pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Chcą przeciwnych wieści, pomyślał Florio. Pragną nagłówków informujących: Trask ma się
dobrze. To tak jakby nagłówki mówiły: Dziś żadnej katastrofy lotniczej albo Tiffany nie obrabowany.
Ktoś z wydawnictwa Today zawiadomił kongresmanów, że jeden z ich wysłanników widział z
pokładu samolotu dużą łódz żaglową i nie mógł stwierdzić z całą pewnością, że nie była to łódz
Traska. Kongresmani powiadomili Pentagon. Potem ktoś z sieci telewizyjnej, kto ciągle miał
nadzieję, że uda się wynegocjować powrót Traska na antenę, zawiadomił Ministerstwo Obrony.
Jeden z przyjaciół zaalarmował Floria o 2.30 nad ranem, a on natychmiast zadzwonił do swojego
dowódcy i zgłosił się na ochotnika do prowadzenia poszukiwań. Argumentował, że jest jedynym
oficerem, który posiada zarówno doświadczenie morskie, jak i aktualną wiedzę o zaginięciach łodzi,
i prośba została rozpatrzona pozytywnie. Teraz jednak, po czterdziestu ośmiu godzinach
bezowocnych poszukiwań, miał już tylko ochotę przebrać się i zasnąć.
Kapitan New Hope, młody porucznik imieniem Mould, wszedł na mostek i stanął obok Floria,
wdychając głęboko chłodne, poranne powietrze.
 Wyglądasz okropnie  stwierdził Florio.
 Ten przeklęty facet od dzwięku znowu to zrobił. Rany boskie, w porcie! I jeszcze w to wlazł.
Sieć telewizyjna poruszyła wszystkie struny i w końcu otrzymała pozwolenie na wysłanie swojej
ekipy celem sfilmowania poszukiwań zaginionego idola. Korespondent, Dave Kempe, był schludnym
nowojorczykiem w sportowym ubraniu. Trzej pozostali członkowie ekipy, na skutek jakichś
tajemniczych ustaleń związku zawodowego, rekrutowali się z Atlanty. %7ładen z nich nie był na morzu.
Ulubionym zajęciem kamerzysty było chodzenie po górach, operator światła hodował pszczoły, a
powołaniem dzwiękowca była hipochondria.
Był on niskim, pulchnym i mocno wyłysiałym mężczyzną pod sześćdziesiątkę. Według jego
własnych wyliczeń trapiły go żylaki, ischias, wzdęcia, angina pectoris, nagminne zapalenia zatok i,
jak sam to nazwał, nerwy. Trudno było powiedzieć, które z tych dolegliwości były urojone, ale od
wypłynięcia z Florydy do tej listy dołączył jeszcze chorobę morską. I jak gdyby chcąc zmusić
pozostałych do dzielenia z nim niedoli, odmawiał wychodzenia na zewnątrz, nawet gdy wymiotował.
 Nie wezmie tabletki  ciągnął Mould  bo mówi, że to mogłoby kolidować z innymi jego
lekarstwami.
 Dlaczego nie odeślesz go z powrotem? Facet, który przywozi wodę, mógłby go zabrać
samolotem.
 Mówi, że nie pojedzie. Nie chce stracić nadgodzin.
 Przeklęty gnojek, jeszcze coś spaprze.  Florio pokręcił głową.
Z przodu, na dziobie, dwóch marynarzy polewało wodą pokład, rozpoczynając poranny klar na
łodzi. Trzeci zdjął płócienny pokrowiec z pistoletu maszynowego kaliber 50 ustawionego przed
mostkiem i czyścił go naoliwioną szmatą.
 Kiedy to ostatni raz strzelało?  Florio popatrzył na działo.
Mould wahał się chwilę z odpowiedzią.
 Nie pod moim dowództwem.
 Chrzanisz, poruczniku  uśmiechnął się Florio.  Latające ryby są zbyt kuszącym celem, by
mijać je obojętnie.
Marynarz czyszczący karabin wyszczerzył zęby.
 Cóż...  Mould zaczerwienił się.
Na nabrzeżu zatrzymała się cieknąca, rozklekotana cysterna. Kierowca wysiadł i podał gumowy
wąż stojącemu obok marynarzowi.
Z drugiej strony ciężarówki wynurzył się policjant z papierami w ręku. Był zaspany, zmięty i silił
się na urzędowość. Zajrzał w papiery, odchrząknął i zawołał w stronę mostka:
 Cel wizyty?
 Woda  odpowiedział Mould.  Słyszałeś coś o...
 Broń?
 Co?
 Macie broń?
Mould wymienił spojrzenia z marynarzem, który kontynuował oliwienie karabinu.  Hmm,
widzisz, przyjacielu...
 Cała broń musi być złożona w składzie celnym w obecności policjanta.
 Będziemy tu jeszcze tylko przez dziesięć minut.
 Mogę nakazać przeszukanie statku.
 Naprawdę?
 Macie broń?
Mould spojrzał na Floria.
 Nie.
 Zwietnie. Narkotyki, leki na recepty?
 Dużo jeszcze masz pytań?
 W sumie dwadzieścia. Mogę nakazać konfiskatę statku.
Mould wyszeptał do Floria:
 Zaraz mu powiem, żeby się odpieprzył.
 Nie radzę  skwitował Florio.  Pewnego dnia, Bóg jeden wie jak, dotrze to do [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta