pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

proponowaÅ‚. - MuszÄ™ wykonać kilka telefonów i chwi­
lę popracować.
Meg skinęła głową, odwracając wzrok. Wizyta
w szpitalu wyczerpała ją. Zasnęła niemal natychmiast
i głos Willa, dobiegający z kuchni, stał się częścią jej
snów.
RozmawiajÄ…c z komendantem straży, Will wyciÄ…g­
nął z kieszeni kartkę. Jej treść była krótka:  Wiesz,
czego chcę. Tracę cierpliwość".
- Wiadomo już coś na temat tego pożaru? - zapytał
cicho Will, gdy Jack podniósł słuchawkę.
- Jeszcze nie. Mogę się założyć, że to podpalenie.
A co siÄ™ dzieje na twoim odcinku?
Will wpatrywał się w kartkę.
46
- Ktoś jej szuka. Był w szpitalu i w jej mieszkaniu.
- Wiesz, kto to może być?
- Mam pewne podejrzenia.
- Opiekuj siÄ™ niÄ…, Will. To dobra dziewczyna.
- Wiem - odrzekł. - Robię, co w mojej mocy.
Odłożył słuchawkę i potarł czoło dłonią. Raz jeszcze
przyjrzał się kartce i odłożył ją na lodówkę, gdzie Meg
nie mogła jej zauważyć. Domyślał się, kto to napisał.
Chwycił kurtkę i ruszył do drzwi. Potrzebował
świeżego powietrza, aby oczyścić umysł. Kiedy coś go
martwiło, zwykle zaczynał rąbać drewno. Uznał, że
przy okazji może obserwować drogę ze skraju lasu.
Meg obudziła się póznym popołudniem. Coś za
oknem zwróciło jej uwagę. Był to błysk światła, który
przypominał jej coś.
Powoli usiadła i wpatrywała się w okno, aż udało jej
siÄ™ znów t o zobaczyć. ByÅ‚o to odbite Å›wiatÅ‚o sÅ‚onecz­
ne. Czuła się tak, jakby stała przed zamkniętymi
drzwiami oddzielajÄ…cymi jÄ… od przeszÅ‚oÅ›ci. Skoncent­
rowała się, próbując przywołać wspomnienie.
Z wysiłku rozbolała ją głowa. Przycisnęła palce do
skroni. W tej samej chwili wspomnienie oddaliło się.
Usiłowała je przywołać jeszcze raz, ale bez skutku.
WstaÅ‚a, wÅ‚ożyÅ‚a buty i zaciÄ…gnęła zasÅ‚onÄ™. W dal­
szym ciągu widziała światło, choć teraz kryło się za
drzewami. Słońce z wolna zachodziło.
Szybko podeszła do szafy w holu i wyjęła płaszcz.
Wychodząc przez tylne drzwi, usłyszała stukot siekiery
dochodzÄ…cy z drugiej strony domu.
Ziemia była zamarznięta i Meg ślizgała się, biegnąc
w stronę drzew. Wiatr rozwiewał jej włosy, kiedy
spieszyła się, rozpaczliwie pragnąc odnalezć to światło,
które wydawało się jej znajome.
Weszła miedzy sosny, wyczuwając lekki zapach.
Kilka igieł musnęło jej twarz; odsunęła je. Za drugim
drzewem stał mały domek do zabaw dla dzieci. Zwiatło
47
padało z okna od zachodu, odbijając się w szybie. Meg
podbiegÅ‚a do domku i zajrzaÅ‚a do Å›rodka. Nie do­
strzegła nic poza pajęczynami.
Jej palce zostawiły ślad na szybie. Sosnowe igły pod
oknem tworzyły miękką poduszkę pod jej stopami.
Obróciła się i opadła na nie.
Zwiatło w oknie coś oznaczało, była tego pewna,
lecz to coś znikło w mroku jej niepamięci. Przyciągnęła
kolana do piersi i oparła podbródek na dłoniach.
Poczucie znajomości, jakie towarzyszyło obrazom
- połamanym deskom i potem błyskowi światła - było
jakoś powiązane, lecz nie umiała znalezć połączenia.
Do głowy przyszła jej jeszcze jedna myśl. To był
domek dla dzieci. Will nie miał ani żony, ani dzieci.
Czy ten domek powstał z myślą o dzieciach, które
mieliby, gdyby siÄ™ pobrali?
Powoli obróciła się i zamykając oczy, oparła dłoń
o ścianę domku. Widziała w oczach Willa ból, który
musiała mu zadać. Wyczuwała w nim taką samą
pustkę, jaką i ona odczuwała. Może nie chcę tego
pamiętać, pomyślała gorzko. Może byłoby lepiej,
gdyby nie miała przeszłości.
Nie słyszała kroków i kiedy ktoś potrząsnął ją za
ramię, szarpnęła się instynktownie i krzyknęła.
- Meg, wszystko w porzÄ…dku. To ja, Will.
- Nie słyszałam cię - powiedziała zmieszana.
- Co tu robisz, u diabła? - wybuchnął. - Kiedy
wróciłem do domu i zobaczyłem, że cię nie ma... - Nie
skończył, lecz jego oczy, pociemniałe z gniewu, mówiły
wszystko.
- Zobaczyłam światło - zaczęła Meg, a pózniej
uÅ›wiadomiÅ‚a sobie daremność jakichkolwiek wyjaÅ›­
nień. Nawet nie wiedziała, o czym mówi, więc jak
miała mu to wyjaśnić?
Patrzył na nią w milczeniu. Wiatr rozwiewał jego
włosy. Był tak blisko, że widziała złote iskierki wokół
jego zrenic.
48
- Zdaje mi się, że powiedziałem jasno, iż nie wolno
ci wychodzić z domu beze mnie - powiedziaÅ‚ z gnie­
wem. - Nigdy nie słuchałaś moich słów zbyt uważnie.
- Nie lubię rozkazów - oświadczyła z godnością.
- Tak? W takim razie może zacznij je lubić, ponie­
waż właśnie to będę robić: wydawać ci rozkazy.
- WstaÅ‚ gwaÅ‚townie i odwróciÅ‚ siÄ™, z irytacjÄ… przesuwa­
jąc dłońmi po włosach. - Nie chcę cię unieszczęśliwiać,
Meg - powiedziaÅ‚ wreszcie. Jego sÅ‚owa niemal za­
gÅ‚uszaÅ‚ wiatr. - Ale nie chcÄ™ też, aby ktoÅ› ciÄ™ skrzyw­
dził.
- Czy to dlatego nie powiedziałeś mi, że kiedyś
byliśmy zaręczeni?
- Meggie - zaczął cicho. - Nie wydaje mi się, żebyś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta