[ Pobierz całość w formacie PDF ]
bardzo teraz kontrastuje z szumem muzy ki, piciem i ogólną atmosferą radości, która dociera do
mnie z telefonu.
Wreszcie Ry an wraca do rozmowy .
Numer rejestracy jny by ł bardzo łatwy do ustalenia Jackson ma przecież kartę do garażu,
więc to jest proste. Wy śledzenie pojazdu to jednak zupełnie inna sprawa ciągnie Ry an i
wzdy cha. Słuchaj, Sy l, mam przy jaciela w wy wiadzie, który jest mi winien przy sługę, i my ślę,
że dałby sobie z ty m radę. Ale musiałby nadstawić ty łek& Skoro jednak sądzisz, że Jackson
naprawdę ma kłopoty , pomogę. Powiedz ty lko słowo, a pomogę&
Otwieram usta, żeby powiedzieć: tak, tak, znajdz Jacksona .
Ale nie wy powiadam ty ch słów, bo prawda jest taka, że to nie o Jacksona się martwię, ty lko o
nas jako o parę, o przy szłość naszego związku.
I dopóki go nie znajdę, dopóki nie wezmie mnie w ramiona, dopóty tak naprawdę ja mam
problem.
Rozdział 6
O czwartej rano chcę zadzwonić do Ry ana i poprosić, żeby szukał Jacksona przez kolegę z
wy wiadu. Rozważam zatrudnienie hackera, a nawet telefon do CIA. Wszy stko, by le ty lko nie
oszaleć.
Coś mnie jednak przed ty m powstrzy muje.
Wy sy łam e-mail do Damiena, w który m piszę, że zwolniłam Jacksona. Ponieważ nie by ł on
jednak zatrudniony na etat, ale na warunkach kontraktu, nie muszę sobie zawracać głowy
rozmową z kadrami. Potem piszę jeszcze do Aidena, mojego bezpośredniego przełożonego w
sekcji nieruchomości, z wiadomością, że zamierzam pracować w domu. Na szczęście już
wcześniej poprosiłam Rachel o zastępstwo do końca ty godnia, choć nie z powodu nieprzespanej
nocy , ty lko dlatego, że chciałam pracować z Jacksonem nad projektem ośrodka.
Teraz oczy wiście potrzebuję czasu, bo projekt jest w rozsy pce i muszę pozbierać wszy stko na
nowo.
Swędzą mnie oczy i, mimo że tak się martwię, nie mogę powstrzy mać ziewania. Siedzę przy
kuchenny m stole, przede mną niemal ostentacy jnie leży notatnik, tak by m mogła w nim
zapisy wać uwagi na temat projektu. Zamiast tego ry suję jednak ty lko esy -floresy .
Wstaję, parzę kawę w ekspresie i wracam na kanapę. Wtulam się w kąt, naciągam kołdrę na
ramiona, a w obu dłoniach trzy mam kubek z kawą. Muszę się rozgrzać, bo trzęsę się z zimna.
Chłód przenika mnie do kości, nie jestem w stanie tego zwalczy ć od chwili, gdy Jackson odszedł i
zostawił mnie samą w biurze.
Wiem, że powinnam się przespać, ale nie mogę się zmusić do przejścia do sy pialni. Wszy stko
wokół mnie wiruje i bardzo się boję, że jeśli zasnę, wrócą koszmary .
Ale jest też ważniejszy powód. Zaczy na mi się wy dawać, że poddam się całkowicie, jeśli
ulegnę senności. On zaraz zadzwoni. Na pewno zadzwoni, bo ja muszę przecież wiedzieć, czy
wszy stko z nami w porządku. Muszę spojrzeć mu w twarz i upewnić się wreszcie, że choć mam
wy rzuty sumienia, Jackson nie wini mnie o to zwolnienie.
O to przecież chodzi. Po to muszę go znalezć. Zobaczy ć. Dlatego nie mogę spać. Dlatego czuję
się jak wrak.
Po prostu się boję.
Boję się, że mimo namiętności, która nas łączy , i mimo tego, co wspólnie przeszliśmy , Damien
zachwiał podwalinami naszego związku i nic już nigdy nie będzie takie samo.
Niech się lepiej trzy ma z daleka, nie on jeden ma tajemnice.
Mrugam, całkowicie zaskoczona, i poprawiam się na kanapie. Drzwi od garażu są podniesione,
Bob stoi w progu, patrzy na mnie, jedną rękę przy ciska do krocza, aparat fotograficzny zwisa z
paska na jego ramieniu. Jedwabiste czarne włosy spiął gumką i uśmiecha się do mnie.
Mamy wiele ze sobą wspólnego. Oboje pragniemy Jacksona Steela.
Przesuwa dłonią po czubku głowy , wstręt przy prawia mnie o skurcz żołądka, gdy ż włosy
ześlizgują mu się z głowy . To peruka, którą rzuca niedbale na podłogę.
To już nie ja, daleko mi do tego człowieka. Nazy wam się Robert Cabot Reed i mam władzę.
Ale ty jej nie masz, mała Elle, prawda?
Chcę na niego krzy knąć, powiedzieć, że mam na imię Sy lvia. A on jest nikim, zwy kły m
chudy m fotografem z Doliny , który się bawi w kręcenie filmów. Ale te słowa nie przechodzą mi
przez gardło.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]