pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Szkolenie teraz trwa bardzo krótko, zdą\ą nawet jako piloci  upewniał pułkownik. Cieszył
się, ściskał im ręce.
Jerzy wiedział, \e nie wyjdzie ze szpitala za miesiąc. Pułkownik te\ się tego domyślał,
przeszkolenie bojowe pilota trwało zresztą dłu\ej, ni\ mówił, ale to nie było kłamstwo. To nie
było złe kłamstwo. Jerzy zobaczył, \e pułkownik na korytarzu wyciągnął chustkę i
rozmawiając z lekarzem wcale nie wstydzi się swojego wzruszenia.
 Nie, to nie było złe kłamstwo"  myślał pułkownik odchodząc.
Od pewnego czasu zwiększył się krąg stałych gości. Z sąsiedniej sali coraz częściej zachodził
porucznik Jegorow. Lubili go wszyscy, bo miał \ywe, pogodne usposobienie. Zabiegi
chirurgiczne jakoś wyreperowały jego pokaleczone dłonie i Je-
119
gorow liczył ju\ dnie, gdy będzie mógł pojechać do domu. Przychodziła te\ Irena. Przestrzały
płuc zagoiły się stosunkowo dobrze, tylko oddech miała płytki, męczyła się prędko, ale na / to
ju\ nie było lekarstwa. Poniewa\ jedynym jej strojem szpitalnym była pid\ama i długi,
flanelowy, nietwarzowy szlafrok, z tym większą więc gorliwością dbała o swoje włosy, które
urzekały nawet pana Kazimierza. Spoglądał spod swoich posiwiałych krzaczastych brwi i
uśmiechał się, komentując z przekąsem braterskie pocałunki, którymi Irena witała się z
Jerzym. Przyzwyczaili się do tego, \e przychodziła właśnie do podchorą\ego; kiedyś nawet
major z sąsiedztwa zapowiedział uregulowanie tej za\yłości  postanowił zorganizować im
Hwojgu huczne zaręczyny. Miano z tej racji przesunąć łó\ko Jerzego do sąsiedniej sali,
ustanowić  kuratorów" młodej pary i wypić trochę. Ten ostatni punkt programu nie podobał
się szarytkom, więc odwlekały zapowiadaną uroczystość.
Jerzy nie mógł spać. Bezsenność męczyła go prawie na równi z bólem. Na korytarzu zegar
chrobotał głośno i Jerzy nauczył się szybko rozpoznawać ten szyfr wyznaczający godziny od
ostatnich odwiedzin dy\urującej siostry do porannego mierzenia temperatury. Do zastrzyków
morfiny lekarze dołączyli teraz środki nasenne. Nie skutkowały zupełnie. Ranek zastawał go
zbolałego, w mokrej od potu bieliznie, z wysoką gorączką.
Któregoś wieczoru siostra zostawiła przy jego łó\ku szklankę pełną przezroczystego płynu,
polecając to wypić; miał to być nowy środek na bezsenność. Jerzy odczekał do drugiej w
nocy i bez nadziei na rezultat sięgnął po szklankę. Wypił duszkiem. Spalił sobie podniebienie
i przełyk. To był spirytus. Podziałał. Jerzy zapadł w głęboki sen, pierwszy raz od wielu nocy.
Następnego dnia na opatrunek zjawił się sam doktor Jaworski, ordynator mający opinię
znakomitego chirurga. Gdy potem Jerzy zmęczony opatrunkiem le\ał z zamkniętymi oczami,
zjawił się oficer, który przysiadł się kolejno do wszystkich kolegów i wypytywał ich o
okoliczności, w jakich zostali ranni. Przysiadł się i do Jerzego, który odpowiadał na pytania
mo\liwie krótko, by móc wreszcie zapaść z powrotem w swój letarg morfinowy.
Wszystkowiedzący Tadzio przybiegł potem na salę z wieścią, \e oficer chodził i do innych,
do \ołnierzy radzieckich i polskich; wszyscy sądzili, \e ma to związek z \ołdem i
przydziałami. Pan Kazimierz miał swoje zdanie na ten temat. Nie chciał się nim podzielić z
kolegami, w ka\dym razie nie podobało mu się to zbytnie zainteresowanie ich akowską prze-
120
szłością. Nikt nie wiedział nic pewnego. W porze obiadowej wpadł do nich Stefan. I tym
razem nie obyło się bez złośliwego tonu. Pan Kazimierz perorował coś na temat wzajemnego
zaufania. Był pod wra\eniem wizyty oficera i własnych komentarzy. Na salę wparadował
właśnie Jegorow. Rozmowa urwała się, bo Jegorow miał na sobie nowy, wspaniale
dopasowany płaszcz, z patką z tyłu i ostro zaprasowanyrni fałdami. Kręcił się przed oczami
le\ących dumny, roześmiany, zamiatający połami płaszcza.
 Buty by się panu zdały. Z mocną szklanką i cholewką jak szkło. Prawdziwe, oficerskie 
śmiał się Zygmunt.
Rzeczywiście Jegorow miał buty parciane z grubą, skórzaną podeszwą, ale nic nie zdołało
zepsuć mu jego radości.
 Ale krawców macie w Lublinie  chwalił.
 Nie zapomnieli. Płaszcz, jak przedwojenny  przyznawał pan Kazimierz.
Jegorow rozpiął płaszcz i przysiadł przy Jerzym.
 Gawędzicie? Słyszałem o zaufaniu  prowokował dalszą rozmowę.
Stefan machnął ręką w zniecierpliwieniu.
 Co tu mo\na gadać o zaufaniu. Le\ą sobie spokojnie w szpitalu i nikt się ich nie czepia 
tłumaczył Jegorowowi. Zwrócił się do Kazimierza:  Ja od trzydziestego ósmego byłem w
Kazetemie 1. A wy co? Wyjdzie pan ze szpitala, wezmie się za robotę. Wtedy pogadamy o
zaufaniu.
Kazimierz milczał. Jegorow spowa\niał, zapatrzył się. Zaczął mówić cicho, tak \e wszyscy
zwrócili się do niego.
 Z zaufaniem jest jak z wdzięcznością lub jak z błyszczeniem: dostaniesz brudny cekaem,
zapiaszczony, naharujesz się nad nim, wytrzesz go, naoliwisz, przetrzesz jeszcze raz,
popatrzysz z boku  błyszczy. Przyjdzie dowódca, z której strony nie popatrzy  błyszczy
ten twój cekaem. I wtedy dowódca, co robi? Nie daje ci za to przepustki ani orderu, tylko
jeszcze dwa cekaemy brudne i zapiaszczone. I ty masz do niego wdzięczność, bo on ci ufa.
Ma rację- Stefan. Wy musicie powiedzieć: poczekajcie na naszą robotę. Nie ma się co gryzć, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta