[ Pobierz całość w formacie PDF ]
doskonały, myślała, ale dobrze jest poznać tę niedoskonałość przed ślubem. Panna Barlett
nauczyła swą młodą kuzynkę, że w życiu niewiele może nas naprawdę zadowolić. Lucy, choć
nie lubiła nauczycielki, naukę uznała za godną uwagi, szczególnie jeśli chodzi o Cecila.
- Lucy - zapytała pani Honeychurch, kiedy wróciły do domu - czy z Cecilem jest coś
nie tak?
Lucy spojrzała na nią zaskoczona, bo do tej pory jej matka zachowywała się wobec
Cecila powściągliwie, ale uprzejmie.
- Nie sądzę, mamo. Wydaje mi się, że wszystko jest w porządku.
- Może jest zmęczony?
Lucy po chwili namysłu przyznała, że może rzeczywiście.
- W przeciwnym razie - pani Honeychurch krzywiąc się wyjęła szpilki z kapelusza -
...w przeciwnym razie nie potrafię zrozumieć jego zachowania.
- Jeżeli chodzi ci o jego zachowanie wobec pani Butterworth, to ja również uważam,
że jest męcząca.
- To Cecil kazał ci tak myśleć. Będąc mała uwielbiałaś ją. Czy nie pamiętasz już, jak
pielęgnowała cię, kiedy miałaś tyfus? Cecil traktuje wszystkich w ten sposób.
- Pozwól, że odłożę twój kapelusz, mamo.
- Czy przez te pół godziny nie mógł zdobyć się na uprzejmość w stosunku do niej?
- Cecil zbyt wiele wymaga od ludzi - powiedziała Lucy niepewnie, czując zbliżające
się kłopoty. - To z powodu jego ideałów. To dlatego może się czasem wydawać...
- Bzdury! Jeśli młody człowiek staje się niegrzeczny z powodu swoich wzniosłych
ideałów, to powinien czym prędzej ich się pozbyć - powiedziała pani Honeychurch wręczając
jej kapelusz.
- Mamo! I tobie się zdarzało zezłościć na panią Butterworth!
- Ale nie w ten sposób. Czasami mam ochotę ukręcić jej głowę, ale to nie to samo.
Mówię ci, Cecil traktuje wszystkich w ten sposób.
- Czy mówiłam ci, że będąc w Londynie dostałam list od Charlotty?
Ta próba była zbyt dziecinna, by odwrócić uwagę pani Honeychurch.
- Cecil jest zły, odkąd wrócił z Londynu. Niczym nie sposób go zadowolić. Krzywi
się, kiedy do niego mówię, Lucy. Nie próbuj zaprzeczać. Wiem, nie jestem wykształcona,
zdolna ani muzykalna. I nic nie poradzę na nasze meble w salonie. Twój ojciec kupił je i
musimy pogodzić się z tym faktem. Cecil mógłby pamiętać, że nam się nie przelewa.
- Wiem, mamo. Cecil na pewno nie powinien mówić pewnych rzeczy. Chodzi o to,
że... jego denerwują pewne sprawy, a nie ludzie jako tacy. On nie lubi brzydoty, ale to nie
znaczy, że chce być nieuprzejmy.
- No dobrze, w takim razie czy Freddy'ego da się oddzielić od sposobu, w jaki śpiewa?
- Nie możesz wymagać, żeby komuś tak muzykalnemu jak Cecil podobały się nasze
piosenki.
- Mógł wyjść z pokoju. Po co naigrywać się, robić miny i psuć wszystkim
przyjemność?
- Nie wolno być niesprawiedliwym dla otoczenia - powiedziała niepewnie.
Kiedy była w Londynie, towarzystwo Cecila sprawiało jej przyjemność. Teraz
wszystko, terazniejszość i przyszłość, straciły formę. Dwie cywilizacje zderzyły się ze sobą i
fakt ten wprowadził Lucy w stan zakłopotania. Zły i dobry smak nie pasowały do siebie, tak
jak dwie inaczej skrojone części garderoby.
Lucy pozostała zakłopotana przez cały czas, kiedy pani Honeychurch zmieniała suknię
do obiadu, od czasu do czasu mówiąc coś, co tylko pogarszało sytuację. Nie ulegało
wątpliwości, że Cecil chciał okazywać lekceważenie i doskonale mu się to udawało.
- Idz się przebrać, kochanie. Obiad już za chwilę.
- Dobrze, mamo.
- Nie mów dobrze skoro stoisz w miejscu. Idz szybko.
Lucy posłuchała, ale po wyjściu z pokoju stanęła w holu, przy oknie. Wychodziło na
północ i niewiele było z niego widać. Nie mogła dostrzec nieba. Teraz, tak jak w zimie,
gałęzie sosen zwisały blisko jej oczu. To okno zawsze kojarzyło się jej z uczuciem
przygnębienia. Nie trapił jej określony problem, a jednak westchnęła:
- Co robić, co robić? - Wszystko szło zle. Zdała sobie nagle sprawę, że nie powinna
mówić matce o liście od Charlotty. Na pewno będzie chciała wiedzieć, co w nim jest.
Freddy wbiegł na górę w podskokach.
- Emersonowie to kapitalni ludzie! - zawołał.
- Kochanie, nie powinieneś zabierać ich nad staw. To miejsce jest zbyt uczęszczane,
żeby się tam kąpać. Wyglądaliście cokolwiek dziwacznie. Musisz być rozsądniejszy na
przyszłość. Zapominasz, że mieszkamy już na przedmieściu.
- Czy robimy coś w przyszłym tygodniu?
- Nie zastanawiałam się nad tym.
- W takim razie Emersonowie muszą przyjść do nas w niedzielę na tenisa.
- Nie, Freddy, to nie jest dobry pomysł. Już i tak jest wystarczająco dużo zamieszania.
- Jakiego zamieszania? Na pewno się zgodzą. Zamówiłem nowe piłki.
- Powiedziałam, że to nie jest dobry pomysł.
Złapał Lucy za łokcie i tanecznym krokiem ruszył wzdłuż korytarza. Udawała, że ją to
bawi, choć naprawdę miała ochotę krzyczeć ze złości. Cecil, idący do łazienki, zerknął na
nich z dezaprobatą. Wpadli na Marię, która niosła gorącą wodę. W końcu pani Honeychurch
wychyliła się ze swego pokoju i powiedziała:
- Lucy, co to za hałas? Czy mi się zdawało, czy dostałaś list od Charlotty?
Freddy zniknął.
- Tak. Teraz muszę iść się przebrać.
- Co u Charlotty?
- Wszystko w porządku.
- Lucy! Masz zły zwyczaj uciekania w środku rozmowy. Czy Charlotta pisała coś o
swoim bojlerze?
- O czym?!
- Nie pamiętasz, że w pazdzierniku mieli wymieniać jej bojler i wannę?
- Nie jestem w stanie pamiętać o wszystkich zmartwieniach Charlotty. Mam dosyć
swoich, teraz, kiedy nie jesteś zadowolona z Cecila.
Pani Honeychurch miała prawo wybuchnąć gniewem. Nie zrobiła tego jednak.
- Chodz tu do mnie, moja panno, i pocałuj mnie.
I tak oto, choć nic nie jest doskonałe, Lucy poczuła przez chwilę, że jej matka i Windy
Corner, zalany światłem zachodzącego słońca - właśnie takie są.
Wszystko stało się prostsze. Tak się zawsze działo w Windy Corner. Kiedy rodzinna
maszyna zaczynała się psuć, ktoś w ostatniej chwili dolewał do niej kroplę oleju. Cecil
potępiał tę metodę - być może słusznie. Tak czy owak, nie była ona jego własną.
Obiad rozpoczął się o wpół do siódmej. Freddy wymruczał modlitwę, a potem
wszyscy odsunęli ciężkie krzesła i zasiedli do stołu. Na szczęście mężczyzni byli głodni. Nic
złego nie wydarzyło się aż do puddingu. Wtedy jednak Freddy zapytał:
- Lucy, jaki jest Emerson?
- Spotkałam go we Florencji - powiedziała, mając nadzieję, że to wystarczy za
odpowiedz.
- Wydaje się bystry, prawda?
- Zapytaj Cecila, on go tutaj sprowadził.
- Tak, pod pewnymi względami jest podobny do mnie - odparł Cecil.
Freddy spojrzał na niego z powątpiewaniem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]