[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mężczyzni poszli za nią.
Dopiero po jego odejściu Kit spojrzała uważniej na Buda i
stwierdziła, że jest podobnie zaskoczony jak i ona.
- Co ten facet ma zamiar zrobić? O co mu chodzi? - mruknął.
- On nie gra czysto!
- Stwarza własne reguły gry. Jeśli o mnie chodzi, mam tego
zupełnie dość.
I znowu miała kłopot ze spódnicami przy schodzeniu z wozu.
Zroda, dzień czwarty
Kit nie miała możności obejrzenia bójki Jamesa i Boone'a na
głównej ulicy, gdyż zajęta była, pomagając Ricie. Kiedy obie
kobiety skończyły swoje czynności, miały nareszcie okazję
porozmawiać chwilę prywatnie. Rita prostowała plecy, jakby
chcąc się pozbyć jakiegoś ciężaru.
- No i jak, twoim zdaniem, wszystko idzie? - spytała swojej
towarzyszki. - Tylko mów szczerze!
- Bo ja wiem? Chyba dobrze, chociaż Boone dość dziwnie
odgrywa swoją rolę.
- Jest w tym jakiś pomysł - odparła Rita. - Coś świeżego.
Może tak było naprawdę?
- Ależ skąd! Zresztą, już nic nie wiem. - Kit spojrzała w
kierunku tłumu widzów, gdzie wyraznie wzrastało podniecenie.
- Bardzo się boję - rzuciła nagle.
- Czego?
- Kolejnej sceny. Boone mnie rozstraja... Nigdy nie wiem,
czego się po nim spodziewać.
Umilkła, słysząc tupot stóp. Zza rogu wybiegł Mike Lopez i
zdyszany stanął przed obiema kobietami. Za nim pędziło
paręnaście osób w różnym wieku.
- Panno Rose, panno Rose, proszę szybko przyjść!
- Po co, Mike? Co się stało?
RS
133
- Pani brat, panno Rose! Ten wstrętny rewolwerowiec zbił
pani brata na kwaśne jabłko! Ale co to była za walka! - Mike był
niesłychanie podniecony.
Poparli go ludzie, którzy przybiegli za nim.
- Lepsze niż w telewizji! - oświadczył jakiś chłopak.
- Cudownie go okładał! - powiedział drugi, a zasapany
mężczyzna w średnim wieku dodał:
- Obaj faceci byli świetni!
Kit wybiegła na ulicę. Tłumek turystów otaczał bohaterów
niedawnej bójki. Jej brat" leżał, a właściwie półsiedział na
ziemi, z głową wspartą o słup do wiązania koni. Dyszał ciężko.
Kit podbiegła do niego, pochyliła się i zobaczyła krew.
- O Boże, jesteś ranny! - krzyknęła.
- Nie wtrącaj się, Rose! - odparła ofiara. - To nie twoja
sprawa!
Przynajmniej jest ktoś, kto trzyma się scenariusza, pomyślała
dziewczyna.
- Właśnie, że moja, jesteś moim bratem! - powiedziała i w
ostatniej chwili dodała .James", a nie Lee".
Uklękła przy leżącym i skrajem sukni zaczęła ocierać jego
zakrwawioną twarz. A może to nie była krew? Oczywiście, to
jest prawdziwa krew! Ogarnęło ją równie prawdziwe oburzenie.
- Co ta bestia tobie zrobiła?! - krzyknęła, zapominając o
przewidzianym dla Rose tekście.
- Wszystko to, co ja najpierw spróbowałem zrobić jemu.
Chciałem mu dać nauczkę za to, że się tak bezczelnie
zachowywał wczoraj wobec ciebie, droga siostro.
Podniosła się, z trudem łapiąc oddech.- Boone naprawdę
zrobił mu krzywdę! A wszystko miało być tylko na niby!
Uspokoiło ją dopiero szelmowskie mrugnięcie Lee.
- Przepraszam, przepraszam, proszę mnie przepuścić, jestem
lekarzem!
Zafascynowany sceną tłumek rozstąpił się, przepuszczając
doktora Prestona, odzianego w czarny surdut i białą koszulę, z
RS
134
czarną kokardą pod szyją. Doktor niósł w ręku bardzo
zniszczoną torbę. Podobno należała do pierwszego lekarza,
który pojawił się w tych stronach przed stuleciem.
- Słyszałem, chłopcze, żeś nieco oberwał - odezwał się doktor
Preston. Pochylił się i obejrzał twarz
Jamesa-Lee. - Możesz wstać? Tak. Dobrze! No, to pokuśtykaj
za mną tam, gdzie mam wszystkie najnowsze instrumenty
medyczne z tego roku. Tak, tak, drodzy ludzie! - zwrócił się do
tłumu. - Najnowsza produkcja 1876 roku! Zwietne narzędzia do
wyjmowania kul, do piłowania kości. Bezpieczne i przyjemne! -
Tłum zarechotał. Kit poklepała brata" po ramieniu.
- Idz z panem doktorem - poleciła. - A ja niedługo przyjdę
zobaczyć, jak się czujesz.
- Chwileczkę, siostrzyczko! - James-Lee złapał ją za ramię. -
A ty dokąd idziesz?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]