pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

prawda, Marco?
- I ca teraz będzie? - zapytała Helen.
- Dostaniesz skierowanie do szpitala - odparł Marco. - Małemu
trzeba zrobić dodatkowe badania dla uzyskania pełniejszego obrazu.
- A potem?
- Potem potrzebny będzie drobny zabieg chirurgiczny w celu
udrożnienia przewodu między żołądkiem a dwunastnicą.
- Będą go operować? - przeraziła się Helen.
- Cały zabieg potrwa najwyżej pół godziny.
- Mieliby operować takie maleństwo? To okropne!
- Trzeba mu pomóc, bo teraz nie może trawić pokarmu -
łagodnie przypomniała jej Amy.
- Co za straszne święta! - Helen otarła łzy. - Ale skoro inaczej
nie można, to trudno. Kiedy by to miało się odbyć?
- Jak najszybciej. Im krócej Freddie będzie odwodniony, tym dla
niego lepiej. - Marco podszedł do komputera. - Zaraz porozumiem się
ze szpitalem, żeby przygotowali dla niego miejsce.
- Ale dzisiaj jest sobota.
136
RS
- Najpierw pewnie zaaplikują mu kroplówkę. -Marco szybko
wypełnił skierowanie. - Przed operacją organizm musi być dobrze
nawodniony.
Helen umieściła dziecko w foteliku i przypięła pasami.
- Jak trzeba, to trzeba - powiedziała z westchnieniem. - Zawiozę
go prosto do szpitala. Dziękuję. I do widzenia.
- Proszę się nie martwić - uspokoił ją na pożegnanie Marco. -
Wszystko będzie dobrze.
- Oby. Jeszcze raz dziękuję.
- Biedna kobieta - westchnęła Amy, kiedy za Helen zamknęły
się drzwi.
- Tak już jest. Dzieci to nie tylko radość, ale i kłopoty -
stwierdził Marco. - Zadzwoń na pediatrię, a ja poczekam na ciebie w
samochodzie.
- Nie musisz na mnie czekać.
- Ale chcę. Mamy oboje wolne popołudnie.
- I co z tego?
- Najpierw pojedziemy do domu, gdzie się umyjesz po tym
incydencie z Freddiem, potem pójdziemy na długi spacer, a na koniec
zabiorę cię na kolację do Przemytników.
- Czy ktoś już ci mówił, że zanadto lubisz się rządzić?
- Po prostu wiem, czego chcę, amore - oświadczył
niefrasobliwie. - A teraz dzwoń do szpitala.
- Od dzieciństwa uwielbiałam ten zakątek kornwalijskiego
wybrzeża. - Amy z zachwytem rozglądała się po okolicy, nie zważając
na szalejący wiatr. - Prawda, że wspaniały?
137
RS
Marco objął ją ramieniem.
- Piękny, ale dziki i grozny. Jeśli mam być szczery, to mnie
bardziej odpowiada wybrzeże Amalii. Wolę podziwiać brzeg morza,
nie narażając się na odmrożenie nosa. Muszę cię kiedyś zabrać do
Positano. To przecudowne miasteczko uczepione nadmorskiego
urwiska. Wygląda niesłychanie romantycznie. Będziesz zachwycona.
- Positano - powtórzyła z uśmiechem.
- Może masz już dosyć spaceru?
- Chyba tak.
- Przychodziłaś tutaj na spacery z babcią?
- Nie, najchętniej sama włóczyłam się po okolicy. Siadałam na
brzegu i godzinami wpatrywałam się w morze.
- Sama? To brzmi trochę smutno.
Całe jej dzieciństwo było smutne i samotne.
- Przyzwyczaiłam się być sama.
- Ciekaw jestem, skąd wiesz o swojej bezpłodności. Zaskoczona
nagłą zmianą tematu, zwróciła w jego stronę twarz.
- Zrobiłam badania.
- W tajemnicy przede mną?
- Z początku nie przywiązywałam do nich większej wagi. -
Uwolniła się od jego ramienia. - To znaczy nie wiem, niby niczego nie
podejrzewałam, niemniej zaczęłam odczuwać pewien niepokój. Który,
zresztą zawsze mi towarzyszył.
- Dlaczego? Czy już wcześniej próbowałaś zajść w ciążę?
- Nie! - zaprzeczyła gwałtownie. - Przecież wiesz.
138
RS
- Skąd mam wiedzieć? Właściwie nic o tobie nie wiem. -
Pochylił się i odgarnął z jej czoła kosmyk włosów. - Na początku nie
bardzo mnie to interesowało.
A ona nie miała ochoty opowiadać o przeszłości.
- Natknęłam się przypadkiem na znajomą ze studiów, która
pracowała w klinice leczenia bezpłodności. Kiedy mi poradziła,
żebym się zbadała, uznałam, że to dobry pomysł.
- I nie przyszło ci do głowy powiedzieć mi o tym? - spytał z
pretensją w głosie.
- Wiem, masz prawo czuć się urażony, ale spróbuj się postawić
w moim położeniu. Gdybym powiedziała, że chcę się zbadać,
uznałbyś to za histerię.
- I miałbym rację.
- Nie, bo okazało się, że moje obawy są w pełni uzasadnione.
Dzięki temu mogłam w porę zakończyć nasz związek.
- I mam ci być za to wdzięczny?
- Nie. Tak. - Zakręciła się nerwowo w kółko. - Nie wiem. Wiem
tylko, że nasze małżeństwo i tak by nie przetrwało.
- Chyba nie sądziłaś, że się z tobą rozwiodę?
- Nie, tak nie myślałam - rzekła bezbarwnym głosem. -
Przypuszczałam, że poczucie obowiązku nie pozwoli ci się rozwieść z
bezpłodną żoną, ponieważ jesteś człowiekiem z gruntu przyzwoitym.
A na to nie mogłam się zgodzić. Wolałam sama cierpieć, niż narażać
na cierpienie nas oboje.
Marco chwycił ją za ramię.
139
RS
- Wydaje ci się, że ja nie cierpiałem? - Oczy mu płonęły. -
Wydaje ci się, że nic nie czułem, kiedy odeszłaś?
- Nie, tak nie myślę. Na pewno było ci zle. Ale to nic w
porównaniu z tym, ile trzeba się nacierpieć, żyjąc w nieudanym
związku.
Marco jeszcze przez chwilę wpatrywał się w twarz Amy, jakby
próbował coś z niej wyczytać. Potem odwrócił się i oznajmił:
- Jest coraz zimniej. Wracajmy do domu.
Jedno wiedziała na pewno - jej małżeństwo nie ma przyszłości.
Niemniej obiecała przepracować w przychodni najbliższy miesiąc i
musi dotrzymać słowa. W ciągu tego miesiąca postara się przekonać
Marca, że muszą się ostatecznie rozstać.
Kiedy po powrocie ze spaceru weszli do domu, Marco objął ją i
gorąco pocałował. Potem równie nieoczekiwanie odsunął się,
oświadczając:
- A teraz jedziemy do Przemytników.
- Już zaraz? - spytała, czując lekki zawrót głowy.
- Tak będzie bezpieczniej. Musimy porozmawiać, a jeżeli
zostaniemy w domu... o rozmowie nie będzie mowy. A w miejscu
publicznym nawet ja będę zmuszony trzymać żądze na wodzy.
- Nie wiem, co miałabym odpowiedzieć. Nie musimy
wychodzić. Mogę coś ugotować.
- Ciekawe z czego? - Zaśmiał się. - Zaglądałaś do lodówki?
Prowadzenie gospodarstwa nigdy nie było moją mocną stroną. Chyba
że, w co bardzo wątpię, tobie udało się w trakcie dyżuru wpaść na
chwilę do supermarketu.
140
RS
Amy mimo woli się uśmiechnęła.
- Nie, nie zrobiłam zakupów. I nie musisz mi przypominać, że
prowadzenie domu to nie twoja specjalność. Jako prawdziwy Włoch
zawsze uważałeś, że kuchnią powinna się zajmować kobieta.
Kiedyś uwielbiała dla niego gotować. Była szczęśliwa, że
nareszcie może komuś stworzyć prawdziwy dom.
Rozejrzała się wokół siebie. To był dom, który sama wybrała i w
którym miały się wychowywać ich dzieci. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta