pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przejść bezpiecznie. A teraz, podczas gdy tu siedzicie, wystartowali, żeby
przejść na drugą stronę! Niezle się kłócili, kto pójdzie pierwszy, ale z
pewnością agencje ochrony czuwają nad porządkiem kolejki, która pewnie się już
ustawiła przed korytarzem.
Ayknął piwa i zaciągnął się papierosem, bezczelnie rozkoszując się naszym
zdumieniem i rodzącą się wściekłością Tamary, dla której także musiało być to
zaskoczeniem.
-1 po co to było? - spytałam, przekrzykując innych.
Reid rozparł się w fotelu, splótł palce i wygiął je z trzaskiem.
- %7łeby handlować. Po cóż by innego? Parsknęłam śmiechem.
- Nie zarobią wiele na handlu z nami. Poza tym nie znają drogi.
- Rzeczywiście, oni nie znają. Ale ja ją znam. Przebyłem ją z pierwszymi
spomiędzy szybkiego ludu, pamiętasz? Z tego samego zródła znam ścieżkę
powrotną.
I zamierzam ją sprzedać. - Spojrzał na zegarek. - Od tej chwili zaczyna się
licytacja.
-195-
Tony pochylił się ku niemu.
- Bardzo sprytne, ale szczerze mówiąc, marnujecie pieniądze. Bogacze, którym
sprzedasz ten sekret, nie będą zbyt zadowoleni, kiedy odkryją, że nie
potrzebujemy niczego, co macie do zaproponowania, i sami nie mamy nic do
sprzedania. Albo dlatego, że dostajemy to za darmo, albo dlatego, że nie oddamy
wam tego za nic. Jak powiedziała Ellen, nie zarabiana tym. -Usiadł, bardzo
zadowolony.
- Tego bym nie był taki pewien - oznajmił Reid. Machnął lekko ręką. -Zresztą nie
ważne. Większość firm, o których mówię, nie jest zainteresowana handlem z ludzmi
z Unii Solarnej.
- Więc z kim... - urwałam. Nie chciałam usłyszeć odpowiedzi. - Och, nie! Nie
zrobicie tego.
- Zrobimy - stwierdził spokojnie. - Będziemy handlować z Jo-wiszanami.
Przez chwilę wszyscy siedzieliśmy w osłupiałym milczeniu. Yeng przemówiła
pierwsza; jej wysoki głos ochrypł z gniewu i troski.
- To szaleństwo! Spójrzcie na siebie! Widziałam, jak działa tu komunikacja.
Macie radio do wszystkich celów, elektroniczne komputery wszędzie, nawet w
ciałach, a wielu z was ma łącza w korze mózgowej! Bezpośrednie komputery w
mózgach, prawda? Jesteście beznadziejnie bezbronni, absolutnie obnażeni wobec
ataku wirusów. Stanowicie dla nich pożywkę! Jowiszanie wyjedzą wam mózgi i
nawet
tego nie zauważycie.
- Już o tym myśleliśmy - oświadczył Reid bez wzruszenia. -Jesteśmy przekonani,
że powstrzymają ich nasze środki zaradcze, jeśli Jowiszanie w ogóle zaczną się
zachowywać tak podstępnie, jak ich o to posądzacie.
- Zrodki zaradcze! - głos Yeng ociekał pogardą. - Mieliśmy dwa stulecia ciągłej
walki z wirusowymi plagami, dość żeby opracować środki zaradcze, a i tak nie
przyszłoby nam do głowy to, co zamierzacie zrobić.
Reid wzruszył ramionami.
- Jesteśmy pewni, że sprawimy się lepiej, ponieważ... - zamikł na chwilę -...
mamy lepsze komputery - dokończył dość niezręcznie. Może miał coś więcej do
powiedzenia i w ostatniej chwili się rozmyślił.
- Nie... - zaczęłam. Borys podniósł rękę i rzucił mi szybkie spojrzenie.
- To nieważne - powiedział. - Jeśli wasze statki przejdą przez Milę Malleya,
możecie być spokojni, że zniszczy je Dywizja Cassi-
-196-
ni, nasza agencja obrony. Dywizja założy, że wszystko, co wychodzi z korytarza,
jest dla nas zagrożeniem, jeśli nie usłyszą od nas, że jest inaczej.
- A zatem namawiam was, żebyście tak zrobili. Skontaktujcie się z Komitetem
Centralnym, czy co tam macie, i powiedzcie, żeby nas przepuścili. Jeśli tego nie
zrobicie, jeśli wasze statki nas zaatakują, myśliwce Wzajemnej Ochrony,
chroniące naszych kupców, podejmą odpowiednie kroki.
Borys i Andrea jednocześnie parsknęli śmiechem. Reszta załogi wydawała się
przynajmniej rozbawiona. Nawet Malley zdobył się na słaby sceptyczny uśmiech
wobec tej przejrzystej przechwałki. Malley widział nasze statki, Reid nie.
-Niech spróbują- zawołał Borys. Znowu się roześmiał. -Niech spróbują!
Reid wstał, podszedł do ściany i przyłożył dłoń tuż obok zdjęcia jego samego na
tle smukłej maszyny, przypominającej odrzutowy myśliwiec z czasów trzeciej wojny
światowej. Wyciągnął papierosa i zmierzył nas chłodnym, szacującym spojrzeniem.
Wiedziałam, co zamierza powiedzieć, więc go uprzedziłam.
- Zakładam, że już przyjrzeliście się  Carbon Conscience". Być może wpuściliście
do niego kamerę-muchę. I czego się dowiedzieliście?
- Rzeczywiście -przyznał Reid, cofając się mimo woli, co sprawiło mi odrobinę
satysfakcji. Borys zesztywniał; moje przelotne spojrzenie kazało mu pozostać na
miejscu. - Podeszliśmy do niego bliżej niż do  Terrible Beauty". - Tym razem to
on się ucieszył, ponieważ nie zdołałam ukryć zaskoczenia. - O, tak, pan Powell
doprowadził do tego miejsca nasze heliportery, kiedy tylko was zabraliśmy.
Bardzo życzliwy gość, czysta uczynność, z czym się zapewne zgodzicie. Co do
 Carbon Conscience"... - spojrzał nad naszymi głowami. Gałki oczne drgnęły mu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta