[ Pobierz całość w formacie PDF ]
prac za pośrednictwem Sterlinga?
Aimee z radością przyjęła zmianę tematu.
NaprawdÄ™ nie mam wyboru.
Powiedziałaś już o tym Peterowi?
Nie.
Liza uśmiechnęła się.
Nie będzie tym zachwycony. Chyba nie, ale przecież nie musi.
Zgadza się. Ale nie był też zachwycony, że masz zamiar spotkać się ze
Stephenem.
Aimee obrzuciła przyjaciółkę surowym spojrzeniem.
Cóż to, Lizo, podsłuchiwałaś?
Nie musiałam. Liza ponownie napełniła szklanki wodą i usiadła.
Zapomniałaś, jak cienkie są tu ściany.
Aimee zarumieniła się. Ciekawe, co jeszcze Liza słyszała?
Kiedy będę już sławna i zarobię mój pierwszy milion, przypomnij mi,
żebym je czymś wyłożyła.
Masz to jak w banku. Liza uniosła do góry szklankę. Na razie życzę
ci, żebyś była szczęśliwa z tą twoją bestią.
Nie nazywaj go tak.
Aimee czuła, że powinna bronić Petera, mimo że sama bała się awantury,
jaka wybuchnie, kiedy umowę, którą przysłał jej rano, odda mu nie podpisaną.
Myśl o przyjęciu jego oferty była bardzo kusząca... o, jak bardzo kusząca.
Szczególnie po tamtej pamiętnej nocy. To dlatego, by nie ulec pokusie, poszła na
spotkanie z Edmondem.
Postawa Edmonda bardzo ją zabolała. I dodała wartości propozycji Petera.
Nie mogła jednak jej przyjąć, bo wiedziała, że Peter wciąż porównuje ją z Leslie i
jest przekonany, że ona też go wykorzysta.
Będzie więc sprzedawać swe obrazy u Sterlinga, w galerii w najlepszym
razie czwartorzędnej, która zapłaci za jej obrazy jedną piątą tego, co dostałaby u
Gallaghera. A jeśli jej się poszczęści, udowodni w końcu Peterowi, że go kocha, a
sobie, iż naprawdę jest artystką.
Może wtedy przyzna, że to, co do niej czuje, to coś więcej niż pożądanie.
Wiedziała, że Peter ją kocha. Wyczuwała to w jego pocałunkach,
pieszczotach, w dziesiątkach kwiatów, jakie przysyłał jej na przeprosiny.
Widziała to w jego oczach, kiedy na nią patrzył, słyszała w brzmieniu głosu,
kiedy mówił, że jej pragnie, i prosił, by za niego wyszła.
Nie powiedział jej tego słowami, nie ustąpił też w sprawie intercyzy.
Intercyza była jej w zasadzie obojętna, bolał ją tylko jego brak zaufania.
No więc kiedy masz zamiar mu powiedzieć? spytała Liza.
Jutro odparła Aimee, odsuwając na razie od siebie wszystkie przykre
sprawy.
Posłuchaj, jeśli chcesz odwołać dzisiejszą kolację i wyprawę do kina, to
nie ma sprawy. Możemy pójść kiedy indziej.
Aimee wyciągnęła rękę i pogładziła przyjaciółkę po ramieniu.
Przecież już się umówiłyśmy, że razem coś zjemy i pójdziemy obejrzeć
film.
Naprawdę nie musimy tego robić dzisiaj. Zrozumiem, że wolisz na
przykład spotkać się z Peterem...
Przestań się martwić o Petera. Zobaczę się z nim jutro. Obiecałam, że
upiekę dla niego chleb z ziołami.
Uznałaś, że droga do serca tej bestii wiedzie przez żołądek, co?
ROZDZIAA SZÓSTY
Aimee zanurzyła pędzel w farbie i ostrożnie położyła na płótnie delikatną
smugę dokładnie w kolorze oczu Petera. Odsunęła się odrobinę od sztalug,
spojrzała na portret i, niezadowolona z rezultatu, rzuciła pędzel na paletę.
Co ja widzę? Taki temperament to u ciebie coś nowego zauważył z
uśmiechem Jacques.
Rzeczywiście odparła z westchnieniem Aimee. Jacques wytarł ręce w
ścierkę, zarzucił kawałek materiału na rzezbę, nad którą akurat pracował, i
podszedł do Aimee.
Co ci jest, mon amie?
Szkoda mojego wysiłku, Jacques. Ja chyba po prostu nie jestem
stworzona na artystkę. Popatrz tylko na to wskazała na portret Petera, nad
którym pracowała od miesiąca.
Jacques skrzyżował ręce na piersiach i przez moment porównywał
malowany przez Aimee portret ze zdjęciem, które przypięła do sztalug.
Pociągnięcia twego pędzla są dobre, dużo lepsze niż dawniej. Farba też
już nie wygląda jak nałożona szczotką.
Aimee skrzywiła się. Wiedziała, że jej technika jest może rzeczywiście nie
najgorsza, jednak namalowany przez nią portret Petera jest zupełnie pozbawiony
życia.
To dobra podobizna twego Petera. Nawet bardzo dobra. W zarysie
szczęki oddałaś nawet jego zaciętość.
Ale spójrz na jego oczy powiedziała ze złością Aimee.
Co mam w nich zobaczyć? Są dokładnie takie same jak na zdjęciu.
Wiem. Ale jest w nich coÅ› dziwnego nawet na fotografii. Aimee znowu
z niechęcią spojrzała na zdjęcie. Wcale nie potrzebowała na nie patrzeć, żeby
malować podobiznę Petera. Znała na pamięć jego twarz. Pamiętała każdą
najmniejszą zmarszczkę tworzącą się wokół jego oczu, kiedy zdarzało mu się
śmiać, i ostrą linię jego brwi, kiedy był zły. Przypominała sobie miękkość warg,
które dawały jej tyle przyjemności. Znała jego twarz i potrafiła odtworzyć na
płótnie każdy jej szczegół. Nie umiała tylko ukazać jej wyrazu.
To wszystko przez te oczy. Nie potrafiła oddać obecnej w nich czułości,
którą tak starał się ukryć. Ani wrażliwości, która kazała mu wydać setki dolarów
na obraz jakiegoś dziecka i powiesić go potem obok bezcennego dzieła sztuki.
A co ci się w nich nie podoba? Nawet taki mistrz jak ja nie oddałby lepiej
ich koloru i kształtu.
Ale to nie są oczy Petera. Są takie... zimne. Odległe. Oczy Petera są
cieplejsze, Å‚agodniejsze.
Jacques parsknął śmiechem.
Ależ mon amie, chyba nikt nie nazwałby Petera Gallaghera człowiekiem
czułym i łagodnym.
Ale on taki jest. Jacques wzruszył ramionami.
Możliwe. Wydaje mi się jednak, że dostrzegasz w nim to, czego nikt inny
nie widzi. Wiem, że to dlatego, iż go kochasz. I na tym właśnie polega problem.
Dlaczego to jest problem?
Bo artyście nigdy nie jest łatwo ukazać na płótnie obraz jego miłości.
To nie ma sensu, Jacques. Przecież miłość powinna mnie właśnie
inspirować.
I inspirowała. To dlatego postanowiła namalować portret Petera.
Inspirować, owszem. Rezultaty bywają fantastyczne. Ale sam proces
twórczy może być frustrujący dodał ze śmiechem Jacques. Jeśli mi nie
wierzysz, spójrz sama na ten portret. Widzisz swego Petera jako człowieka
ciepłego, wrażliwego i czujesz, że nie udało ci się tego oddać na płótnie, prawda?
Aimee spojrzała na obraz. Był technicznie całkiem poprawny, nie była
jednak z niego zadowolona.
Tak.
I kiedy ja, twój nauczyciel, mówię ci, że twoja praca jest świetna, ty mi
nie wierzysz. Czujesz, że czegoś w niej brak.
Tak przyznała Aimee.
Jesteś pewna, że nie dorównuje oryginałowi. Wydaje ci się, że nie
potrafisz uchwycić na płótnie wszystkich cech tej cudownej osoby, którą kochasz.
To było dokładnie to, co czuła.
Uważasz więc, że powinnam dać sobie spokój z malowaniem portretu
Petera?
Nie. Uważam, że powinnaś malować go nie takim, jakim widzą go twoje
oczy, lecz takim, jakim widzi go twoje serce.
Jacques uniósł rękę i przycisnął ją do swojej piersi.
Aimee jeszcze raz spojrzała na portret. Kolor, jakim chciała oddać błękit
jego oczu, choć właściwie dobrany, był jednak zbyt chłodny. Potrzebna będzie
odrobina żółci, żeby nadać spojrzeniu Petera więcej ciepła.
Dziękuję ci szepnęła do Jacquesa. Bardzo chciała wrócić do
malowania.
Uśmiech Jacquesa pełen był życzliwości i zrozumienia.
Widzę, że ogarnia cię twórcza wena rzekł i wręczył jej pędzel. Maluj
swego Petera, Aimee. Nie tego z fotografii, ale tego, którego widzisz oczyma
swojej duszy.
Aimee wzięła od Jacquesa pędzel i zanurzyła go w farbie. Tym razem
każde jego pociągnięcie było jak pieszczota. Malowała tego Petera, którego
całowała. Tego, który ma w sobie tyle miłości, choć wciąż boi się do tego
przyznać.
Była tak pochłonięta pracą, że nie zauważyła, kiedy Jacques znowu do niej
podszedł.
Szczęściarz z tego twojego Petera rzekł. To znakomite dzieło, Aimee.
Znakomite.
Prawda, że dobre?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]