pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wszystko było możliwe. Nie to nie była królewna, lecz ciemnolicy, kudłaty kaboklo. Wyszedł z
gaszczu, oniemiał na widok dwóch uzbrojonych dryblasów, poznał nas, zmieszał się okrutnie, powitał
grzecznie i u miechnięty przepadł tam, skad przyszedł.
Wnet przyjechało do nas młode małżeństwo Kietlińskich i zamieszkało razem z nami w chacie,
potęgujac jeszcze nastrój osobliwoci. Obydwoje byh urodziwi i pełni fantazji. On nieposkromiony
marzyciel, pełen pięknych wizji i żadzy przygód, ona wierna mu we wszystkim towarzyszka.
Obydwoje na zabój rozkochani w puszczy ser-radomarskiej, zbudowali sobie chatynkę na jakim
romantycznym stoku nad malownicza dolina i błogo tam
69
i
żyli. On czasem pozostawiał ja w puszczy ze strzelba i siekierka i wędrował na kilka tygodni do
Kurytyby, ażeby układaniem parkietów w bogatych, domach zarobić co nieco grosza i wrócić z
zapasami na swa pustelnię.
Co najciekawsze, nie byli to postrzeleni dziwacy ani bałwochwalcy samotnoci. Wiedli szaleńczy, to
prawda, ale madry żywot. Pałajac szlachetna namiętnocia do wielu rzeczy, widzieli wiat we
właciwych wymiarach, mieli oczy otwarte i badawcze. Jak rzadko kto, doskonale poznali tajniki
puszczy. On przy tym wietnie umiał opowiadać o wszystkim, co tak wnikliwie spostrzegał i głęboko
kochał. Miał wielki dar obrazowania, a słuchajac wieczorna godzina jego słów, wdzieralimy się za
nim w tajemnice otaczajacego nas gaszczu. Wiódł nas Kietliński, zagorzały czarodziej, jakby nad
brzeg ol niewajacej feerii i czuli my się jak upojeni w ród pijanej przyrody.
Przyroda nie była tu trze wa.
Którego poranku wyruszyłem sam na polowanie. Po drodze odkryłem nie zauważony dotychczas
lasek cudownych palm assai i piewno zrobiło mi się na duszy. Potem obu-chałem się pachnacymi
owocami guajaby, kształtem przypominajacymi nasze jabłka papierówki, lecz o różowym, miękkim
miaższu, smacznym niby pokarm bogów. Idac dalej stanałem na brzegu gęstwiny przed rozległa łaka i
zagapiłem się na liczny jak zwykle krajobraz. Bylimy, co nam często się zdarzało i z czego mialimy
się gło no, Wi niewski i ja w podniosłym nastroju dostrzegania piacej Królewny.
Nagle w pobliżu zauważyłem jakie poruszajace się w niskiej trawie zwierzatko. W małym
zagłębieniu bruzdy sunęło powoli naprzód w niewielkich podskokach i wtedy widziałem je na
chwilę. Zapewne większa mysz czy szczur
70
leny, cenny może okaz dla naszych zbiorów. Ale przepojony sielankowo-cia otoczenia, nie chciałem
go zabijać. Nawet strzelby nie zdjałem z ramienia i starałem się myleć o czym innym, bardziej
nęcacym niż zabijanie.
Gdy po chwili spojrzałem w tym kierunku, zwierz oddalił się o kilka kroków, od czasu do czasu
czyniac swe niezdarne podskoki. Szczur, stokroć żwawszy, chyba nie byłby tak niedołężny, więc cóż
to za stwór, do dias-ka, wodził mnie za nos? Chcac pizyjrzeć się bliżej, wziałem strzelbę do garci i
zaczałem ostrożnie się skradać. Podszedłszy na odległoć pięciu, szeciu kroków, ujrzałem, jak
zwierzatko znów niezgrabnie podskoczyło i zapadajac o ćwierć kroku dalej w sucha trawę, która jeno
zaszeleciła, zginęło mi ponownie z oczu. Dziwne zwierzatko. Ni to ssak, ni ptak, raczej jaka
pokraczna, czarna jaszczurka, okaleczała i bez ogona.
Przystapiłem jeszcze bliżej. Małe licho znowu się poderwało i skoczyło na ogołocona z zielska
ziemię. Wtedy po-
71
ryba, ni
rzeczywista ryba!
nawet
mnie sen aż tai dziwny?
gmatało, że ogarnał
Mika.
mu
reroki
^, pewnie uJLI^^ Aoczne, przeobrażone w siL ciernie do^^owal, do poruszania sie ^
zanal wesoło, nie
, g mKkl Z Wodd> P�ply
:dn;rmejrgozmcczenianishbe
d-
PO
i ryb,
me przypuszczałem, żeby mieszkanki żyły aż tak daleko n ldT^p>
tańskiei to p ra m, pobieglL ryba ^

wiec za-
72
Po tym szczęliwym dniu spotkalimy na błoniach mor retańskich jeszcze kilka sumiastych
pielgrzymów. Jakkol wiek nie wzbudzały już nadmiernych uniesień, przecież
zawsze przejmowały nas podziwem dla rozpasanej przyrody Tu w tej płodnej dolinie rzeczywistoć
dziwacznie zacierała swe realne kontury i przebywali my powtarzam w pobliżu jakiej niedorzecznej,
urzekajacej bajki.
Miku, udany synal puszczy brazylijskiej, przybył ze mna do Polski i zdobył sobie w naszej rodzinie
prawo członka. Prawda, że Miku był małpka-kapucynka, ale małpka nie byle jaka, małpka o gębie
prawie że ludzkiej i ludzkich nałogach. Był podobno bardzo ładny. Gdy razu pewnego nazwałem go
za karę brzydkim szympansem, wszyscy zaprotestowali i wsiedli na mnie z oburzeniem, jakbym ich [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta