Sam odprężył się. Czyli wszystko jest w porządku?
Gage potrząsnął głową i stanął za swoim biurkiem. Nie wiem, ale miałbym do ciebie
prośbę.
- Zrobię cokolwiek rozkażesz, Alfo. Sam zgodził się bez chwili wahania.
- Mamy na pieńku z inną Sforą. Marissa zatrzyma się tutaj, w głównym domu.
Chciałbym, żebyś zabrał jej rzeczy z domu Elizabeth.
Gage zobaczył, jak Marissa otwiera usta, po czym szybko je zamyka.
- Wszyscy jesteśmy w stanie podwyższonej gotowości. Chcę mieć pełną wartę.
Zwłaszcza wokół domu.
Sam skinął. Logan zapukał i wszedł do biura. Gage przyjrzał mu się uważnie i
przekrzywił głowę.
64
- Skoro już to ustaliliśmy, chciałbym jeszcze, żebyś został w domu ze mną i Loganem,
na wypadek jakichś nieprzewidzianych kłopotów.
- Oczywiście Alfo.
Gage odprawił Sama i zwrócił się do Logana.
- Wyszli. Brama jest zamknięta i zaryglowana. Postawiłem przy niej czterech ludzi
poinformował go Logan.
- Dobrze. Upewnij się, że Sam dał znać reszcie, żeby zaczęli obchód. Gage
powiedział to, choć wiedział, że Logan z pewnością dołoży wszelkich starań, by zabezpieczyć
teren. Mimo wszystko czuł się lepiej wiedząc, że każdy znał swoją rolę. W końcu chodziło o
bezpieczeństwo Marissy.
- Tak Szefie. Nikt tu się tu nie dostanie bez naszej zgody.
Gage potrzebował lepszej ochrony. Nie chcę, żeby ktokolwiek opuszczał to miejsce.
- Upewnię się, żeby tak się stało obiecał Logan, a Gage wiedział, że zajmie się tym
osobiście.
Gage spojrzał na Marissę. Milczała przez cały czas. Zrób wszystko, co uważasz za
stosowne, Logan.
Nie musiał mówić niczego więcej. Logan, jako jego przyjaciel rozumiał, co tak
naprawdę zaszło pomiędzy nim, a Brandonem i jego Sforą. Logan rzucił okiem na Marissę,
nim skinął i cicho opuścił pokój.
Gage podszedł do Marissy i nie był zaskoczony, kiedy odsunęła się od niego. Teraz
nadszedł czas, by się nią zająć.
- Chodz tu powiedział.
Marissa wstała powoli i wzięła go za rękę, ciągle trzymając wzrok nisko i patrząc na
swoje stopy. Gage delikatnie wyprowadził ją z biura i poprowadził schodami na górę. Gdy
dotarli do drzwi jego sypialni, pozwolił jej pierwszej wejść do środka. Marissa przekroczyła
próg i usiadła na krawędzi ogromnego łóżka.
65
Opadając na kolana przed nią, Gage ujął jej dłonie. Marissa.
Nie mogła już dłużej wstrzymywać łez. Przepraszam Gage! Przepraszam.
Podniósł się i usiadł obok niej, przyciągając ją do swojego boku. Serce mu pękało na
widok jej smutku. Szzz&
- Ja& ja& nie miałam pojęcia, co robić!
Gage trzymał ją blisko swojego ciała, chcąc, żeby poczuła się bezpiecznie. Zajmę się
tym. Zajmę się tobą. I rzeczywiście taki miał zamiar. Zamierzał wcielić w życie każde swoje
słowo.
- On rozpocznie wojnę. Nie wiem dlaczego, ale wiem, że to zrobi powiedziała
pomiędzy jednym spazmem szlochu, a następnym.
- Szzz. Zobaczysz kotku, niech tylko spróbuje. Mówiąc to gładził ją po plecach.
- Nie chcę, żeby ktokolwiek przeze mnie cierpiał. Nie rozumiem, czemu on to robi.
Podnosząc ją, Gage zabrał ją do wezgłowia łóżka i odchylił kołdrę. Ułożył ją delikatnie
na materacu.
- Proszę, nie martw się. Zajmę się wszystkim.
Azy nadal spływały jej po twarzy. Nie chcę z nim nigdzie iść.
- Wiem kotku. Nie puściłbym cię z nim, nawet gdybyś tego chciała. Gage otarł jej łzy,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]