[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ROZDZIAA TRZYNASTY
Z KTÓREGO WYNIKA NIC PEWNEGO,
Z WYJTKIEM TEGO, CZEGO
PONIEKD MO%7Å‚NA BYAO SI SPODZIEWA
Orfa powitała wracających zamiecią piaskowej burzy. W bazie byli wszyscy
z wyjątkiem Lona i Mais, którzy wciąż jeszcze wydzierali tajemnice krystalicz-
nym prętom w fonotece Starej Bazy. Elektronicy dwoili się, by tylko podołać
coraz to nowym zachciankom lingwistów: budowali przeróżne dodatkowe urzą-
dzenia i przystawki do istniejących już elektromózgów, dostosowywali je do
zmieniających się co chwila potrzeb tłumaczy. Zespół maszyn znajdujących się na
planecie nie wystarczał, trzeba było włączyć do pracy znajdujący się na Cyklo-
pie Główny Analizator, zwany pieszczotliwie kretynkiem . Maleństwo to zaj-
mowało trzecią część statku. Na radiowe rozkazy z Orfy kretynek błyskawicz-
nie analizował setki tysięcy możliwości i podawał kilka możliwych wersji tłuma-
czenia. Dalej już musieli trudzić się ludzie, odrzucając teksty w sposób oczywisty
bzdurne, a spośród tych, które dawały się rozsądnie interpretować, wybierali to,
co pasowało w jakiś sposób do całości.
Pierwszym sukcesem było zrozumienie tajemniczego ludzkiego języka. Na
podstawie przełożonych fragmentów można było zorientować się, że nieznani
przybysze liczyli się z możliwością dotarcia ziemskiej wyprawy na Orfę i Florę.
Według coraz lepiej potwierdzającej się hipotezy człowiek znaleziony w Starej
Bazie miał pochodzić rzeczywiście z Ziemi. Goszcząc na niej przed kilkoma ty-
siącami lat Kosmici, jak przyjęto ich umownie nazywać, badali dokładnie Ziemię,
jej przyrodę i elementy powstającej cywilizacji. Trudno powiedzieć, jak długo
trwała ta obserwacja faktem jest jednak, że Kosmici w sposób zadziwiają-
co trafny ocenili możliwości dalszego rozwoju cywilizacji technicznej na Ziemi.
Niewykluczone jest, że w pewnym stopniu wspomogli ten rozwój poprzez swego
rodzaju szkolenie wybranych spośród ludzi jednostek. Jednym z takich szkolo-
nych był prawdopodobnie ów brodaty, ciemnoskóry osobnik, którego zabrali ze
sobą w dalszą drogę ku układowi Lalande 21185.
W jakim celu tak postąpili? Tu niestety nie było zgodności w poglądach.
Jedni do nich należeli Atros i Geon skłonni byli przypuszczać, że czło-
121
wiek ten miał w przyszłości odegrać rolę łącznika dwóch cywilizacji: ziemskiej
i floryjskiej. Wyobrażano to sobie tak:
Floryci którzy według założenia Kosmitów wcześniej czy pózniej skorzy-
stają z pozostawionych im środków technicznych i zastosują je między innymi
dla badania Kosmosu po dotarciu na OrfÄ™ znajdÄ… tam dalszy odcinek wiedzy
zawarty we wnętrzu Starej Bazy. Najbliższym zamieszkałym układem gwiezd-
nym jest układ Słońca Kosmici wyraznie wskazują to przyszłym floryjskim
uczonym na stereo-mapie tego fragmentu Galaktyki. Chodzi oczywiście o wyklu-
czenie niepotrzebnego szukania najbliższych sąsiadów. Szukanie takie pochłania
wiele cennego czasu, a przecież Kosmitom chodziło o przyspieszenie postępu na
Florze.
Niewykluczone jest także, że oprócz zanotowanych w języku Florytów in-
strukcji i opisów technicznych w fonotece Starej Bazy znajdują się liczne in-
formacje o Ziemi i jej mieszkańcach. Między innymi powinna tam znajdować
się także instrukcja dotycząca zakonserwowanego człowieka, a przede wszyst-
kim sposób ożywienia go. Człowiek ten prawdopodobnie przeszkolony od-
powiednio przez Kosmitów miał dopomóc Florytom w wyprawie na Ziemię
i nawiązaniu kontaktu z ludzmi. Może był to jakiś geniusz swoich czasów, który
dobrowolnie podjÄ…Å‚ siÄ™ tej misji?
Przeciwnicy powyższej koncepcji wśród nich Lon Igen poddawali ją
ostrej krytyce.
Jak to? mówili oni. Więc superinteligentni Kosmici, którzy umieli czy-
tać przyszłość cywilizacji na podstawie jej terazniejszości, nie zdołali dojść do
prostego wniosku, że Ziemianie zawitają na Orfę wcześniej niż Floryci? A frag-
menty zapisów w ludzkim języku? Dla kogo były przeznaczone, jeśli nie dla lu-
dzi?
Obrońcy pierwszej hipotezy i na to mieli odpowiedz:
Kosmici byli na tyle mądrzy, że zdawali sobie sprawę, iż plany ich co do Flo-
ry mogą się opóznić albo zgoła zawieść. Zabezpieczyli się na taką ewentualność.
Po zbadaniu umysłowych możliwości Florytów ocenili, że z pomocą pozostawio-
nych im środków zdołają oni podciągnąć się technicznie i w pewnej chwili do-
równać aktualnemu poziomowi ludzi. Kiedy jednak nastąpiłby ten moment, tego
nawet najmądrzejsza istota nie potrafi przewidzieć. Przy zakrojonym na tysią-
ce lat planie rozwoju i pomocy technicznej dla Flory Kosmici nie byli w stanie
z całą pewnością stwierdzić, kto pierwszy osiągnie zdolność do lotów między-
gwiezdnych. Może zresztą nie docenili tempa rozwoju ludzkości. . . Gdyby nie
szalony wprost skok techniki ziemskiej dokonany w dwudziestym wieku, gdyby
nie geniusze nauk ścisłych to kto wie, jaki byłby wynik tego wyścigu dwóch
cywilizacji. . .
W takim razie usiłowania Kosmitów skończyły się sromotnym fiaskiem!
oświadczali adwersarze ze złośliwym uśmieszkiem. Według ostatnich donie-
122
sień z Flory jej mieszkańcy nie palą się do techniki. Nie mogą się palić, nie znając
ognia!
Przeciwnicy mieli w zanadrzu własną teorię. Według niej człowiek ze Starej
Bazy był z góry i wyłącznie przeznaczony jako łącznik, ale nie z Florytami, tylko
po prostu. . . między ludzmi a samymi Kosmitami, którzy uważali, że będą mogli
coś o sobie opowiedzieć Ziemianom dopiero wtedy, gdy ci będą tego godni i od-
powiednio przygotowani. Dowodem tego przygotowania miała być umiejętność
dotarcia na Orfę. Instrukcja ożywienia śpiącej królewny z brodą , jak najpoważ-
niej w świecie nazwał człowieka ze Starej Bazy doktor Tuo Tai, musiała znajdo-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]