[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejażdżek po Downs.
- Dzień dobry, panno Calvert.
Drgnęła i podniosła głowę. Właściciel Douce podjechał
wysokim powozem, zaprzężonym w parę dorodnych siwków.
- Witam - powiedziała ozięble.
- Jest pani sama? To rzadkość. Gdzie panna Lucy?
Mówił tak przyjacielskim tonem, że przyjrzała mu się po
dejrzliwie.
- Wyjechała na kilka dni z przyjaciółmi - wyjaśniła krótko.
- Zapraszam, wycieczka dookoła parku dobrze pani zrobi.
John pomoże pani wejść do powozu.
- Dziękuję, nie śmiałabym narażać pana na kłopoty.
- Nie ma mowy o kłopotach. Boi się pani? Nic pani w nim
nie grozi. John?
Służący podszedł bliżej i zanim Serena zorientowała się
w sytuacji; już siedziała wysoko nad ziemią, na wąskiej ła
weczce. Lord Wintersett polecił służącemu zaczekać do ich
powrotu i popędził konie, które ruszyły spokojnym kłusem.
John nie miał najmniejszych zastrzeżeń: lord Wintersett był
przyjacielem rodziny Ambourne'ów.
Przez chwilę jechali w milczeniu. Serena z przyjemnością
kontemplowała uroki parkowego krajobrazu.
- Nie za wysoko? - spytał lord Wintersett niespodziewanie.
- Dziękuję, może być - odparła sztywno. - Dlaczego chciał
pan zabrać mnie na spacer powozem?
- Sam nie wiem - wyznał rozbrajająco szczerze. - Zauwa
żyłem, jak stała pani nieruchomo... Wyglądała pani tak jak
w dniu urodzin, na wzgórzu... Chyba chciałem zapewnić pa
ni rozrywkę. Nie potrafię powiedzieć dlaczego.
181
- Pańska litość, bo chyba ona panem powoduje, jest nie
na miejscu, lordzie Wintersett. A może kieruje się pan mniej
szlachetnymi i bezinteresownymi pobudkami? Może chce
mnie pan wydrwić? Albo przekonać się, czy zmienię zdanie
i przyjmę pańskie warunki?
- Wycofałem propozycję - zakomunikował. - Przemyśla
Å‚em jÄ… i mam teraz inne plany. yle mnie pani ocenia, nie za
mierzam teraz o nich mówić.
- Proszę mi pomóc zejść.
- Co, tutaj? Niestety, to niemożliwe. Musi pani zaczekać,
aż wrócimy do Johna. Londyn to niebezpieczne miejsce dla
samotnej kobiety. Z innej beczki: Å‚adny czepek, bardzo pani
w nim do twarzy.
Serena kipiała złością. Nie podobało się jej, że musi sie
dzieć cicho i wysłuchiwać tego, co Jamesowi ślina na język
przyniesie. Jeszcze bardziej irytowało ją, że przejażdżka spra
wia jej przyjemność.
- Nie rozumiem, czemu, pańskimi zdaniem, jestem zainte
resowana tanimi komplementami. Bawi pana, że trzyma mnie
w szachu? Proszę mnie odwiezć, i to natychmiast!
- Faktycznie, bawię się nie najgorzej - przyznał bezczelnie.
- OdwiozÄ™ ciÄ™, kiedy tylko ponownie wypowiesz moje nazwi
sko, Sereno.
- Wówczas mnie pan uwolni, tak? I proszę się do mnie
zwracać: panno Calvert. - Serena nabrała powietrza w płuca.
- Wobec tego życzę sobie, żeby przebrzydły i paskudny lord
Wintersett przestał mnie dręczyć!
Zaśmiał się.
- Nie brak ci temperamentu, kobieto - pochwalił z uzna
niem. - Och, przepraszam. Powinienem był powiedzieć: pan-
182
no Calvert. Teraz lepiej, prawie się uśmiechnęłaś. Chyba cię
zaskoczę i dotrzymam słowa. Mam sporo spraw do załatwie
nia. %7łyczę miłego dnia.
Zatrzymał powóz przed Johnem, pomógł Serenie zejść, ski
nął głową i odjechał. Serena stała oszołomiona. O co tym razem
chodziło lordowi Wintersettowi? Na czym polegały jego tajem
nicze plany? Tak czy owak, najwyrazniej spoglądał na nią przy
chylniejszym okiem. Przez moment Serena poczuła się tak, jak
by powrócił mężczyzna znany jej ze wzgórz Surrey.
Rozdział dziesiąty
Od czasu wizyty prawnika Serena raz czy dwa odwiedziła
lady Ambourne w Rotherfield House. Hrabina sprawiała wra
żenie lekko rozkojarzonej, wydawała się wręcz zaniepokojo
na. Kiedy więc tego wieczoru przyszedł od niej list z prośbą
o natychmiastowe przybycie i spędzenie nocy w Rotherfield
House, Serena niezwłocznie przykazała Shebie spakować pod
ręczny bagaż. Służąca nie miała ochoty puszczać pani samej.
Dowodziła swoich racji, narzekała i wieszczyła najgorsze, aż
wreszcie Serena zirytowała się nie na żarty. Zamierzała co do
joty spełnić prośbę przyjaciółki, która okazała jej tyle serca.
List głosił:
Sprawa jest pilna i niebywale poufna. Mam nadzieję, że
mogę liczyć na Pani dyskrecję. Proszę z nikim nie rozma
wiać o wizycie u mnie. Rzecz jasna, będzie musiała Pani
poinformować panią Starkey, że spędzi Pani noc pod moim
dachem, ale zaklinam Panią, proszę nic więcej nie zdradzać
i bezwzględnie przyjechać sama, całkiem sama! Jak zawsze
Pani...
184
Gdy wychodziła z domu, John chciał jej towarzyszyć, ale
ruchem dłoni nakazała mu się zatrzymać.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]