[ Pobierz całość w formacie PDF ]
wat.
- Jak mogę pani pomóc, pani Catalano? - spytał niskim, kulturalnym głosem.
Kobieta, którą obejmował, popatrzyła na nią z wyniosłą pogardą. Emily zignoro-
wała ją.
- Wiedział pan, że przyjdę? - spytała.
R
L
T
- Atrakcyjna kobieta zjawia się w moim klubie i o mnie wypytuje. W takich wy-
padkach zawsze sprawdzam, z kim mam do czynienia - odparł uwodzicielskim, hipnoty-
zującym tonem. - Znałem pani męża...
- Mojego byłego męża.
Zacisnął usta w uśmiechu, ale jego wzrok stał się lodowaty - widać było, że nie
znosi, kiedy ktoś go poprawia.
- Jimmy był moim stałym klientem - kontynuował, wypuszczając dym z cygara. -
Trochę zbyt nieobliczalnym jak na mój gust, ale dobrze robiło się z nim interesy. Szkoda,
że tak skończył.
- Szkoda.
Nie spuszczał z niej oka.
- John, przynieś wino - polecił ochroniarzowi.
- Tak jest.
- Białe. Niech to będzie coś znad Margaret River. - Pochylił się, opierając łokcie na
kolanach. - Proszę usiąść. - Wskazał dłonią kanapę.
Zwiadoma obecności dwóch rosłych goryli, zrozumiała, że nie ma wyjścia. Santos
uśmiechnął się, gdy zajęła miejsce na kanapie.
- Dobre australijskie wino jest znacznie lepsze niż przeceniany francuski szampan,
nieprawdaż? - zwrócił się do niej.
Skinęła głową i założyła nogę na nogę, przez co jej krótka spódniczka przesunęła
się jeszcze wyżej.
- Chciałam prosić pana o przysługę - zaczęła.
- Mhm. Przysługa dla ładnej dziewczyny. To mi się podoba.
Emily starała się nie okazywać niepokoju. Teraz należało odpowiednio sformuło-
wać prośbę.
- Czy możemy porozmawiać na osobności? - zapytała.
- Jesteśmy na osobności. - Santos uniósł brwi.
- Niezupełnie. - Zerknęła wymownie na ochroniarzy i nieprzyjazną blondynkę.
- Intrygujące. Heleno?
R
L
T
Blondynka wstała z godnością i odeszła. Goryle stanęli kilka metrów dalej, odwró-
ceni twarzami w kierunku sali.
- Wiem, że jest pan wpływowym człowiekiem, panie Santos - zaczęła Emily. -
Szanuję to. Poza tym dziękuję panu za cierpliwość okazaną mi, kiedy porządkowałam
długi Jimmy'ego.
- A ja dziękuję pani za należytą spłatę długu. - Usadowił się wygodniej na kanapie.
Emily spokojnie skinęła głową, choć z trudem panowała nad nerwami.
- Dlatego zastanawiałam się... - Odetchnęła powoli. - Chcę pana prosić o wycofa-
nie się z aktualnych żądań.
Zmrużył oczy, wypuszczając kłąb dymu.
- Czyli konkretnie jakich? - zapytał.
Popatrzyła mu prosto w oczy.
- Chodzi o to, żebym panu zapłaciła za milczenie w sprawie moich relacji z Zakiem
Prescottem.
Znieruchomiał na moment, wpatrując się w nią natarczywie.
- Rozumiem. - Wydmuchnął następną chmurę sinego dymu. - A co ma pani do za-
oferowania w zamian?
Wlepił wzrok w jej twarz, po czym przeniósł go na jej piersi i nogi. Emily zmusiła
się do zachowania spokoju, choć w głębi duszy drżała z obrzydzenia. Wyglądało na to,
że zainteresowały go nawet jej stopy. Co mogła mu zaoferować poza swoim ciałem?
Nieoczekiwanie, Santos oderwał od niej wzrok i skierował go na hałaśliwy tłum.
- Chyba mamy gościa - oświadczył.
Emily odwróciła głowę i dostrzegła zbliżającą się znajomą postać. Co tutaj robił
Zac, do cholery?
- Miło mi ponownie pana widzieć, panie Prescott. - Santos uśmiechnął się i skinął
na goryli, żeby przepuścili gościa. - Czemu zawdzięczam tę nieoczekiwaną przy-
jemność?
Zac popatrzył lodowato na Emily, jej skąpy strój i długie nogi.
- Przyszedłem po Emily - oznajmił.
Zamrugała z konsternacją.
R
L
T
- Zledziłeś mnie?
- Otrzymałem anonimowy telefon - wyjaśnił.
Emily zerknęła na Santosa, który w milczeniu wpatrywał się w czubek cygara.
- Emily - powiedział stanowczym tonem Zac, ale ona tylko popatrzyła na niego
ponuro.
Santos westchnął ze znużeniem.
- Jeśli zamierzają państwo się kłócić, to proponuję iść gdzie indziej - oznajmił.
- Nie. - Emily popatrzyła na niego, zdecydowana zignorować obecność Zaca. -
Przyszłam tutaj porozmawiać o tym... o czym mówiłam wcześniej - dodała enigmatycz-
nie i podniosła wzrok na Zaca. - Zac, idz do domu, bardzo cię proszę.
- Tylko pod warunkiem, że pójdziesz ze mną - odparł.
- Ta sprawa nie ma związku z tobą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]