[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ła jej poczucie bezpieczeństwa. Wtem przypomniała so-
bie, co się znajduje pod nią, i znów zesztywniała.
Wiem, że to śmieszne, ale nie zrobię już ani kroku
wyjąkała drżącym głosem.
Nienawidziła siebie za słabość, ale nie umiała zapom-
nieć o przepaści pod swoimi stopami.
Nie ruszaj się, dopóki ci nie powiem.
Poczuła jego dłoń przesuwającą się wzdłuż talii, a po-
tem usłyszała trzask doczepianej do uprzęży liny. Ale
przede wszystkim czuła tuż obok ciało Olivera, który
stanowił barierę między nią a przerażającą pustką.
Jesteś bardzo odważna szepnął jej do ucha. Cie-
szę się, że nie uciekłaś, bo cię potrzebuję. Musisz pomóc
temu mężczyznie. Już prawie dotarłaś na dół. Jeszcze
kilka krokówi będziesz na miejscu.
Nie dam rady odparła, nie otwierając zaciśniętych
powiek. Spadnę w przepaść.
Nigdzie nie spadniesz. Jesteśmy spięci liną, a ja się
NIEZNAJOMY Z WESELA 125
nie wybieram na dół. Lekko uścisnął jej ramię, a potem
cofnął rękę, którą obejmował ją w pasie. Ruszę pierw-
szy i będę mówił, gdzie masz postawić stopę albo sięgnąć
ręką. Wykonuj dokładnie moje polecenia.
Odstąpił do niej, a ona schodziła w dół jak robot,
postępującściśle według jego wskazówek. Wreszcie była
bezpieczna. Jeśli oczywiście można tak nazwać stanie na
skalnej półce przy huczącym wodospadzie.
Helen jednak starała się o tym nie myśleć i po chwili
puściładłoń Olivera, którą do tej pory kurczowo ściskała.
Dobrze, wręcz doskonale pochwalił ją. Ale nie
podchodz do skraju wąwozu, bo skały są śliskie.
Oliverze... Helen zdobyła się na uśmiech. Tego
akurat nie musisz mi mówić. Za nic tam nie podejdę.
Chyba masz rację. Zobaczmy, jak możemy pomóc
temu nieszczęsnemu turyście. Zawiadomiłem już ekipę
ratunkową, gdzie się znajdujemy. Powinni niedługo tu
dotrzeć. Ten facet jest ledwie przytomny. Jeszcze nie
zdążyłem go zbadać.
Mężczyzna leżał oparty plecami o skałę i wodził dooko-
łamętnym wzrokiem. Próbował coś powiedzieć, alezjego
ust wydobył się tylko bełkot. Jęknął i przymknął oczy.
Nazywa się Brian Andrews. Czy pan mnie słyszy,
panie Andrews? Oliver dotknął jego ramienia. Męż-
czyzna z wysiłkiem uniósł powieki. Brian, jestem leka-
rzem. Możemy porozmawiać? Boli cię?
Mężczyzna wymamrotał coś niewyraznie i odepchnął
dłoń Olivera, który próbował zmierzyć mu puls.
A co to? Spokojnie, chcemy ci pomóc. Oliver od-
sunął się, by Helen mogła klęknąć obok.
Co pana boli, panie Andrews? zapytała łagod-
126 SARAH MORGAN
nie, a mężczyzna odwrócił głowę i popatrzył w jej kie-
runku.
Muszę iść do domu. Zaczął machać bezładnie
rękami i próbował wstać, ale Oliver go powstrzymał.
Proszę się nie ruszać powiedział. Jesteśmy na
skraju przepaści.
Mężczyzna znowu zamachał rękami, a Helen popa-
trzyła zdumiona na Olivera.
Dlaczego on tak się zachowuje, kiedy próbujemy
mu pomóc? zapytała, przyglądając się uważnie turyś-
cie. Jest bardzo blady i się poci.
Widzę. Muszę go zbadać.
Ale gdy Oliver tylko się pochylił, mężczyzna zaczął
się zachowywać agresywnie.
Oliverze, czy w termosie zostało jeszcze trochę cze-
kolady? zapytała Helen.
Tak. Zastanawiał się chwilę, analizując powody
jej pytania. Myślisz, że cierpi na cukrzycę?
Nie wiem, ale jeden z moich pacjentów miał podob-
ne objawy. Wszyscy myśleli, że się upił, tymczasem
wystąpiła u niego hipoglikemia. Bełkotał podobnie jak
ten, był blady, spocony i o ile pamiętam, zachowywał się
agresywnie.
Oliver przyjrzał się mężczyznie jeszcze raz.
Warto spróbować. Sięgnął do plecaka i wyjął
termos. Obyś miała rację. Sprawdz, czy ma na przegu-
bie bransoletkę z informacją o chorobie.
Helen pochyliła się nad Brianem.
Panie Andrews, czy choruje pan na cukrzycę?
spytała. I dalej przemawiała do niego łagodnym tonem,
odwijając delikatnie rękaw. Mężczyzna tym razem nie
NIEZNAJOMY Z WESELA 127
protestował. Nie znalazłam bransoletki stwierdziła po
chwili ale on ma przyśpieszone tętno. To na pewno
cukrzyca, Oliverze.
Chyba się z tobą zgodzę, więc musimy spróbować
dać mu pić. I tak nie zdołamy więcej zrobić przed przyby-
ciem ekipy ratunkowej. Pomóż mi go podnieść, a ja
podam mu kubek z czekoladą. Mamy szczęście. Jeszcze
parę minut, a straciłby przytomność i wtedy nie mógłby
nic wypić. A ja nie zabieram na spacer strzykawki i am-
pułek z glukozą.
Wspólnie ułożyli mężczyznę w pozycji siedzącej,
a Oliver nalał nieco płynu do plastikowego kubka.
Sprawdz, czy nie jest za gorący ostrzegła zaniepo-
kojona Helen, więc Oliver spróbował odrobinę.
W porządku. Na pewno się nie oparzy. Czekolada
jest bardzo słodka. Doskonale. On tego właśnie potrzebu-
je, jeśli postawiłaś prawidłową diagnozę.
Helen zagryzła wargę i modliła się w duchu, by
zdołali mężczyznie pomóc. Ale dlaczego on nie nosi
bransoletki z informacją, jeśli rzeczywiście cierpi na
cukrzycę?
Proszę to wypić rzekł półgłosem Oliver, przy-
kładając kubek do ust mężczyzny. Zwietnie pochwa-
lił, gdy Brian upił łyk. Jeszcze trochę, jeśli zdołasz.
Dobrze. To na pewno ci pomoże.
Tak namawiając, skłonił mężczyznę do wypicia całe-
go kubka, a potem zwrócił się do Helen:
W przedniej kieszeni plecaka mam jeszcze tablicz-
kę czekolady. Podaj mi, proszę.
Tym razem Oliver musiał go dłużej przekonywać, ale
w końcu mężczyzna zjadł całą tabliczkę czekolady i jego
128 SARAH MORGAN
stan powoli się poprawiał. W kwadrans pózniej mógł już
wyraznie mówić.
Dziękuję powiedział, ocierając drżącą ręką usta.
Chyba mam drobne kłopoty...
Helen popatrzyła zaskoczona na Olivera. Jak ten czło-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]