[ Pobierz całość w formacie PDF ]
został chybiony, gdyż Nieczujski począł wrzucać pytania i czynić sprostowa-
nia, które Romana zmusiły do zamknięcia się w dostojnym milczeniu.
Rzucił tylko zatrute wejrzenia na pana Adolfa, od którego się one odbiły,
nie raniwszy go.
List wysłany z Gromów rano doszedł zawczasu do Pruhowa. Hrabia sie-
dział w fotelu i przezierał rachunki, gdy doktor Pęklewski wszedł z tym pi-
smem, spodziewając się, iż nim uczyni przyjemność staremu. Wnosił bardzo
słusznie, iż synowiec, znając stan zdrowia hrabiego, nie pospieszałby tak z
udzieleniem mu złych wiadomości.
Odsłoniono nieco firankę i hrabia, z niecierpliwością rozpieczętowawszy
list, czytać go począł. Doktor stojący z daleka dostrzegł zaraz, że w miarę jak
czytanie postępowało, chmurzyło się czoło starego, usta zacinały, twarz na-
bierała wyrazu, na którego znaczeniu omylić się nie było można. Energiczny
starzec dokończył czytania powoli, wymógł na sobie spokój i rzucił list na
stół. Oczy jego, podnosząc się, zatrzymały na doktorze, który stał śledząc
każdy ruch jego.
Westchnął. Nie bywał zwykle wywnętrzającym się, tym razem strapienie
mu usta otworzyło. Wskazał ręką na leżący papier.
Ten biedny Roman zawołał nigdy w życiu sobie rady dać nie potrafi!
Uchowaj Boże na mnie tego, co nieuchronne... jak on się na świecie obróci,
odgadnąć nie umiem. Tyle starań około jego wychowania, tyle troskliwości o
wykształcenie i wszystko daremne... wszystko daremne! powtórzył starzec
smutnie.
Doktor nie śmiał pytać o nic.
Widzę odezwał się że list był niezupełnie zadowalniający pana hrabie-
go... nie byłbym z nim tak spieszył...
A cóż by to pomogło? odparł z rezygnacją hrabia. I owszem, lepiej, że
wiem, jak rzeczy stoją, może się da coś zaradzić... Jesteś przyjacielem nasze-
go domu dodał ciszej.
Sługą wiernym poprawił Pęklewski niech hrabia wierzy, iż szczerszego
nie ma.
Ufam, że tak jest kończył stary i dlatego tak jestem otwarty. Roman
popsuł sobie, jak widzę, w Gromach. Mój doktorze kochany, nie wiem już, co
począć... prosiłbym cię...
Niech hrabia rozkazuje podchwycił doktor.
Jedz, czy co... pisać już próżno. Jedz ode mnie w poselstwie do baronów-
nej mówił z wolna hrabia proś ją... sam nie wiem, co już radzić! niech
przyjedzie jednego z tych dni na parę godzin do Pruhowa. Sam się z nią wi-
dzieć pragnę... to będzie najlepiej.
Doktor się żywo zakręcił.
A jeśli pan hrabia by mnie potrzebował? zapytał.
Nie zabawisz długo, nie spodziewam się nic tak złego, nagłego. Więcej mi
pomoże trochę lepszej nadziei niżeli wszelkie leki.
97
W ten sposób złożyła się nagła podroż Pęklewskiego do Gromów, która nie-
zmierne tam wywołać miała zdziwienie. Zamiast powrotu posłańca, którego
doktor zabrał z sobą za powozem, hrabia Roman doczekał się przyjazdu i na-
straszył tak, że zbiegł ze wschodów, aby Pęklewskiego rozpytać, co się stało.
Nic nie ma nowego odparł doktor mam polecenie do baronównej...
Romanowi tryumfem zabłysły oczy.
Hrabia prosi ją, aby go odwiedziła na parę godzin.
Nie pytał już więcej, Pęklewskiego wprowadzono zaraz. Znajomym był ba-
ronównie, która go sam na sam przyjęła. Miała ona przywiązanie do opieku-
na i niespokojna o jego zdrowie naprzód zagadnęła o nie.
O tyle, o ile w stanie tym dobrze być można, hrabia jest dobrze rzekł
Pęklewski. Chociaż ja zawsze obawę o niego mam wielką. Wysłał mnie do
pani.
Lola spojrzała zarumieniona.
Hrabia prosi panią usilnie, abyś go odwiedzić raczyła.
Nastąpiło dosyć długie milczenie.
Prośba jego rozkazem jest dla mnie odpowiedziała z wolna baronów-
na jutro jadę. Pęklewski się skłonił.
To go uzdrowi dodał oglądając się po pokoju. Muszę wyznać pani, iż
go ostatni list hrabiego Romana mocno poruszył.
Musiał się skarżyć na mnie spokojnie poczęła baronówna, wstrząsła
trochę głową i jakby zmieniając rozmowę powtórzyła: Jutro jadę, wszystko
się wyjaśni.
Smutna jej twarz, rezygnacja, małomówność uderzyły doktora, ale speł-
niwszy swe posłannictwo, nie mógł przeciągać rozmowy nadzwyczaj drażli-
wej. Zagadał więc o rzeczach obojętnych i miał nawet myśl uwolnienia baro-
nównej od obecności swojej, a usunięcia się do Romana, aby nie być natręt-
nym, gdy do pokoju wszedł Nieczujski. Baronówna już go miała prezentować
Pęklewskiemu, gdy ujrzała, że ci panowie ze zdumieniem i wahaniem się
wzajem sobie nadzwyczaj pilnie przypatrywać zaczęli. Na ostatku Pęklewski
nagle wstał i zawołał:
Pan Adolf Nieczujski! Cóż pan tu robisz?
Doktor Pęklewski! odparł, ściskając dłoń jego Adolf.
Panowie się znacie? spytała zdziwiona baronówna.
Od Berlina! rzekł Nieczujski śmiejąc się. Doktor Pęklewski część
swoich studiów tam odbywał, a ja wszystkie.
Po krótkiej rozmowie Pęklewski, zamiast udać się do Romana, zaciekawio-
ny mocno wyszedł z Nieczujskim do jego pokoju w oficynie. Tu się uściskali
na nowo.
Co ty robisz? spytał Nieczujski.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]