[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się w noc Walpurgii, w przeddzień pierwszego maja dwadzieścia lat temu. Po wszystkim
przysłały mu tekst klątwy na kawałku zbryzganego krwią pergaminu. Kiedyś zdradził mi, co
na nim zapisano:
Umrzesz w mrocznym miejscu, głęboko pod ziemią, bez przyjaciela u boku.
- Katakumby - szepnąłem cicho. Gdyby sam stanął w nich naprzeciw Mora, warunki
klątwy zostałyby spełnione.
- Zgadza się, katakumby - odrzekł Andrew. - Jak już mówiłem, wyprowadz go przez
klapę. Bracie Peterze, przepraszam, że przeszkodziłem.
Peter uśmiechnął się ponuro.
- Kiedy otworzysz klapę, wyjdz drzwiami na korytarz. To najniebezpieczniejszy
moment. Na drugim końcu korytarza mieści się cela, w której trzymają więzniów, znajdziesz
tam swego mistrza. Jednak aby do nieJ dotrzeć, będziesz musiał minąć pokój straży. To
trudne, lecz w podziemiach jest zimno i wilgotno, rozpalają zatem ogień i, jeśli Bóg zechce,
zamkną drzwi, by chronić się przed chłodem. To wszystko! Uwolnij pana Gregory'ego,
wyprowadz go przez klapę i uciekajcie z miasta. Będzie musiał wrócić tu i rozprawić się z
potworem innym razem, kiedy Kwizytor wyjedzie.
- Nie - zaprotestował Andrew. - Po tym wszystkim nie zgodzę się, by znów tu wrócił.
- Ale jeśli nie stanie do walki z Morem, to kto to zrobi? - spytał brat Peter. - Ja też nie
wierzę w klątwy. Z Bożą pomocą John pokona złego ducha. Wiesz, że jest coraz gorzej. Nie
wątpię, że ja będę następny.
- Nie ty, bracie Peterze - odrzekł Andrew. - Niewielu znam ludzi o równie silnych
umysłach.
- Staram się, jak mogę - Peter zadrżał. - Kiedy słyszę, że szepcze w mojej głowie, modlę
się jeszcze mocniej. Bóg daje nam siłę, której potrzebujemy - jeśli mamy dosyć rozumu, by o
nią poprosić. Ale trzeba cos zrobić. Nie wiem, jak się to wszystko zakończy.
- Zakończy się, kiedy mieszczanie będą mieli dosyć
140
141
- oznajmił Andrew. - Nie da się bez końca uciskać L dzi. Dziwię się, że tak długo znoszą
wybryki Kwizy tora. Niektórzy z więzniów mają tu krewnych i pr2y jaciół.
- Może tak, może nie - rzekł brat Peter. - Mnóstwi ludzi uwielbia oglądać palenie czarownic.
Możemy Sj, tylko modlić.
B
rat Peter wrócił do swych obowiązków w katedrze, a my czekaliśmy na zachód słońca.
Andrew twierdził, że najlepiej dostać się do katakumb przez piwnicę pustego domu w pobliżu
katedry; po zmroku istniała większa szansa, że dotrzemy tam niezauważeni.
W miarę upływu godzin denerwowałem się coraz bardziej. Podczas rozmowy z Andrew i
bratem Peterem udawałem pewność siebie, lecz tak naprawdę Mór frmie przerażał. Cały czas
grzebałem w torbie strachała, szukając czegokolwiek, co mogłoby pomóc.
143
Wziąłem srebrny łańcuch, którym krępował wie^ my, i okręciłem go sobie wokół pasa,
ukrywając ^ koszulą. Wiedziałem jednak, że okręcenie łańcuche drewnianego słupka to jedno,
a zrobienie tego same go z Morem - coś zupełnie innego. Następnie pr2y szła kolej na sól i
żelazo. Przełożyłem hubkę do kje szonki kurtki i napełniłem kieszenie portek: prawą_ solą,
lewą - żelazem. Ich połączenie działało przeciw, ko większości stworów wędrujących w
mroku. Tak właśnie rozprawiłem się w końcu ze starą czarowni. cą, Mateczką Malkin.
Nie podejrzewałem, żeby sól i żelazo wystarczyły do zabicia czegoś tak potężnego jak Mór;
gdyby tak było, stracharz dawno pozbyłby się go raz na zawsze Byłem jednak wystarczająco
zdesperowany, by próbo wać czegokolwiek, a ciężar soli, żelaza i srebra doda wał mi otuchy.
Nie zamierzałem tym razem zniszczyć Mora, jedynie odpędzić go na dostatecznie długo, by
zdążyć uratować mistrza.
W końcu, trzymając w lewej dłoni laskę stracharza, a w prawej torbę i płaszcze, ruszyłem za
Andrew ciemniejącymi ulicami w stronę katedry. Niebo nad naszymi głowami zasnuły
ciężkie chmury, w powietrzu czułem woń nadchodzącego deszczu. Powoli za-
ałem nienawidzić Priestown, jego wąskich, brukowanych unczek i podwórek-studni.
Tęskniłem za
[ Pobierz całość w formacie PDF ]