[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przegraną, że chce jej zaimponować rozmiarami swej klęski. Było to niespodziewane u niego,
niesmaczne i dojmująco przykre.
Nie pomyślała w tej chwili o sobie, nie nadużył jej zaufania, przecie oddałaby mu wszyst-
ko i wtedy, gdyby z góry wiedziała, że nie otrzyma z tego nic. Ostatecznie miała dobry fach w
ręku i zawsze jakoś dałaby sobie radę. Stracił on jednak ogromne pieniądze powierzone mu
82
przez wielu ludzi, choćby przez takiego Blumkiewicza, zarwał wiele instytucyj, rezultatem
czego będzie krach, jakiego jeszcze Polska nie widziała .
I cóż zamierzasz robić? zapytała nie podnosząc nań oczu.
Wypuścił wysoko strugę dymu i przyglądając się jej zwojom, westchnął:
Na razie odpocząć. Nie masz pojęcia, moja droga, jak to przyjemnie od czasu do czasu
zatrzymać na kilka dni arytmometr, który się ustawicznie w głowie obraca. Na razie odpo-
cząć. Arytmometr jest teraz niepotrzebny. Pracuje zań czas, sam czas...
Gorzkie słowa cisnęły się już na usta, lecz nic nie powiedziała.
Tak, moja droga, mam tę przewagę nad krupierem, że wiem, gdzie się zatrzyma rzucona
przeze mnie kulka. W tej rulecie nie może być pomyłek.
Co chcesz przez to powiedzieć?
Zatrzyma się mówił w zamyśleniu jakby do siebie na cyfrze, której na imię miliard...
Chwycił ją za rękę i pytał przyciszonym głosem, w którym brzmiała nuta triumfu...
Czy ty rozumiesz, co to jest miliard?... Czy możesz pojąć potęgę tego słowa?... Czy zda-
jesz sobie sprawę z ogromu władzy, jaką on daje?...
Wstał i pochylony nad nią mówił już prawie szeptem:
Widzisz, to jestem ja, ja, któremu kiedyś powiedziano, że jest do niczego, że jest niczym,
że stanowi zero!... Ja, którego rodzony ojciec i cała kochana rodzina uważała na nicość, za
wykolejeńca, za fantastę, za półwariata, ja jestem dziś jednym z najbogatszych ludzi na świe-
cie!... Czy rozumiesz? Czy wiesz, z jaką szatańską radością mógłbym im wszystkim świecić
w oczy swoją wielkością, której oni do pięt nie dorośli?!...
Zciągnięta twarz Pawła, jej niezwykła bladość i oczy, które stały się prawie przezroczyste
przerażały.
Zdało się jej, że widzi przed sobą istotnie uosobienie jakiejś nadludzkiej wielkości, jakiejś
potężnej kosmicznej namiętności, która nie zna przeszkód, a przed którą ona sama jest drob-
nym pyłkiem, okruszyną pospolitości, która stała się przygodnym świadkiem niepojętego
objawienia.
Nie słyszała dalszych słów Pawła. Oszołamiał ją jego wstrząsający szept, widziała przed
sobą tylko jego białą jak płótno twarz i zrenice, które zdawały się przenikać przez nią i pa-
trzeć w nieskończoność!
A jeszcze przed chwilą mogła go sądzić kategoriami zwykłych przeciętnych ludzi, jeszcze
przed chwilą ważyła się w ogóle sądzić! Z tym większą wyrazistością odczuła teraz olbrzymią
przestrzeń, jaka oddziela ją od Pawła.
Zawsze od pierwszego spojrzenia oceniała go przecie najwyżej. Jeżeli teraz zwątpiła, jeżeli
we własnych myślach obraziła go, ściągając do codzienności, mierząc jego postępki miarą
zwykłych ludzi, tym większą uczuła skruchę i jej nicość wobec winy, jaką popełniła.
Na poręczy krzesła oparta była jego ręka, silna, zwarta, pokryta węzłami żył. Pochyliła się,
oplotła ją mocno palcami i przywarła do niej ustami w pocałunku niemal bałwochwalczym.
Gdy po chwili podniosła nań oczy, był już spokojny, a na jego uśmiechniętej twarzy nie
znać było ani śladu podniecenia. Aagodnie uwolnił dłoń z jej rąk. Spojrzał na zegarek, którego
wskazówki zbliżały się do dwunastej, i powiedział:
Już pózno, a ty jutro wcześnie jedziesz do fabryki. Idz spać.
Pocałował ją w rękę, zgasił papierosa i stanął przy kontakcie, czekając, aż wyjdzie, by zga-
sić światło.
Dobranoc powiedziała cicho.
Znalazłszy się w swoim pokoju, nie zapalała światła.
Usiadła w kącie sofy, usiłując zebrać myśli. Teraz dopiero przypomniały się jej słowa
Pawła. Gdy je słyszała wypowiadane tym przejmującym głosem, którego każdy dzwięk pozo-
stanie w jej pamięci, nie rozumiała ich treści. Mówił o woli zwycięstwa, o prawie do walki, o
83
władzy, jaką daje poznanie człowieka i mechaniki jego ustroju psychicznego, mówił o nie-
ograniczonym zasięgu swych pragnień, o wielkiej grze...
Jego postać wyrastała jej teraz w ciemnościach do jakichś olbrzymich rozmiarów. Wypeł-
niał sobą wszystko, co stanowiło treść jej życia, co było rzeczywistością i marzeniem, teraz-
niejszością i jutrem. Jej, tylko jej to powiedział. Nikt na całym świecie nie został przezeń do-
puszczony do jego wielkich tajemnic. Wyróżnił ją, zbliżył do siebie, uprawnił do zajrzenia w
jego duszę...
A jednak... jednak gdzieś na dnie czuła głęboki, ćmiący ból.
Czymże jest przy nim, czym dla niego? Jaką cząstką może zająć miejsce w jego życiu?...
Czy nawet dzisiaj nie była tylko przypadkowym, okazyjnym świadkiem jego słów, czy już w
tej chwili Paweł nie żałuje momentu szczerości i tych wspaniałych wstrząsających zwierzeń,
wyznań, odkryć, tego otwarcia przed nią bogactwa swego ducha?...
I druga rzecz: czymże mu może odpłacić za to wszystko?... Pomocą, współdziałaniem, ra-
dą?... Ależ on tego nie potrzebuje. Nawet jej majątek stanowi tylko drobną monetę w jego
ręku.
A miłość? Przecie kocha go ponad wszystko na świecie, ponad jego wielkość, ponad życie
własne! Nie ma takich poświęceń, nie ma takich ofiar, na które by się dlań nie zdobyła!...
Tylko on ich nie pragnie, nie stanowią dlań one żadnej wartości. Przecie nawet nie chce schy-
lić się po nie.
Powiedział: już pózno, czas spać... Tylko tyle za wiele nieprzespanych nocy, za długie go-
dziny rozmyślań, za piekącą tęsknotę, za łzy i niepokoje... Idz spać, już pózno...
Zaśmiała się głośno, lecz w tejże chwili uświadomiła sobie swój egoizm.
Jakimże prawem można od kogokolwiek żądać zapłaty za ten nieproszony dar, od kogo-
kolwiek, a tym bardziej od niego! Jest dla niej dobry, serdeczny, życzliwy, okazuje jej swoje
zaufanie, powierza tajemnice... Wstała i zapaliła lampę na nocnym stoliku. Spostrzegła, że
brakuje na nim syfonu z wodą sodową i szklanki, i teraz przypomniała, że Karolina nie mogła
wejść, gdyż drzwi od służbowej części mieszkania są pozamykane. Zastanowiła się: jeżeli
otworzy je, Ignacy z rana wejdzie, by posprzątać, i oczywiście spostrzeże, że Paweł wrócił,
zostawić zaś drzwi zamknięte... to nie ma sensu. Przecie kiedyś i tak trzeba je będzie otwo-
rzyć. Nie wiedziała, co ma zrobić. W każdym razie musiał o tym zadecydować Paweł.
Na pewno jeszcze nie zdążył usnąć. W ogóle zapomniała go zapytać, czy jego powrót ma
długo pozostać tajemnicą nawet dla służby. Jeżeli śpi, nie będzie go budzić...
W salonie i w gabinecie było ciemno. Z sypialni jednak wąziutką szparą pod drzwiami
przenikało słabe światło. Podeszła na palcach i lekko zapukała:
Pawle...
To ty, Krzysiu? odezwał się zaraz.
Tak, zapomniałam spytać cię co do służby.
Proszę cię, wejdz. Wprawdzie leżę już w łóżku, ale się chyba nie zgorszysz.
W pokoju panował półmrok. Zwieciła się tylko ciemna ampla pod sufitem. Zbliżyła się do
łóżka. Paweł leżał z rękami założonymi pod głowę. Na stoliku piętrzył się stos notatek i wy-
cinków z gazet oraz gruby pęk małych kluczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]