pdf > ebook > pobieranie > do ÂściÂągnięcia > download

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

głowę kapelusz, złapał pod pachę płaszcz i wyniósł się do wszystkich
diabłów. Coś takiego jeszcze nigdy mi się nie zdarzyło - myślał
chaotycznie. Coś podobnego! Nochal Ben Halevi! Ju\ nawet przezwiska
się dorobił... Kiedy? Taki smarkacz, wygląda jakby do trzech nie potrafił
zliczyć... nie, to nie to, ciągle nie to... Ach, ty bydle bezmózgie, ty
Zcierwniku! Tu mnie dopadłeś! Zrobiłeś mnie w konia jak ostatniego
kretyna... Jak to się stało? Przecie\ to po prostu nie mogło się stać! No,
identycznie jak wtedy w Singapurze - mordą o ziemię, głową o ścianę...
Wsiadł do samochodu i przez jakiś czas nie bardzo wiedząc, na jakim
świecie jest, szukał na desce rozdzielczej kluczyka do stacyjki. Z
kapelusza kapało na kolana więc go zdjął i nie patrząc rzucił za siebie.
Rzęsisty deszcz zalewał przednią szybę i Richardowi Nunnunowi z
niewiadomego powodu wydało się, \e z tej właśnie przyczyny nie ma
zielonego pojęcia, co dalej począć. Kiedy zdał sobie z tego sprawę, z całej
siły rąbnął pięścią w swoje łyse czoło. Ul\yło. Od razu sobie przypomniał,
\e kluczyka nie ma i być nie mo\e, a za to w kieszeni le\y "owak".
Wieczny akumulator. I \e choćbyś miał pęknąć, trzeba go wyjąć z
kieszeni i wetknąć w gniazdko, i wtedy będzie mo\na przynajmniej gdzieś
pojechać - aby dalej od tego domu, od tego okna, przez które niezawodnie
obserwuje go stara purchawa...
Ręka Nunnuna z "owakiem" zamarła w połowie drogi. Tak, wiem
przynajmniej, od kogo trzeba zacząć. No i właśnie od niego zacznę. Och,
jak ja od niego zacznę! Nikt nigdy od nikogo tak nie zaczynał, jak ja od
niego zacznę, i to natychmiast. I z taką przyjemnością. Puścił w ruch
wycieraczki i pojechał bulwarem, jeszcze prawie nic przed sobą nie
widział, ale ju\ powoli się uspokajał. To nic. Choćby nawet i tak jak w
Singapurze. Koniec końców w Singapurze wszystko się przecie\ dobrze
skończyło... Te\ wielka parada, raz mordą o ziemię! Mogło być gorzej!
Nie mordą i nie o ziemię, ale o coś takiego z gwozdziami... Dobra, nie
będziemy się rozpraszać. Gdzie ten mój zakład? Ni cholery nie widać...
Aha jest.
Pora była nie urzędowa, ale zakład "Minut Pięć" płonął światłami
niczym "Metropol". Otrząsając się jak pies na brzegu, Richard Nunnun
wkroczył do rzęsiście oświetlonego hallu śmierdzącego tytoniem, drogerią
i skisłym szampanem. Stary Bennie, jeszcze bez liberii, siedział przy
barku na ukos od wejścia i coś \arł trzymając w garści widelec. Przed
nim, zło\ywszy wśród pustych kieliszków swój potworny biust siedziała
Madame i frasobliwie patrzyła, jak Bennie się od\ywia. W hallu nawet
jeszcze nie posprzątano po wczorajszym. Kiedy Nunnun wszedł, Madame
niezwłocznie zwróciła w jego stronę szeroką otynkowaną twarz,
początkowo niezadowoloną, a w sekundę pózniej rozpromienioną
zawodowym uśmiechem.
- Ha! - powiedziała basem. - Byłby to sam pan Nunnun? Ma pan ochotę
na dziewczynkę? Bennie obojętnie \arł dalej, był głuchy jak pień.
- Witaj, staruszko! - powiedział Nunnun zbli\ając się. - Po co mi
dziewczynki, je\eli widzę prawdziwą kobietę.
Bennie wreszcie zauwa\ył Nunnuna. Straszna maska w purpurowo -
granatowych bliznach wykrzywiła się z wysiłkiem w powitalnym
uśmiechu.
- Dzień dobry, szefie! - wychrypiał. - Przyszedł pan się obsuszyć?
Nunnun uśmiechnął się w odpowiedzi i skinął mu dłonią. Nie lubił
rozmawiać z Bennie - bez przerwy trzeba było krzyczeć.
- Gdzie mój zarządca, nie wiecie? - zapytał.
- U siebie - odparta Madame. - Jutro trzeba zapłacić podatki.
- Och, te podatki! - Powiedział Nunnun. - No dobra. Madame, proszę
mi przygotować to, co lubię, niedługo wrócę.
Bezszelestnie stąpając po grubym syntetycznym dywanie przeszedł
korytarzem, minął zasłonięte portierami gabinety - na ścianie obok
ka\dego gabinetu wisiała podobizna jakiegoś kwiatka - skręcił w
niewidoczny korytarzyk i bez pukania otworzył obite skórą drzwi.
Gnat Ratiusza siedział przy biurku i studiował w lusterku złowieszczy
pryszcz na nosie. Miał głęboko w dupie jutrzejsze podatki. Przed nim, na
idealnie pustym stole, stał słoiczek z maścią rtęciową i szklanka z
przezroczystym płynem. Gnat Ratiusza podniósł na Nunnun przekrwione [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • cyklista.xlx.pl
  • Cytat

    Do wzniosłych (rzeczy) poprzez (rzeczy) trudne (ciasne). (Ad augusta per angusta). (Ad augusta per angusta)

    Meta